"Spontaniczna" wycieczka
Rozpoczynając rajd po Polsce premier Tusk zapowiadał, że chce spotykać się z ludźmi w ich miejscach pracy, miejscu zamieszkania, w szkołach, ponieważ „nic nie zastąpi prawdziwej, szczerej rozmowy”. Tymczasem zastosowana przez „Fakt” prowokacja ujawniła, że „spontaniczna” wyprawa to nic innego jak szczegółowo zaplanowany i starannie przygotowany dla mediów spektakl. Mistewicz opowiada, że gdy Barack Obama miał się pojawić w barze szybkiej obsługi, by kupić tam hamburgera, miesiąc wcześniej dobrano skład zmiany, która miała wówczas pracować. - Wybrano i dokładnie prześwietlono wszystkie osoby, by mieć pewność, że nie zaszkodzą amerykańskiemu prezydentowi, gdy będą się później wypowiadać dla prasy. Zadbano też o ustawienie dziennikarzy, by na zdjęciach nie było widać obiektywów aparatów i kamer. Dzięki temu wszystko wyglądało naturalnie, tak jakby prezydent po prostu spontanicznie wpadł kupić kanapkę – tłumaczy ekspert.