Noworodki umierały odłożone na szafkę
Dzieci, które przeżyły sztuczne poronienie,
były zawijane w serwetę i odkładane na szafę, gdzie przez jakiś
czas się ruszały, a czasem kwiliły. Nikt ich nie badał i tylko
czekaliśmy, aż umrą - takie wstrząsające zeznania złożyła w
warszawskiej prokuraturze pielęgniarka, która - jak twierdzi - w
1997 r. była świadkiem tych wydarzeń - pisze "Życie Warszawy".
03.11.2006 | aktual.: 03.11.2006 15:16
Prokuratura nie chce się jednak wypowiadać w tej sprawie. Mogę potwierdzić, że jest prowadzone śledztwo w sprawie znieważenia zwłok- mówi prokurator Maciej Kujawski, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej.
Sprawa dotyczy tzw. terminacji ciąży, czyli porodów sztucznie wywoływanych przez lekarzy z powodu wad rozwojowych płodów. Mówiono nam, że chodzi o ciąże obumarłe, ale było inaczej. Jak się rodziły żywe, położna kazała nam ochrzcić je wodą i zawinięte w serwetę odkładać na szafę. One się ruszały, kwiliły- mówi prosząca o zachowanie anonimowości pielęgniarka B., która po takim koszmarze odeszła z pracy.
Prof. Bogdan Chazan, były krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa, przyznaje, że słyszał o takich przypadkach. Dochodzi do porodu dziecka, które oddycha, czasami płacze i nie wiadomo, co z nim zrobić- tłumaczy prof. Chazan. Obowiązkiem lekarza jest ratować dziecko, ale, jeżeli przeprowadzono całą serię zabiegów, by się urodziło, i nie jest przeznaczone do życia, powstaje problem - dodaje.
Tymczasem, jak twierdzi B., po porodzie losem noworodka nie interesował się już żaden lekarz. Kiedy przestawał się ruszać, brałyśmy słoik z formaliną i wkładałyśmy tam dzieciaka- opowiada B.
Według informacji "ŻW" barbarzyński proceder, o którym zeznawała B., może w dalszym ciągu mieć miejsce w polskich szpitalach.