Nowa fala oskarżeń z Ukrainy. Rzekomo Polacy blokują granicę, a kupują z Białorusi

Polska firma Agrolok odcina się od publikacji dziennika "Ukraińska Prawda" i zapewnia, że od lat nie kupuje zboża z Białorusi. Wcześniej ukraiński dziennikarz oskarżał, że "w czasie, gdy ukraińskie produkty rolne są blokowane na granicy, Polska płaci firmom z Rosji i Białorusi setki milionów dolarów za nasiona, oleje i paszę dla zwierząt".

Ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski
Ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski
Źródło zdjęć: © FORUM | Florion Goga
Tomasz Molga

Michajło Tracz, dziennikarz "Ukraińskiej Prawdy", przekonuje, że polskie firmy robią świetne interesy z Białorusią i Rosją, mimo że politycy tych krajów "grożą przekształceniem Warszawy i innych stolic UE w popiół nuklearny". Zarzuca, że "tysiące polskich ciężarówek z rosyjskimi produktami rolnymi przejeżdża przez Białoruś do Polski i z powrotem". To wszystko zaś dzieje się, gdy protestujący blokują granicę z Ukrainą, "zatrzymują ładunki humanitarne i wojskowe".

Zbierając dowody kontrowersji, ukraiński dziennikarz udawał handlowca oferującego zboże z Białorusi. Nagrał rozmowę z menedżerami firmy Agrolok (jedna z największych w Polsce sieci skupów zbóż).

"Przedstawiciel polskiej firmy był zainteresowany taką możliwością. (...) Usłyszawszy, że produkt jest rzeczywiście pochodzenia rosyjskiego, pomimo białoruskich dokumentów, przedstawiciel polskiej firmy w dalszym ciągu prosi o przesłanie szczegółów oferty pocztą" - oskarżył w tekście oraz opublikował nagranie w serwisie YouTube.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Polska firma zaprzecza

- W ostatnich latach Agrolok nie importuje płodów rolnych z Białorusi - zapewnia w rozmowie z WP Paulina Biernatowska, rzecznik prasowa spółki Aglolok z Golubia Dobrzynia. Wyjaśnia, dlaczego handlowcy podejmują takie rozmowy.

- Przykład rozmowy z przedstawicielem Agroloku nie jest spójny z kontekstem materiału opublikowanego przez ukraińskiego dziennikarza. Nasi przedstawiciele prowadzący handel zagraniczny dają przestrzeń na przedstawienie oferty każdemu, a ostatecznym filtrem jest korespondencja mailowa. Dzięki takim rozmowom badamy rynek, znamy ofertę konkurencji. Rozmowa ta daleka jest od zawiązania transakcji - wyjaśnia kontekst rozmowy.

Przedstawiciele Agrolok byli zaskoczeni publikacją. Nikt z Ukrainy nie pytał ich o komentarz. Wcześniej firma deklarowała publicznie, że popiera postulaty protestujących rolników. Importowała produkty rolne z Ukrainy i na zasadzie tranzytu eksportowała je na rynki zagraniczne.

Polacy blokują Ukrainę, a kupują w Białorusi. Co pokazują dane?

"Ukraińska Prawda" wymienia kilka innych polskich firm, które według ustaleń redakcji kupują produkty rolne z Białorusi i Rosji. Podając informacje o skali handlu (baza danych UN Comtrade), ukraińskie media same przyznają, że wartość importu produktów rolnych z Ukrainy do Polski wyniosła 1,3 mld dol. Podczas gdy za białoruskie towary rolne odbiorcy w Polsce zapłacili 55 mln dolarów (czyli ponad dwudziestokrotnie mniej). Import z Rosji w 2023 roku miał wartość 177 mln dolarów.

Handel produktami rolnymi dotyczy takich kategorii jak: nasiona oleiste, surowiec do produkcji do pasz białkowych dla zwierząt oraz w mniejszym stopniu zboża. Te towary nie zostały objęte sankcjami wprowadzonymi przez UE po agresji Rosji na Ukrainę.

"Od września 2023 r. pod naciskiem protestujących rolników zakazano importu śruty rzepakowej z Ukrainy, zamiast tego kontynuuje import z sąsiedniej Białorusi. Polska nie tylko kontynuuje handel z państwem agresorem i jego satelitą, ale także zwiększa import produktów rolnych, przez co nasila się konflikt gospodarczy z Ukrainą" - czytamy w "Ukraińskiej Prawdzie".

Moralne zarzuty wobec Polski podniósł w swoim niedzielnym nagraniu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. - Musimy w końcu znaleźć rozwiązanie sytuacji na polskiej granicy, która już dawno wykroczyła poza ekonomię i moralność. Po prostu niemożliwe jest wyjaśnienie, w jaki sposób trudności krwawiącego kraju można wykorzystać w wewnętrznej walce politycznej - powiedział w wieczornym wystąpieniu opublikowanym w mediach społecznościowych.

Ukraińskie media ogłaszają bojkot polskich produktów

Ukraińska agencja prasowa Unian zebrała długą listę zarzutów do polskich rządzących, którzy tolerują blokady na granicy. Danyło Hetmancew, przewodniczący Komisji Finansów, Polityki Podatkowej i Celnej ukraińskiego parlamentu podał, że z powodu blokady granicy Ukraina straciła około 8 mld hrywien (prawie 800 mln zł) wpływów z opłat celnych. Wtórował mu poseł Jarosław Żelezniak komentujący, że "to są pieniądze, które zostały zabrane ukraińskiej armii".

Założyciel sieci spółek paliwowych Prime ogłosił, że przez spowolnienie transportów drożeje o jedną czwartą gaz LPG na ukraińskich stacjach. Stowarzyszenie Sprzedawców Detalicznych Ukrainy wini blokady za braki w zaopatrzeniu sklepów oraz podwyżki cen serów i nabiału. Właściciel sieci restauracji Salateira zarzuca Polsce "opóźnienia w dostawach oliwy i tuńczyka do swoich lokali".

"Wielu Ukraińców zaczyna w zasadzie omijać polskie produkty, organizując bojkot producentów tego kraju – i jest to w pełni uzasadniona reakcja społeczeństwa ukraińskiego na prowokacje organizowane na granicy" - podsumowuje agencja Unian. Tekst ilustruje grafiką, w której słupy graniczne, mapa Polski i worki ze zbożem są otoczone zwojami zasieków drutu kolczastego.

Reakcja polskiego rządu. Szykuje się nowe embargo

W poniedziałek Donald Tusk zapowiedział, iż wezwie Komisję Europejską do objęcia sankcjami rosyjskich i białoruskich produktów rolnych oraz żywnościowych. W ubiegłym tygodniu podczas rozmów z rolnikami Tusk przyznał, iż rząd analizuję decyzję o zamknięciu granic RP dla produktów rolnych przewożonych z Ukrainy. Takie rozwiązania miałoby dać czas na upłynnienie nadwyżki zbóż z polskiego rynku.

Według relacji rolników na tym spotkaniu Tusk i ministrowie rolnictwa przyznali, że tranzyt ukraińskich produktów jest nieszczelny. - Pan premier przekazał, iż strona ukraińska nie bierze pod uwagę żadnych ustępstw w związku z napływem ich towarów do Polski. Ukraina zgadza się jedynie na wprowadzenie kontyngentów ustalonych z Brukselą - relacjonował Damian Murawiec, rolnik i lider protestów z Elbląga w woj. warmińsko-mazurskim. Podsumował, że rolnicy muszą nadal protestować.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie