O co zagramy z Amerykanami?
Nowy rząd przejmuje od starego wszystkie nierozwiązane problemy naszych relacji z USA: Irak, Afganistan, tarczę antyrakietową i wizy
Donald Tusk w kampanii wyborczej obiecał wycofanie wojsk z Iraku. – I danego słowa trzeba dotrzymać – zapewniają nowe rządowe źródła, przyznając jednocześnie, że będzie to decyzja ściśle związana z negocjacjami w sprawie tarczy antyrakietowej. Dla Amerykanów sygnałem, że wracamy do rozmów o tarczy, przerwanych ze względu na wybory, może być zwrócenie uwagi na tę sprawę w exposé premiera. Wkrótce wznowione zostaną negocjacje, a wypracowana umowa umożliwi odblokowanie przez amerykański Kongres pieniędzy na budowę tarczy w Polsce. Chodzi o 310 milionów dolarów, za które ma powstać 10 wyrzutni przeciwrakietowych.
tarcza Na Stół
Poprzedni rząd traktował sprawę tarczy przede wszystkim jako sposób na obronę polskiej suwerenności przed zakusami Rosji. Włączenie się do amerykańskiego systemu obrony miało w rozumieniu PiS pozbawić Moskwę złudzeń, że może manipulować krajami pozostającymi wcześniej w strefie rosyjskich wpływów. Dlatego gdy w lipcu 2007 roku prezydent Lech Kaczyński udał się z wizytą do USA, zadeklarował, że decyzja o budowie tarczy jest już przesądzona. Było to tuż po spotkaniu Busha z Putinem. Dwa miesiące wcześniej polski prezydent mówił na międzynarodowej konferencji w Pradze, że Polska nie chce w zamian za tarczę „specjalnych korzyści, a tylko świata, który będzie bezpieczniejszy”. Dziś sytuacja- jest trochę inna. Ministrem spraw zagranicznych odpowiedzialnym za negocjacje dotyczące tarczy nie jest już uległa Pałacowi Prezydenckiemu Anna Fotyga, ale bardzo nielubiany przez braci Kaczyńskich Radosław Sikorski znany z poglądu, że tarcza jest dla Polski korzystna, ale nie za darmo. W kręgach dyplomatycznych jest
popularna anegdota o wyskoku Sikorskiego tuż po utworzeniu rządu PiS, w którym pełnił- funkcję ministra obrony. Sikorski wybrał się wówczas do stolicy USA i przedstawił twarde żądania dodatkowej- ochrony przeciwrakietowej oraz dofinansowania polskiej armii w zamian za tarczę. Wywołało to spięcie z ówczesnym sekretarzem obrony USA Donaldem Rumsfeldem, i to w sytuacji, gdy oficjalnej decyzji o rozpoczęciu rozmów w sprawie tarczy jeszcze nie było. Ta podjęta została dopiero na początku 2006 roku.
Może właśnie tamtego wyjścia przed szereg nie mogą Sikorskiemu zapomnieć bracia Kaczyńscy. Może obawiają się, że zbyt wygórowane żądania stawiane teraz przez niego jako szefa MSZ zaprzepaszczą budowę tarczy, która była oczkiem w głowie rządu Jarosława Kaczyńskiego?
Jedno jest pewne – Sikorski nie uzna samej obecności Amerykanów w Polsce za korzyść, która uzasadniałaby budowę tarczy. Będzie też sprawniejszym negocjatorem niż poprzednia ekipa, gdy po stronie amerykańskiej zasiadał prezydent George W. Bush w towarzystwie szefowej dyplomacji Condoleezzy Rice i głównego negocjatora tarczy Johna Rooda, a po drugiej prezydent Lech Kaczyński, szefowa jego gabinetu Elżbieta- Jakubiak i szef BBN Władysław Stasiak.
Stawka większa niż tarcza
W rządzie Tuska panuje przekonanie, że „buszyści mają przed przyszłorocznymi wyborami nóż na gardle. Jest więc szansa, by ugrać coś za tarczę. W przeciwnym razie nie warto robić prezentu odchodzącej ekipie, tym bardziej że w kontaktach z nową administracją waszyngtońską mógłby taki prezent okazać się dla Polski gorącym kartoflem” – mówi polityk Platformy. Olaf Osica, ekspert fundacji Centrum Europejskie Natolin, dodaje, że obecnie jest szczególny moment na prowadzenie negocjacji nie tylko z uwagi na zbliżające się wybory w USA: – Amerykanie muszą zdecydować, czy położyć nacisk na kontakty z Rosją w zamian za zawiązanie z Moskwą sojuszu antyirańskiego, czy na Europę Środkową, czyli rozbudowę tarczy również służącą obronie przed zagrożeniem ze strony Iranu.
Prawdopodobieństwo, że Amerykanie poświęcą Polskę na rzecz umowy z Rosją, jest spore,ale wówczas tym bardziej nie warto brać tarczy jedynie za cenę sojuszniczej retoryki, do czego skłonne było PiS. Powrót Sikorskiego do polsko-amerykańskich negocjacji może wprawdzie oznaczać, że zaczynamy rozmowy od nowa, ale jednocześnie stwarza szansę na uzyskanie czegoś od USA.
Nie wiadomo, czy będziemy walczyć, jak wcześniej chciał Sikorski, o baterię wyrzutni rakietowych Patriot, które chroniłyby terytorium Polski, czy o miliard dolarów na przezbrojenie armii (Sikorski twierdził, że taka kwota to zaledwie dzienny budżet Pentagonu). Dziś mówi się także o możliwości włączenia Polski w plany monitoringu radarowego NATO i objęcia zwiadem natowskich samolotów bezzałogowych.
Do tego – jak można usłyszeć w MSZ – warto zabiegać o wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Polski w sprawie „planów ewentualnościowych” NATO. Są to plany obrony krajów członkowskich, które w przypadku Polski nie powstały, gdy włączyliśmy się do paktu północnoatlantyckiego. Nie zdefiniowano bowiem rodzajów zagrożenia dla naszego kraju. Kiedy staniemy się częścią amerykańskiej tarczy, utworzenie takich planów może okazać się wreszcie konieczne.
Kartą przetargową za tarczę może być w końcu – jak proponuje profesor Zbigniew Lewicki z Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego – lobbing USA w sprawach energetycznych. Skoro Amerykanie mają lepsze kontakty z Moskwą niż Polacy, to mogą pomóc Warszawie w eliminowaniu niebezpieczeństwa zakręcenia rosyjskiego kurka z ropą czy gazem. Dla Amerykanów to szansa, by zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli mieć układ z Rosją w sprawie Iranu i tarczę antyrakietową w Polsce.
Irak do Afganistanu
Przed nowym rządem stoi zadanie udowodnienia Amerykanom, że jesteśmy zainteresowani tarczą, ale wyłącznie w zamian za rzeczywiste korzyści dla naszego kraju. Pamiętać przy tym trzeba, że elementem tej rozgrywki pozostaje kwestia Iraku.
Dla Polski stało się już jasne, że marzenia o wielomilionowych kontraktach w Iraku i dostępie do złóż ropy trzeba odłożyć do lamusa. Dopóki jednak nasi żołnierze stacjonują w irackich bazach, a obecnie jest ich tam 900, pozycja Polski w rozmowach z USA jest silniejsza. Jeśli chcemy więc wynegocjować coś, co poprawi nasze bezpieczeństwo, to należy wykorzystać udział Polaków w operacji irackiej.
Eksperci nowego rządu twierdzą, że wycofywanie polskich wojsk z Iraku pokryje się z finalizacją rozmów o tarczy. Nie oznacza to oczywiście, że zupełnie przestaniemy służyć u boku Amerykanów. Zmniejszaniu irackiego kontyngentu towarzyszyć ma zwiększanie liczby polskich żołnierzy na misji w Afganistanie. Do 1200 przebywających tam żołnierzy dołączy w przyszłym roku ponadstuosobowa eskadra helikopterowa.
Afgańska misja to także powód, by podbijać stawkę w rozmowach o tarczy. Samo doświadczenie żołnierzy i możliwość uznawania się za sojusznika USA jest w odczuciu społecznym zbyt niską ceną za życie polskich żołnierzy i za społeczną traumę, kiedy dochodzi do tragedii z udziałem niewinnych cywilów.
Wizy do szuflady
Dla dotychczasowych rządów kartą przetargową w rozmowach z USA było zniesienie wiz dla Polaków. Postulat ten trafiał jednak w Waszyngtonie na mur. Co więcej, wiosną tego roku Amerykanie zaostrzyli kryteria obejmowania innych krajów programem ruchu bezwizowego. Obecnie warunkiem przystąpienia do niego jest albo zejście poniżej 10 procent odrzucanych przez konsulaty amerykańskie wniosków wizowych (w Polsce jest to wciąż powyżej 20 procent), albo utrzymanie poniżej limitu wyznaczonego przez USA liczby obcokrajowców nielegalnie przedłużających pobyt. Problem w tym, że władze amerykańskie nie kontrolują ruchu osób wyjeżdżających z USA. Trudno więc ocenić, ilu Polaków spośród tych, którzy wjeżdżają na terytorium USA, pozostaje tam nielegalnie, a ilu to zwykli turyści. Dlatego Amerykanie postanowili stworzyć rejestr wyjeżdżających i dopiero na jego podstawie będzie można starać się o zniesienie wiz dla Polaków, przynajmniej turystycznych. MSZ nie wyklucza wówczas negocjacji w sprawie ustalenia puli wiz
pracowniczych. To jednak będzie możliwe, gdy Stany Zjednoczone dadzą zielone światło. W odróżnieniu od rządów Millera czy Kaczyńskiego gabinet Tuska nie będzie więc grał wizową kartą w relacjach z USA. Polska walczy dziś o wiele istotniejsze niż wizy sprawy: pozycję w stosunkach międzynarodowych oraz o bezpieczeństwo naszego kraju i naszych żołnierzy.
Wszystko wskazuje na to, że ciężar negocjacji spocznie na nowym szefie MSZ Radosławie Sikorskim. Premier Tusk jest bowiem pochłonięty przede wszystkim przez sprawy krajowe, a nowemu ministrowi obrony, dotychczasowemu eurodeputowanemu Bogdanowi Klichowi, bliższe są kwestie europejskie.
Biorąc natomiast po uwagę napięte stosunki między Sikorskim a prezydentem Kaczyńskim, który także chce prowadzić politykę zagraniczną, niewykluczone, że konieczne będzie powołanie nieformalnego łącznika pomiędzy MSZ a Pałacem Prezydenckim.- Choćby po to, by ustalać wspólne stanowisko, żeby na zewnątrz Polska mogła mówić jednym głosem. W przeciwnym razie Amerykanie mogą próbować rozgrywać między dwoma obozami władzy w Polsce, zwłaszcza w czasie negocjacji o tarczę.
Rolę takiego łącznika mógłby odegrać dotychczasowy wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, który w minionym rządzie uczestniczył w negocjacjach dotyczących tarczy i jest jednocześnie ceniony przez nową ekipę. Jest również w dobrych stosunkach z Robertem Kupieckim. Ten wkrótce obejmie stanowisko ambasadora Polski w USA. Do tej kandydatury Platforma również nie ma zastrzeżeń, choć jest to ambasador zaproponowany przez rząd PiS. Pytanie, czy ta pozornie zgrana drużyna poradzi sobie na spotkaniach z przedstawicielami USA i umożliwi premierowi Tuskowi powrót z tarczą, a nie na tarczy.
Aleksandra Pawlicka