Brudna kampania?
Czy łatwo było jej podjąć decyzję, że to właśnie ona będzie broniła matki? "Nie miałam wyboru. Do momentu jej aresztowania nie chodziłam do sądu, bałam się, że nie wytrzymam tego psychicznie. Stałam pod budynkiem wśród ludzi. Ale kiedy mamę zamknęli, jedyną szansą, żeby się z nią móc zobaczyć, było zostanie jej adwokatem posiłkowym. Wtedy zaczęłam chodzić do sądu. Rozprawy odbywały się codziennie, więc w areszcie nie mogłam jej odwiedzać. Niemal natychmiast po ogłoszeniu wyroku przyjechał szef EPP (Europejskiej Partii Ludowej, której członkiem jest ugrupowanie Julii Tymoszenko Batkiwszczyna) pan Martens i powiedział, że powinnam przyjechać do Strasburga i opowiedzieć, co się tu dzieje. To był wrzesień 2011 r. i tak się zaczęło" - wspominała w rozmowie z Marią Przełomic, autorką książki "Tymoszenko. Historia niedokończona". Była premier Ukrainy i liderka opozycji została skazana na siedem lat więzienia za nadużycia władzy przy podpisywaniu kontraktu gazowego z Rosją.
Kiedy w sobotę Julia Tymoszenko wyszła na wolność i przyleciała do Kijowa, córka przywitała matkę na lotnisku. Wzruszające zdjęcia z tego spotkania obiegły media. Zaraz potem wybuchł jednak skandal, kiedy wyszło na jaw, że w "krwawy czwartek" Jewhenija wraz z chłopakiem świętowała swoje 34. urodziny w luksusowym hotelu w Rzymie, o czym doniosła ukraińska telewizja TSNT. Tego dnia od kul snajperów na Majdanie zginęło kilkadziesiąt osób. Z wyemitowanego reportażu mogliśmy się dowiedzieć m.in., że para zamówiła śniadanie do pokoju, a wieczorem wyjechała taksówką. Dwa dni później, już na Ukrainie, przyjechała do parlamentu i z bukietem róż udała się na spotkanie z matką.
Julia Tymoszenko komentując te informacje zapewniła, że córka była w stolicy Włoch z misją dyplomatyczną, a materiał jest elementem brudnej kampanii przeciwko niej.