"Obserwowali Pałac przez lornetki". Znamy kulisy zatrzymania Kamińskiego i Wąsika

Policyjna akcja zatrzymania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika była koordynowana w ścisłym kierownictwie MSWiA i policji - ustaliła nieoficjalnie Wirtualna Polska. Kluczowe miało być jednak wsparcie jednego z komendantów Służby Ochrony Państwa i nieformalna pomoc ze strony byłego Komendanta Stołecznego Policji.

Policjanci przed zatrzymaniem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika obserwowali pomieszczenia w Pałacu Prezydenckim
Policjanci przed zatrzymaniem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika obserwowali pomieszczenia w Pałacu Prezydenckim
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szyma�ski
Sylwester Ruszkiewicz

- Z taktycznego punktu widzenia akcja przeprowadzona profesjonalnie - mówi nam wysoko postawiony oficer służb.

We wtorek po godzinie 18 prezydencka kolumna opuszcza Pałac Prezydencki i kieruje się do Belwederu. Spotkanie z liderką białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej i innymi opozycjonistami reżimu Aleksandra Łukaszenki było zaplanowane już wcześniej. Wiedziały o nim również służby związane z obecną władzą i kierownictwo MSWiA.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W Pałacu, pod nieobecność prezydenta Polski, gospodarzem obiektu była szefowa Kancelarii Prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych. W tym czasie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik przebywali w jednym z gabinetów prezydenckich ministrów. Nieoficjalnie - w pokoju Marcina Mastalerka (szefa gabinetu prezydenta Polski, którego nie było wtedy w Pałacu).

To wtedy policjanci dostali sygnał, że mogą wejść do gmachu prezydenta.

Z naszych informacji wynika, że pod Pałacem w gotowości czekało kilkanaście radiowozów, a prezydenckie pomieszczenia były obserwowane przez funkcjonariuszy przy pomocy lornetek.

- Nie byłoby całej akcji bez współpracy z SOP (Służą Ochrony Państwa - red.) - mówi nasz informator.

Policjantów do Pałacu wpuścili funkcjonariusze SOP, strzegący wejścia do prezydenckiego gmachu. - Zgodę musiał wydać szef prezydenckiej ochrony obiektu i dowódca zmiany, a jemu wydał polecenie jeden z komendantów - mówi nasz informator.

SOP wspomógł policyjną akcję

Który? We wtorek późnym wieczorem wśród funkcjonariuszy służb krążyło nazwisko zastępcy szefa SOP ppłk Bartosza Hebdy, byłego wieloletniego szefa ochrony…prezydenta Andrzeja Dudy, który miał zostać przekonany do współpracy z nowym kierownictwem MSWiA.

Nasze źródła w służbach twierdzą jednak, że Hebda mógł zostać przy planowaniu akcji pominięty - właśnie ze względu na bliskie relacje z prezydentem, a MSWiA "dogadało się" z komendantem SOP gen. Radosławem Jaworskim. Niewykluczone, jak twierdzą nasze źródła, że Jaworski - dzięki tej akcji - pozostanie na stanowisku szefa SOP, choć został komendantem za rządów PiS.

Próbowaliśmy zweryfikować te informacje u rzecznika Służby Ochrony Państwa Bogusława Piórkowskiego, ale nie odbierał od nas telefonu i nie zareagował na prośbę o kontakt telefoniczny.

- Funkcjonariusze SOP znali rozkład pomieszczeń w Pałacu, wskazali policjantom miejsce, w którym przebywają Kamiński i Wąsik. To znacznie przyśpieszyło policyjną akcję zatrzymania - relacjonuje nasz informator ze służb.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak dodaje, akcja była zaplanowana, a sygnałem do jej realizacji było opuszczenie przez prezydenta Andrzeja Dudę Pałacu Prezydenckiego. - To było dokładnie przemyślane działanie. Odbyła się błyskawicznie. Nie było żadnego ciągania, użycia siły. Nie powstało żadne zdjęcie z zatrzymania. Liczyła się szybkość i skuteczność - podkreśla nasze źródło.

Szefowa Kancelarii Prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych w Telewizji Republika mówiła, że po wejściu policji "pracownicy Kancelarii nie stawiali oporu".

- Kiedy rozmawialiśmy z panami ministrami w jednym z gabinetów naprzeciwko gabinetu pana prezydenta weszli policjanci i zatrzymali gości pana prezydenta - relacjonowała.

Po zatrzymaniu Kamińskiego i Wąsika szefowa Kancelarii Prezydenta zadzwoniła do prezydenta Andrzeja Dudy. - Kiedy pan prezydent został poinformowany o tym, co dzieje się w pałacu, chciał natychmiast wracać i wyjazd z Belwederu został zastawiony autobusem komunikacji miejskiej - przekazała.

Według Kancelarii Prezydenta autobus zablokował wyjazd kolumny prezydenckiej na kilkanaście minut. Z naszych informacji wynika, że prezydencka limuzyna wyjechała z Belwederu po kilku minutach i przejechała po chodniku - omijając autobus.

Jak informowała rzeczniczka Ratusza Monika Beuth-Lutyk, pojazd będąc na podjeździe pod górę przy Belwederze miał awarię - zablokował się system hamulcowy w wyniku ubytku powietrza w układzie pneumatycznym. O awarii autobusu poinformowano SOP i policję. Całe zdarzenie miało trwać kilkanaście minut, w tym czasie prezydent dojechał do Pałacu.

Zdaniem prezydenckich ministrów, awaria autobusu nie była przypadkowa i miała na celu zablokować wyjazd prezydenta z Belwederu. Ratusz odpiera zarzuty. - Spisek autobusowy? Naprawdę? - napisał Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy na portalu X (dawnym Twitterze).

Pierwsze informacje o zatrzymaniu Mariusza Kamińskiego oraz Macieja Wąsika na terenie Pałacu Prezydenckiego pojawiły się po godz. 19. Politycy trafili do Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII przy ul. Grenadierów, a następnie zostali przewiezieni do aresztu śledczego w Warszawie-Grochowie.

Nieformalne wsparcie od byłego szefa KSP

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że przy policyjnej akcji zatrzymania byłych ministrów z rządu PiS nieformalnie współpracował były Komendant Stołeczny Policji gen. Michał Domaradzki, a obecnie dyrektor Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa podlegającego pod Ratusz Rafała Trzaskowskiego. To jego nazwisko wymienia się w kontekście objęcia szefa polskiej policji (obecnie p.o. komendanta głównego jest Marek Boroń - red.).

- Był na łączach z szefem MSWiA Marcinem Kierwińskim, z którym zna się od lat - mówi nasze źródło ze służb.

Nieformalnie, bo jak dodaje nasz informator, Kierwiński formalnie polecenia musiał wydawać komendantowi głównemu policji Markowi Boroniowi, a ten komendantowi stołecznemu Pawłowi Dzierżakowi. Ten z kolei policjantom, którzy zatrzymali Kamińskiego i Wąsika.

Co ciekawe, to do Domaradzkiego jako szefa Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa trafiają wszystkie raporty z awarii autobusów miejskich. Ten z awarii autobusu linii 180 przed Belwederem również trafi do niego na biurko.

- Nie dziwię się, że nikt się teraz nie przyznaje do "akcji" z autobusem. Trudno jednak uwierzyć, że był to przypadek - mówi nasze źródło, oficer służb.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3178)