Wtedy usłyszała od matki: albo będziesz walczyć, albo się poddasz i wszystko zmarnujesz
Jewhenija - Żenia - jest jedyną córką Julii i Ołeksandra Tymoszenków. Urodziła się w 1980 r. Jej rodzice byli wówczas rok po ślubie, mieli odpowiednio 20 i 21 lat. W domu nazywano ją "biłoczką" - od białej wiewiórki. Ukończyła znaną brytyjską uczelnię - Londyńską Szkołę Nauk Ekonomicznych, na której studiowała politologię oraz ekonomię.
Kiedy wyjechała do Wielkiej Brytanii, miała zaledwie 14 lat. Uczęszczała do szkoły średniej w małej miejscowości pod Londynem - Rugby. Tak wspominała tamten okres: "Oczywiście było mi trudno. Co prawda angielskiego uczyłam się intensywnie od dwóch lat, a mama znalazła mi bardzo dobrych nauczycieli, więc myślałam, że nie będę miała problemów z dogadaniem się. Ale po przyjeździe okazało się, że rozumiem bardzo mało. Przez pierwszy rok, nawet dwa płakałam w słuchawkę, prosiłam mamę, żeby mnie zabrała. I wtedy mi powiedziała: 'Albo będziesz walczyć, albo się poddasz i zmarnujesz wszystkie swoje dotychczasowe wysiłki'. Wtedy wzięłam się w garść. Zresztą byli ludzie, którzy mi pomogli".
"Przez pierwsze pół roku była ze mną babcia, mama mamy. Ja mieszkałam w internacie, ona mieszkała obok, ale widywałam ją praktycznie codziennie. To mi bardzo złagodziło pierwsze, najtrudniejsze miesiące. Ale wtedy rodziców widywałam już rzadko - dwa-trzy razy w roku. Mama w 1996 r. została deputowaną i czasu miała już naprawdę mało. Potem została wicepremierem - ja wtedy już byłam na studiach. Spotykałyśmy się raz w roku podczas wakacji. A potem zaczęły się represje" - opowiadała.