Niewyjaśniona śmierć pacjentki. Jest reakcja po dziennikarskim śledztwie Wirtualnej Polski
Magdalena Kaczmarczyk zmarła wskutek powikłań pooperacyjnych. Rodzina zarzuca lekarzom błędy, a spółka prowadząca szpital i operujący lekarz wszystkiemu zaprzeczają. W reakcji na artykuł reporterów Wirtualnej Polski lekarz rezydent onkologii zapowiada złożenie doniesienia do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej.
- W związku z ustaleniami dziennikarzy Wirtualnej Polski w tej sprawie, w piątek złożę wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego przez Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej - zapowiada w rozmowie z WP Jakub Kosikowski, członek Naczelnej Rady Lekarskiej.
Lekarz rezydent onkologii reaguje tak na dzisiejszy artykuł Patryka Słowika i Dariusza Farona. Reporterzy Wirtualnej Polski opisali w nim niewyjaśnioną śmierć Magdaleny Kaczmarczyk.
Kobieta dowiedziała się, że ma raka w grudniu 2021 roku. Zaczęło się od wizyty w szpitalu w Nowym Targu. Tam zdiagnozowano zaawansowany nowotwór szyjki macicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pacjentka wraz z rodziną zdecydowała, że chce leczyć się w Krakowie. Sądziła, że tam otrzyma lepszą pomoc. Dostała się na wizytę do prof. Kazimierza Pityńskiego, małopolskiego wojewódzkiego konsultanta w dziedzinie ginekologii onkologicznej.
- Nie wahał się, powiedział, że operacja to najlepsze rozwiązanie. A skoro profesor zaleca zabieg i sam będzie w nim uczestniczyć, nie ma się nad czym zastanawiać - relacjonowała Natalia, córka Magdaleny Kaczmarczyk, w rozmowie z dziennikarzami WP.
Eksperyment medyczny z użyciem robota da Vinci
Operacja miała się odbyć z użyciem nowoczesnego robota da Vinci w prywatnym Szpitalu na Klinach. Taka operacja kosztuje około 40 tysięcy złotych. Ale tak się złożyło, że ośrodek prowadził program naukowo-badawczy, współfinansowany przez Unię Europejską. Więc pacjentka za operację nie musiała płacić.
Jak ustalili dziennikarze WP, operacja była bowiem jednym z elementów eksperymentu medycznego - zastosowania robota da Vinci w leczeniu nowotworów szyjki macicy.
Kwalifikacja na podstawie badania USG
Prof. Pityński wykonał badanie USG, na podstawie którego stwierdził, że rak szyjki macicy w kategorii FIGO jest na poziomie IB2. To stopień, który pozwala jeszcze na operowanie.
Tylko że zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej w tego typu przypadku lekarz powinien jeszcze zlecić rezonans i tomografię. Tak się jednak nie stało. Kwalifikacja do operacji odbyła się tylko na podstawie badania USG.
"Lekarz operujący na podstawie badania klinicznego i badań obrazowych ustala stopień zaawansowania klinicznego nowotworu. W ramach badań obrazowych rutynowo zaleca się wykonanie rezonansu magnetycznego miednicy mniejszej" - czytamy w opinii prof. Mariusza Bidzińskiego, krajowego konsultanta w dziedzinie ginekologii onkologicznej.
Za późno na operację
Gdyby w szpitalu na Klinach wykonano dodatkowe badania, Magdalena Kaczmarczyk nie byłaby operowana. Bo zarówno w szpitalu w Nowym Targu, jak i później w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie rozpoznano u niej nowotwór o zaawansowaniu FIGO IIIB, ewentualnie nieco mniej rozległy - FIGO IIIA.
Wspomniane IIIB to stopień w klasyfikacji FIGO, którą oznacza się zaawansowanie nowotworów. W przypadku raka szyjki macicy, FIGO IIIB oznacza, że to zaawansowany nowotwór: 13. poziom spośród 18. W takiej sytuacji nie ma mowy o operacji, zalecana jest zaś radykalna radiochemioterapia.
Magdalena Kaczmarczyk operację z wykorzystaniem robota da Vinci przeszła 17 grudnia 2021 roku. Następnego dnia po zabiegu doszło do komplikacji. Lekarze zrobili kolejną operację. 19 grudnia pacjentka trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Tam przechodziła kolejne operacje ratujące życie. Jej stan już się jednak nie poprawił. Kobieta zmarła 27 stycznia 2022 roku.
Dwa śledztwa prokuratury
Prokuratura Regionalna w Krakowie prowadzi w tej chwili w śledztwo w sprawie narażenia Magdaleny Kaczmarczyk na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Odrębne postępowanie prowadzi też Prokuratura Rejonowa Kraków-Podgórze. Ona z kolei sprawdza, czy spółka prowadząca szpital przedkładała nierzetelne dokumenty związane z kwalifikacją pacjentek do zabiegów w celu uzyskania środków publicznych.
Spółka prowadząca szpital odrzuca wszelkie zarzuty rodziny pacjentki i twierdzi, że błędu nie było. Podobnie uważa prof. Pityński. Ich pełne stanowiska oraz całe efekty dziennikarskiego śledztwa w artykule Patryka Słowika i Dariusza Farona: Robot da Vinci i śmiertelny eksperyment. "Myślałam, że mama ma szczęście".