Nowy ukaz Putina. "Krok po kroku realizuje tę strategię"
Aż 160 tysięcy osób trafi do rosyjskiej armii podczas rozpoczętego we wtorek poboru wiosennego - zdecydował Władimir Putin. To największy zaciąg od lat. - Putin realizuje swój scenariusz małymi kroczkami, nie chcąc przegrzać systemu mobilizacyjnego i szkoleniowego - ocenia WP analityk wojskowy ppłk. rez. Maciej Korowaj.
Ukaz numer 187, czyli najnowszy dekret Władimira Putina o poborze do służby wojskowej, został podpisany w poniedziałek 31 marca. Zarządzenie oznacza, że na 12-miesięczne przeszkolenie wojskowe trafi 160 tys. obywateli Federacji Rosyjskiej w wieku od 18 do 30 lat. W dekrecie pada zastrzeżenie, że chodzi o osoby, które nie znajdują się w rezerwie.
- Armia rosyjska straciła już na wojnie 600 tysięcy żołnierzy - rannych i zabitych. Musi jakoś to uzupełnić. Jeśli już do obsługi wyrzutni rakietowych czy obrony przeciwlotniczej na linię frontu są powoływani marynarze, to ta sytuacja jednoznacznie pokazuje, że trzeba odtworzyć zasoby kadrowe - komentuje dla WP gen. Mieczysław Bieniek, doradca szefa MON i były zastępca dowódcy strategicznego NATO.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zasadzka na żołnierzy Putina. Ukraińcy nie mieli litości
Ministerstwo Obrony Rosji: poborowi nie trafią na front
Pobór potrwa od 1 kwietnia do 15 lipca. Według oficjalnych zapewnień, nie chodzi o żołnierzy, którzy będą walczyć z Ukraińcami. Ministerstwo Obrony Rosji ogłosiło od razu, że rozpoczęcie kampanii poborowej nie jest związane z prowadzeniem operacji specjalnej, jak na Kremlu określa się agresję na Ukrainę. Poza tym poborowi mają nie być wysyłani na tereny "w nowych regionach", jak mówi się o ziemiach zagrabionych Ukrainie w obwodach donieckim, ługańskim, chersońskim i zaporoskim.
- Poborowi nie będą w tych rejonach przebywać. Oczywiście może stamtąd być wzięty ktoś do wojska, ale nie będzie służył w danym regionie. W tych regionach mają walczyć jedynie "kontraktnicy", którzy podpisali roczne umowy z Ministerstwem Obrony Federacji Rosyjskiej. To mogą być tylko ci żołnierze, którzy odbyli cały cykl szkolenia zasadniczego. Dopiero pod koniec służby zasadniczej mogą podpisać kontrakt i następnie zostać przeniesieni do służby kontraktowej. Wtedy mogą być zaangażowani w operację wojenną w Ukrainie - wylicza w rozmowie z WP analityk wojskowy ppłk rez. Maciej Korowaj.
W oficjalnych komunikatach Ministerstwa Obrony nie ma za to nic o udziale poborowych w walkach w obwodzie kurskim w Rosji. Tymczasem w ubiegłym roku o wykorzystaniu poborowych właśnie do walk w tym miejscu pisała amerykańska agencja Bloomberg.
MSZ Ukrainy ostrzega swoich obywateli
Co mają robić Ukraińcy, którzy mieszkają na terenach okupowanych przez Rosję? Ukraiński MSZ wezwał ich, aby unikali poboru "w każdy możliwy sposób, a w przypadku przymusowej mobilizacji - do opuszczenia takich jednostek przy najbliższej okazji i powrotu na terytorium Ukrainy lub do krajów trzecich". Wskazano również, że osoby zaangażowane w działania wojenne przeciwko własnej ojczyźnie, mogą zgłosić chęć oddania się w ukraińską niewolę w ramach projektu "Chcę żyć".
Ale samego poboru może być ciężko uniknąć. Rekrut, który będzie unikać odebrania wezwania papierowego, wysyłanego listem poleconym, nie będzie wcale chroniony. Bo w tym roku po raz pierwszy moc obowiązującą mają także wezwania elektroniczne za pomocą osobistego konta obywatela w serwisie Służb Państwowych albo na koncie mieszkańca w serwisie mos.ru w przypadku zamieszkujących Moskwę.
My w Polsce się od tego odzwyczailiśmy, a w Rosji to jest coś normalnego, że na wiosnę i jesienią są organizowane pobory do wojska. Jest taka różnica, że na wiosnę nie są brani ci mieszkający w północnych obwodach. Ale jest to normalny cykl życia.
Z roku na rok liczba żołnierzy w Rosji rośnie
Co istotne, na przykładzie poborów wiosennych widać wyraźnie, że każdego roku liczba poborowych w Rosji rośnie. Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę w 2022 roku, było to 134,5 tys. osób, w 2023 - 147 tys. osób, a w 2024 - 150 tys. osób. Tegoroczna liczba 160 tysięcy poborowych jest najwyższą w ostatnich latach.
Wzrost liczby poborowych wiąże się z planem stopniowego zwiększania liczebności armii. Jeszcze w 2021 roku w armii służyło 900 tys. żołnierzy. Na początku 2022 roku Rosja miała już około miliona żołnierzy. W tej chwili szacuje się, że jest to około 1,5 mln ludzi.
- Putin realizuje ten scenariusz małymi kroczkami. Nie chce przegrzać systemu mobilizacyjnego i szkoleniowego. On wie ile może wyszkolić żołnierzy, ilu ma instruktorów. Już nie robi tego tak, jak to było robione na samym początku wojny, kiedy rozwalono cały system instruktorski w armii rosyjskiej - mówi ppłk. rez. Maciej Korowaj.
Właśnie dlatego pobór jest rozciągnięty na okres od 1 kwietnia aż do 15 lipca. - Długi okres poboru oznacza, że system szkoleniowy jest obciążony. Muszą go rozciągnąć w czasie, żeby móc daną liczbę żołnierzy przeszkolić - dodaje Korowaj.
Gen. Mieczysław Bieniek również zwraca uwagę na stopniową realizację planu Rosji ws. wzmacniania liczebności armii. - Putin krok po kroku realizuje tę strategię. Tego nie tworzy się z dnia na dzień. Powstaje Leningradzki Okręg Wojskowy, przy granicy z Finlandią chce stworzyć dwa korpusy. Skądś musi do tego wziąć ludzi - komentuje.
Eksperci wskazują jeszcze jedną furtkę, jaką może wykorzystać rosyjska armia po przeszkoleniu żołnierzy i przeniesieniu ich do rezerwy.
- Obowiązuje dekret o częściowej mobilizacji. Jeżeli Rosjanom zabraknie żołnierzy ochotników i kontraktowych, mogą zmobilizować rezerwistów jako taką awaryjną opcję. Ale zazwyczaj dotyczy to nie tych, którzy opuścili szeregi armii, tylko rok czy dwa lata po służbie - mówi Maciej Korowaj.
Mimo że teoretycznie poborowi nie trafiają na front, to właśnie spośród nich rekrutują się kolejni ochotnicy, którzy podpisują kontrakty z rosyjskim wojskiem i idą na front zabijać Ukraińców.
- Tempo rosyjskiej operacji słabnie, bo ostatnio stało się bardziej statyczne. Chociaż źródła ukraińskie mówią, że Putin szykuje się do dużej operacji wojskowej. Chciałby prawdopodobnie jeszcze przerwać gdzieś linię frontu i jeszcze przed zawarciem rozejmu jak najwięcej wyszarpać - w myśl doktryny, że tam jest granica Federacji Rosyjskiej, gdzie stacjonuje żołnierz rosyjski - kwituje gen. Mieczysław Bieniek.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski