Nowe ugrupowanie na scenie politycznej? Politolog dr Jacek Zaleśny: to mało prawdopodobne
Dr Jacek Zaleśny z Uniwersytetu Warszawskiego uznaje za mało prawdopodobne stworzenie obok Sojuszu nowej formacji politycznej, mogącej przyciągnąć duże grupy społeczne dotychczas popierające SLD, PO, bądź nie uczestniczące w wyborach. Politolog odniósł się w ten sposób w rozmowie z Wirtualną Polską do zapowiedzi Janusza Palikota, że wspólnie z Markiem Siwcem wystąpi do Aleksandra Kwaśniewskiego o spotkanie, które – jak ma nadzieję lider Ruchu Palikota – zaowocuje powstaniem nowego ugrupowania na scenie politycznej. W ocenie dr. Zaleśnego prawdziwym problemem byłego prezydenta jest to, że aspirował do pełnienia funkcji na arenie międzynarodowej, w ONZ czy Unii Europejskiej, ale te marzenia się nie spełniły. Powstaje więc pytanie, dlaczego - skoro tam się nie udało - miałoby udać się w Polsce?
10.12.2012 | aktual.: 19.12.2012 10:56
WP: Janusz Palikot - mówiąc o planowanym spotkaniu z byłym prezydentem - już zapowiedział, że liczy na zgromadzenie nawet 30-procentowego poparcia. Daje pan tej nowej inicjatywie lidera Ruchu Palikota i Marka Siwca jakieś szanse?
- Niewielkie. Trudno bowiem powiedzieć, dlaczego nowa frakcja budowana w oparciu o takie osoby jak Janusz Palikot czy Aleksander Kwaśniewski miałaby mieć większe poparcie niż frakcje już istniejące na lewicy. Gdyby faktycznie Aleksander Kwaśniewski mógł skupić wokół siebie duże grupy społeczne, to już - na przestrzeni ostatnich kilku lat - by do tego doszło. Analogicznie więc, gdyby taką postacią był Janusz Palikot, to poparcie społeczne dla Ruchu Palikota nie oscylowałoby na poziomie 4-6%, ale właśnie tych 20% czy 30%. Jednocześnie trudno powiedzieć, dlaczego akurat połączenie tych dwóch liderów miałoby dać nową siłę lewicy.
WP: Jednak podczas ostatnich wyborów Palikot pokazał, że ten elektorat lewicowy, niezadowolony z działań SLD, jest i oscyluje na poziomie kilkunastu procent. To, o czym pan mówi to raczej kwestia utrzymania elektoratu, którą – być może – mógłby się zająć właśnie Aleksander Kwaśniewski.
- Ale dlaczego wyborcy o lewicowych przekonaniach politycznych mieliby nagle zaufać czemuś nowemu? To jest również pytanie o aktywność polityczną Aleksandra Kwaśniewskiego. Jakby nie patrzeć, ostatnie kilka lat – od momentu kiedy opuścił on stanowisko Prezydenta RP – nie włączał się aktywnie w bieżącą politykę krajową, wyraźnie przy tym zaznaczając że ma inne priorytety zawodowe. Dlaczego miałby zrobić to nagle teraz? Przez pierwsze lata po opuszczeniu stanowiska szukał dla siebie miejsca na płaszczyźnie międzynarodowej, ale nie udało mu się tego zrealizować. Znalazł za to inne formy zawodowej aktywności. Może nie tak bardzo politycznie znaczące, jak zamierzał, ale także zadowalające. Dlaczego po kilku latach stania z boku SLD miałby nagle oświadczyć, że krajowa lewica jest passe i należy budować coś nowego?
Co więcej, także doświadczenia z ostatnich lat, kiedy brał udział w krajowych wydarzeniach politycznych nie wyglądają optymistycznie. Pokazały to wydarzenia sprzed dwóch lat, kiedy włączył się w kampanię prezydencką ówczesnego lidera SLD Grzegorza Napieralskiego i nie było efektu kuli śnieżnej społecznego poparcia dla kandydata, tylko coś całkiem odmiennego – efekt choroby filipińskiej. Poparcie Aleksandra Kwaśniewskiego nie przełożyło się na dodatkowe poparcie społeczne dla kandydata lewicy. Tego typu zdarzenia każą ostrożnie prognozować ewentualne przywództwo Aleksandra Kwaśniewskiego na lewicy.
WP: Jeszcze przed wystąpieniem Janusza Palikota spekulowano, że Aleksander Kwaśniewski mógłby wręcz stworzyć własne ugrupowanie. Również byłoby bez szans?
- Oczywiście zawsze można stworzyć nowe ugrupowanie, ale pozostaje pytanie, kto miałby w nim uczestniczyć i budować poparcie społeczne, do jakich grup społecznych miałoby się ono odwoływać. Spójrzmy na przykład na losy Zbigniewa Ziobry. Wybijający się minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, w ramach PiS wygrywał u siebie w okręgu wybory parlamentarne z wynikiem, o jakim inni mogli tylko pomarzyć, po czym zdecydował się na zbudowanie własnej formacji, ale bez większego poparcia społecznego. Pytanie więc, kto miałby budować nową formację i za nią odpowiedzieć? Kto niby miałby być tym nowym elektoratem na poziomie dwudziestu kilku procent? Nie ma takiego elektoratu. Jest za to PO, która jest w stanie przyciągnąć część grup identyfikujących się z wartościami lewicowymi, zajmująca część centrum, i na tym koniec.
WP: Połączenie Palikot-Kwaśniewski jest jednak inną siłą przebicia politycznego niż sam Kwaśniewski. Palikot przyciągający młody elektorat, a Kwaśniewski – starszy.
- Ich wzajemna współpraca jest bardzo mało prawdopodobna, bo byłaby niebezpieczna dla wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego. Oznaczałaby, że były dwukrotny Prezydent RP rozdrabnia się w działalności politycznej i na złość innym jest gotowy odmrozić sobie uszy. Zupełnie inne bowiem odczucia budzi Janusz Palikot niż były prezydent. Aleksander Kwaśniewski byłby raczej upodabniany do Janusza Palikota i kojarzony z liderem Ruchu Palikota. Byłby to projekt idący raczej w kierunku Ruchu Palikota, czyli kojarzony z agresją polityczną, antykatolicki, progresywny w obszarze światopoglądowym, tj. z cechami, z którymi nie jest utożsamiany Aleksander Kwaśniewski. Owszem mógłby się w ten nurt wpisywać Aleksander Kwaśniewski, ale – w społecznym postrzeganiu - taka współpraca z Palikotem uwypuklałaby raczej słabości Aleksandra Kwaśniewskiego. Bo jakby nie patrzeć mocne strony Janusza Palikota – happeningi, wybryki – to słabe strony Aleksandra Kwaśniewskiego i raczej jego wpadki, których chce unikać. Jedną z ostatnich kwestii,
z którą chciałby być kojarzony to „małpki” i inne zamiłowania winiarza z Biłgoraja. Jest ryzyko, że doszłoby do przewartościowania jego postrzegania społecznego. Z męża stanu, przywódcy politycznego, który wprowadzał Polskę do Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej, który na poziomie europejskim umie funkcjonować, z klasycznego przywódcy politycznego, w kierunku właściwym dla Janusza Palikota. To nie ten poziom.
WP: Jednak długo Janusz Palikot funkcjonował obok Donalda Tuska i wizerunek obecnego premiera na tym nie ucierpiał.
- Jednak specyficzne cechy Janusza Palikota powodowały napięcia wewnątrz PO, jak i wizerunku partii. To kiedyś musiało pęknąć i odejście obecnego lidera Ruchu Palikota musiało nastąpić. Bo owszem w partii rządzącej jest zapotrzebowanie na ludzi od tzw. brudnej roboty, pokroju Stefana Niesiołowskiego, ale to jest margines partii, który nie ma wpływu na podejmowane decyzje. Taka osoba może funkcjonować, ale na uboczu. Natomiast trzyma się ją z daleko od decydowania. Janusz Palikot odwrotnie – chciał nie tylko hasać, ale i decydować o losach partii. Musiało więc nastąpić rozejście między nim a Donaldem Tuskiem.
WP: Nie ma pan wrażenia, że odejście Marka Siwca to ciąg dalszy wojny podjazdowej Miller-Kwaśniewski? Wyraźnym sygnałem „nie lubię cię” było niezaproszenie lidera SLD na ślub Aleksandry Kwaśniewskiej.
- Ślub córki pana prezydenta, to bardziej wydarzenie celebryckie niż polityczne. Zapraszane były bardziej elity artystyczne, gospodarcze, niż partyjne. Właściwie nie uczestniczyły w nim osoby, z którymi przez ponad 30 lat politycznie współpracował ojciec panny młodej.
WP: Ryszard Kalisz jednak był.
- To jest akurat przyjaźń, która łączy Kwaśniewskiego z Kaliszem od wielu lat.
WP: Kwaśniewski pokazał więc, że tej przyjaźni między nim a Millerem nie ma.
- Płaszczyzna, która łączy Kwaśniewskiego z Millerem jest czysto polityczna. Natomiast w przypadku Kalisza dochodzi wątek bardziej towarzyski, osobisty. Wyjście Marka Siwca należy traktować nie jako wojnę podjazdową na linii Miller-Kwaśniewski, ale raczej jako wyraz obawy Marka Siwca, że w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego może dla niego zabraknąć miejsca na liście wyborczej. Nie można jednak przeceniać gestu Siwca. Nie jest to osoba społecznie rozpoznawana. Dla dużych grup społecznych jest to osoba anonimowa. Mimo że w polityce funkcjonuje od ponad 20 lat to poza całowaniem ziemi Kaliskiej trudno go z czymś kojarzyć. Był jednym z działaczy SLD. Miał aspiracje, żeby działać na poziomie zarządu partii, ale nie wyszło. Jest więc pytanie, na ile Marek Siwiec nie stracił kontaktu z rzeczywistością? Jest prawdopodobne, że bez kandydowania pamięć o nim zaginie, jak o Henryku Goryszewskim – wicepremierze z lat 90.
WP: Jeszcze przed odejściem Marka Siwca z SLD zapytaliśmy w internetowej ankiecie Internautów Wirtualnej Polski, czy Aleksander Kwaśniewski ma szanse stworzyć ugrupowanie. W taki scenariusz wierzy 63,43% internautów, przeciwnego zdania jest 32,64%, a 3,93% procent nie ma w tej sprawie zdania. W ankiecie wzięły udział 484 osoby.
- Mówiąc o stworzeniu partii politycznej mamy na myśli stworzenie partii będącej istotnym uczestnikiem stosunków politycznych. Motyw budowania formacji należy postrzegać w kontekście pewnych projektów, które Aleksander Kwaśniewski próbował przed lata realizować, a których nie udało mu się przeprowadzić. Wyraźnie wskazywał, że jego intencją, marzeniem, jest pełnienie funkcji na arenie międzynarodowej, w ONZ czy Unii Europejskiej. Minęło kilka lat i tej zapowiedzi nic się nie udało ziścić. Okazało się, że na arenie międzynarodowej Aleksander Kwaśniewski nie funkcjonuje jako ten, któremu warto powierzyć jakieś ważne stanowisko. To jest też pytanie o autorefleksję osoby. Bo skoro tyle lat minęło i nie ma na arenie międzynarodowej funkcji, którą mógłby objąć, to czy zacznie szukać czegoś na arenie krajowej? Społeczne postrzeganie ewentualnego przedsięwzięcia byłego prezydenta może być następujące: skoro tam się nie udało, to i tu nie musi.
WP: Jednym słowem aspiracje Aleksandra Kwaśniewskiego są większe niż powrót do działalności partyjnej?
- Tak, bo jakby miał pełnić funkcje partyjne to w ciągu ostatnich kilku lat – w związku z problemami z przywództwem na lewicy - miał wiele różnych okazji, żeby to realizować. Niby do czego miałby tęsknić Kwaśniewski? Do codziennej, żmudnej pracy, mało efektywnej, a wymagającej potężnego wysiłku? Raczej wolałby pełnić funkcje przywódcze, kierownicze, gdzie ma zespół, zasoby, nie trzeba niczego od podstaw budować. Jest to więc bardziej świat blichtru i elit europejskich i światowych, a nie powiatowych.
WP: Michał Kamiński w rozmowie z Wirtualną Polską powiedział, że prawdziwym zagrożeniem dla PO nie jest PiS, ale właśnie Aleksander Kwaśniewski. „Widzę rosnącą aktywność Aleksandra Kwaśniewskiego. Jego współpracownicy - Kalisz, Cimoszewicz, zaczynają wydawać książki. Coś się szykuje. Zagrożeniem dla PO nie jest PiS. Prawdziwym zagrożeniem jest Aleksander Kwaśniewski. Nowa silniejsza lewica może zanegować legitymację PO jako tej partii, która broni Polski przed Prawem i Sprawiedliwością - mówi europoseł Michał Kamiński” – stwierdził.
- To jest oczywiście pytanie, jak rozumiemy to zagrożenie. Jest jednak mało prawdopodobne, żeby zbudowana obok SLD nowa formacja była w stanie wchłonąć duże grupy społeczne popierające Sojusz. Gdyby nawet powstała, co też jest mało prawdopodobne, to też byłaby czymś równoległym do Sojuszu, czymś, co nie przesądza o jakiejkolwiek zmianie partyjnej. Jest elektorat, który byłby w stanie poprzeć coś nowego, ale nie coś tak topornego jak Ruch Palikota, ale bardziej promodernistycznego. To co dzisiaj doskwiera Polakom to problemy społeczne a nie obyczajowe. To zadłużanie przez rząd Polaków większe niż za Gierka; to wzrastające o kilkadziesiąt procent opłaty za prąd, gaz, wodę, ścieki czy wywóz śmieci. To likwidacja około dwóch tysięcy szkół; znikające połączenia komunikacyjne czy nieprzyjmowane chore dzieci do szpitali. Wokół tego typu problemów można budować skuteczny przekaz polityczny.
WP: Jeśli nie Palikot, nie Miller, nie Kwaśniewski to kto mógłby stać się lokomotywą lewicy?
- Jest możliwość budowania nowej lewicy, ale raczej na bazie SLD, czyli odnowione przywództwo na przykład w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego z udziałem nowych twarzy. Czyli na bazie tego, co istnieje, z tymi aktywami, ale przy współudziale innych pomniejszych ugrupowań, ludzi spoza Sojuszu. Ale do tego należałoby namówić Aleksandra Kwaśniewskiego, co nie było by łatwe.
WP: Więc może na czele z Leszkiem Millerem?
- To jest mało prawdopodobne. Czas robi swoje. Gdyby dzisiaj w SLD była zgoda na przywództwo Aleksandra Kwaśniewskiego i ten dopasowałby formułę działania partii, do warunków pogłębiającego się kryzysu, który masowa wciąga Polaków to tego typu odnowienie lewicy mogłoby być efektywne. Kluczem do sukcesu jest reagowanie na zmiany dotykające Polaków, a nie tworzenie sztucznych podziałów socjopolitycznych.
Dr Jacek Zaleśny – jest doktorem nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych (oddział w Warszawie); członkiem Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego; członkiem Rady Naukowej Instytutu Nauk Politycznych UW; sekretarzem naukowym „Studiów Politologicznych”.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska