Słowa, które zabijają [OPINIA]
W polskim życiu publicznym słowa już nic nie znaczą. Stało się to za sprawą przede wszystkim polityków, a po części także komentatorów - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Migalski.
21.09.2024 21:16
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Zacznijmy od grzeszków tych pierwszych. Gdy ostatnio Donald Tusk powiedział, że rozliczenia z PiS są najrozleglejszymi od czasów wymierzania sprawiedliwości w Norymberdze i po wojnie jugosłowiańskiej, opadła mi szczęka. Jak można porównać łapanie złodziei z poprzedniej ekipy, do zbrodniarzy hitlerowskich i tych, którzy w latach 90-tych ubiegłego wieku mordowali cywilów w konflikcie jugosłowiańskim?!
Oczywiście, premier nie dokonał tego porównania wprost, bo na to jest za mądry i za sprytny – ot po prostu, w jednym zdaniu połączył Hitlera, z barbarzyństwem Milosevica oraz politykami PiS. Spotkało się to radosnym przywitaniem wśród najzacieklejszych zwolenników obecnej władzy.
Pewnie poczuli oni podobną satysfakcję, jak wyborcy PiS w chwilach, gdy prezes tej partii wprost z mównicy sejmowej oskarżał polityków PO o to, że mają zdradzieckie mordy i zabili jego brata. Oraz wówczas, gdy z tego samego miejsca rzucał w twarz szefowi PO, iż jest niemieckim agentem. Tak, radość u żelaznego elektoratu Zjednoczonej Prawicy musiała być identyczna, jak obecnie wśród Silnych Razem, gdy ich idol napomknął w jednym zdaniu o hitlerowcach i pisowcach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tylko, że te słowa nie są prawdziwe – ludzie Tuska nie zamordowali Lecha Kaczyńskiego, sam Tusk nie jest agentem Niemiec (podobnie jak Kaczyński nie jest agentem Rosji), a rozliczania pisowców nie można porównywać do procesu norymberskiego (pod żadnym względem). Słowa w polskiej polityce już nic nie znaczą – służą jedynie do karmienia najbardziej betonowego elektoratu i wzbudzania nienawiści do przeciwników.
Zobacz także
Nie byłoby to możliwe, gdyby na straży sensu i prawdy stali ci, których jest to obowiązkiem – komentatorzy, publicyści, dziennikarze. Niestety, ogromna część z nas sprzeniewierzyła się swoim zadaniom i sekunduje swym politycznym idolom. Tak było za poprzedniej władzy, gdy żadne bezeceństwo PiS nie skłaniało medialnych pałkarzy z TVP, TV Republika, portalu braci Karnowskich i innych prorządowych (wówczas) ścieków, do choćby lekkiej krytyki PiS. I tak dzieje się obecnie, kiedy to wielu dziennikarzy, naukowców i publicystów nie stać na głos krytyczny w stosunku do rządu Tuska, z obawy, by tym samym nie wzmocnić PiS i nie przyczynić się do jego powrotu do władzy.
Zobacz także
Jakie są skutki tego stanu rzeczy? Opłakane – partie mogą robić, co chcą, politycy mówić, co im ślina na język przyniesie, a i tak nie spotyka ich za to kara. Więcej nawet - tylko kłamiąc, siejąc nienawiść, posługując się postprawdą, mogą zyskiwać uznanie najtwardszych elektoratów, których przedstawiciele są najaktywniejsi w mediach społecznościowych. Im kto jest bardziej hejterskim politykiem, tym ma większą szansę na lajki, zasięgi i poklask. Oraz na reelekcję, bo ci najbardziej betonowi fanatycy potrafią takich kandydatów wyłowić na listach partyjnych i zapewnić im mandat poselski nawet wówczas, gdy są poukrywani na dalszych miejscach list.
Zobacz także
Obecnie hejt, fake newsy, zwyczajne kłamstwa i prymitywna nienawiść są w cenie. Za to słowa straciły jakąkolwiek wartość. Na razie ofiarą jest prawda – jak to zawsze bywa na wojnach. Ale już za chwilę ofiarami będziemy my wszyscy – i to nie tylko w przenośni i nie tylko symbolicznie. Bo przecież niewiele dzieli nas czasu od tego momentu, gdy jakiś zachęcony przez barwny język Tusk fanatyk obecnej władzy będzie chciał wymierzyć "zbrodniarzom" z PiS własną "Norymbergę", a jakiś betonowy zwolennik Kaczyńskiego podejmie się próby anihilacji "niemieckiego agenta" lub zwyczajnego wyborcy "partii niemieckiej".
Słowa w Polsce już nic nie znaczą. Ale mogą zacząć zabijać.
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski
Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".