Niewidomy nie przeżył wrzucenia do rwącej rzeki. Czech przedziwnie się tłumaczy
Przed czeskim Sądem Okręgowym 39-letni Leoš Kubát przyznał się do wrzucenia niewidomego mężczyzny do Izery wiosną tego roku. Choć rozpoznał siebie na nagraniu z kamery, utrzymuje, że nie pamięta samego zdarzenia. Twierdzi, że w momencie incydentu był pod wpływem alkoholu i marihuany.
Według prokuratury, incydent miał miejsce 11 marca tego roku na moście przy ulicy Nádražní w Mladej Boleslav. Kubát rzekomo zaatakował niewidomego mężczyznę, który poruszał się o lasce, przygniatając go do barierki i po minucie walki wyrzucając przez barierkę. Ofiara spadła do rzeki z wysokości około czterech metrów. Temperatura wody wynosiła wówczas 5 stopni Celsjusza.
Ciało mężczyzny zostało odnalezione przez policję miesiąc po jego utonięciu. Kubát może być skazany na karę do 18 lat więzienia, jego obrońca argumentuje, że w chwili popełnienia przestępstwa Kubát mógł być niepoczytalny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nie mam pojęcia, nie wiem, co się stało. Nie wiem, czy spotkałem ofiarę, nie potrafię tego wytłumaczyć - powiedział w czwartek Kubát zeznając przed sądem. Oskarżony stwierdził, że w danym dniu spożywał alkohol od samego rana. Po południu dołączył do znajomych z pracy, z którymi kontynuował spożywanie alkoholu i dodatkowo palił marihuanę. Oskarżony twierdzi, że nie pamięta, jak wrócił do domu.
Mężczyzna wyraził głęboki żal za tragiczne wydarzenie. Kubát nazwał miejsce ataku "przeklętym", gdyż twierdzi, że wiele lat temu tam zginęła jego siostra.
Obrońca Kubáta podkreślił, że oskarżony zgadza się z opisem czynu przedstawionym przez prokuraturę, lecz stanowczo zaprzecza, że działał z premedytacją. Według prawnika Kubáta, ze względu na jego stan psychiczny, oskarżony nie był w stanie zauważyć, że ofiara była niewidoma, rzeka wylała ani też nie był świadomy temperatury wody.
Główna część procesu ma być kontynuowana 24 stycznia.