O co chodzi ze ślubem Harry'ego i Meghan. Za kulisami polityka i intrygi dworu
Uwierzyliście we wspaniały ślub księcia i jego przesympatycznej wybranki? Tak pogrążona w kryzysie brytyjska monarchia produkuje wydarzenia towarzyskie dla gawiedzi. Za kulisami wydarzenia czai się polityka, brexit i dworskie intrygi.
18.05.2018 | aktual.: 18.05.2018 21:57
Ślub księcia Harry'ego i Meghan Markle odbędzie się już dziś. Gdy rozpoczęto przygotowywania, pracownicy brytyjskiej dyplomacji próbowali docierać do potencjalnych komentatorów uroczystości w stacjach telewizyjnych na całym świecie. Chodziło o to, aby zanadto nie wyzłośliwiali się oni na temat narzeczonych. Kto zajrzy życiorys księcia Harry'ego, przeczyta, że to nieuk, który ukończył geografię z oceną dostateczną. Po zakończeniu kariery wojskowej nie pracuje zawodowo. Ot, typowy przedstawiciel klasy próżniaczej.
Słabym punktem życiorysu jego wybranki Meghan Markle jest natomiast rozwód i kłopoty rodzinne. Aby ślub doszedł do skutku, aktorka z Los Angeles musiała być w przyspieszonym trybie ochrzczona i uzyskać bierzmowanie.
Zadanie: zamaskować problemu Brexitu
Sam książę Harry zajmuje 6. miejsce w kolejce do brytyjskiego tronu. Dlatego w normalnych warunkach jego ślub odbyłby się przy skromnej oprawie i bez wielkiej fety. - Królowa Elżbieta II bardzo zabiega o organizację głośnych wydarzeń, które łączą jej poddanych i ocieplają wizerunek monarchii. Służby informacyjne pałacu znalazły zadanie specjalne dla narzeczonych. Przygotowania i sama uroczystość mają odciągnąć myśli Brytyjczyków od problemów z brexitem - mówi dr Janusz Sibora, ekspert protokołu dyplomatycznego, historyk i badacz dziejów rodzin królewskich.
Tylko nieliczni i wnikliwi obserwatorzy odczytają specyficzny kod komunikacji brytyjskiej rodziny królewskiej. Ranga wydarzenia zależy od tiary założonej przez Meghan. W królewskim skarbcu leży ich ponad dziesięć. Rangę ślubu określa liczba diamentów i dużych klejnotów na tiarze panny młodej. To jednak zostanie odczytane dopiero w momencie uroczystości. Zaślubiny nie odbędą się w Katedrze Westminsterskiej, lecz w kaplicy na terenie rezydencji Windsor. Za to wiadomo już, że para przejedzie przez Londyn powozem z 1902 roku. Nie tym najbardziej zdobnym i wypasionym z królewskiej powozowni. To tak, jakby na ważny szczyt polityków premier Mateusz Morawiecki zajechał rozklekotaną Skodą Superb, wypożyczoną z któregoś z podległych ministerstw.
Wojna o zaproszenia
Pozornie bajkowa i romantyczna uroczystość aż kipi od polityki i zakulisowych rozgrywek. Przez to na ślubie zabraknie czołowych brytyjskich polityków. Nieobecna będzie brytyjska premier Theresa May. To dlatego, aby nie urazić prezydenta USA Donalda Trumpa i nie nadwyrężyć relacji sojuszniczych mocarstw. Trump nie został zaproszony, gdyż para zamierzała zaprosić Baracka Obamę. To sprowokowało wojnę o zaproszenia pomiędzy pałacem a rządową dyplomacją szefa MSZ Borisa Johnsona. W efekcie Obama też nie przyjedzie.
- Duże niepowodzenie. Na ślubie księcia Andrzeja była obecna Margaret Thatcher. U Diany i księcia Karola gościła Nancy Reagan - komentuje ten zgrzyt dr. Janusz Sibora.
Dodatkowo przekaz uroczystości ma pokazać rodzinę jako nowoczesną i bliską poddanym. Tutaj aż zgrzyta od niekonsekwencji. Doradcy królewskiej rodziny stwierdzili, że budżet sukni ślubnej nie powinien wynosić 200 tys. funtów, ale około 100 tys. Para poprosiła gości, aby środki przeznaczone za zakup prezentów przeznaczyli na jedną z siedmiu wskazanych organizacji charytatywnych. Tyle, że budżet całej imprezy przekracza 30 mln funtów, z czego 20 mln to koszty zabezpieczenia uroczystości i bezpieczeństwa gości. Gdzie tu skromność?
Wesele dla zwykłych ludzi
Tylko 530 nazwisk liczy lista zaproszonych członków rodziny królewskich. Miało to pokazać, że nowoczesna para bardziej hołubi przeciętnych Brytyjczyków. 2600 zaproszeń skierowano do tzw. zwykłych ludzi, którzy będą bawić się w zamkowych ogrodach. To między innymi setka uczniów z dwóch lokalnych szkół. Zaproszenie otrzymali również przedstawiciele organizacji charytatywnych wspieranych przez księcia Harry'ego. Niby fajnie. Niestety, reszta to już sami swoi. Około 1200 osób to zasłużeni dla brytyjskiego społeczeństwa, dobrani według starych zasad skostniałej familii. 600 gości określono jako społeczność zamku Windsor - w praktyce to pracownicy dworu, którzy zajmą się obsługą wydarzenia.
- Ślub mimo wielkiego zainteresowania mediów pokaże, w jakim kryzysie znalazła się brytyjska rodzina królewska. Czym się zajmują jej członkowie, co robią w życiu, co dają społeczeństwu poza rozrywką - dodaje dr Sibora. Chyba, że oglądając transmisję damy się nabrać na królewskie public relations.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl