Niepokoje w Chemnitz: Niemcy mają dość i wychodzą na ulice. To przerażająca powtórka z historii
W centrum saksońskiego Chemnitz imigranci zasztyletowali Niemca. Plamy krwi na chodniku pokryły kwiaty i znicze. Wściekli obywatele z troski o miasto i kraj wychodzą na ulice. Już raz w taki sposób narodził się w faszyzm.
Odwiedzający miejsce, w którym umierał Daniel H. zasztyletowany przez uchodźców z Syrii i Iraku, nie wiedzą dokładnie jak to się stało. Nie jest nawet pewne, dlaczego doszło do kłótni zakończonej morderstwem. Na chodniku, w odległości kilkudziesięciu metrów od centralnego placu Chemnitz z ogromną głową Karola Marksa, są dwa miejsca, w których ludzie składają kwiaty i palą znicze. Cały czas ktoś tu jest, a świeże bukiety zastępują zwiędłe.
- Daniel umarł tutaj, ale jeszcze dwóch mężczyzn zostało ciężko rannych. Pewnie dlatego są tu dwie plamy krwi i dwa miejsca obłożne kwiatami – tłumaczy Sören. – Akurat dzisiaj byłem w centrum i dlatego tu przyszedłem.
Sören ma 32 lata i pracuje w jednej z firm pod Chemnitz. Uważa się za zwykłego obywatela zaniepokojonego tym, co się dzieje w jego mieście i kraju, a raczej w landzie, bo mówiąc o kraju myśli o Saksonii, a nie o Niemczech federalnych.
- Arabowie tu nie pasują. U was, w Polsce, chyba też nie jest rzeczą normalną, żeby ludzie wieczorami chodzili po mieście z nożami? – pyta retorycznie. – Uchodźcy przyjechali do nas z innej kultury. Wielu doświadczyło wojny. Dla nich przemoc jest czymś normalnym. My tak nie funkcjonujemy i stąd później dochodzi do takich tragedii, zwłaszcza że zazwyczaj nie ma tu policji. Teraz wszędzie ich widzisz, bo chcą pokazać, że nad wszystkim panują.
Mężczyzna tłumaczy, że różnice kulturowe to tylko część problemu. Według niego jeszcze większym wyzwaniem jest zbyt duża liczba uchodźców. W liczącym ok. 250 tys. mieszkańców Chemnitz jest ich 10 - 13 tys. Niektórzy mówią nawet o 20 tys. Ludzie na ulicy nie wiedzą dokładnie ilu jest azylantów w ich mieście, ale nie ufają też oficjalnym statystykom. Co do zasady, spotkani mieszkańcy Chemnitz nie wierzą w ani jedno słowo władz czy niemieckich mediów.
Mieszkańcy Chemnitz nie chcą dłużej milczeć
- Ludzie pamiętają jeszcze, że w NRD musieli milczeć niezależnie od tego, co wyprawiała władza – mówi Sören. – Teraz już nie będziemy milczeć. Nie uciszą nas ani policjanci, ani lewicowi dziennikarze, ani politycy. Zresztą widzieliśmy, jak zamieciono pod dywan protesty Pegidy z Drezna sprzed trzech lat. Najpierw było głośno, ale i tak nic z tego nie wynikło. Nawet AfD (prawicowa partia Alternatywa dla Niemiec) stała się częścią establishmentu - dodaje.
Chemnitz byłoby miejscem depresyjnym nawet bez kwietnych dywanów upamiętniających zasztyletowanego 35-latka. Po zmroku centrum pustoszeje. Wtedy dokładnie widać ile budynków jest niezamieszkałych. W dzień odnowione, kolorowe fasady nie robią tak przygnębiającego wrażenia. Wystarczy jednak przejść kilkaset metrów na Brühl Strasse, żeby zrozumieć, że miasto nadal nie podźwignęło się po ciosie, którym było dla niego zjednoczenie Niemiec.
Deptak na Brühl Strasse był wizytówką komunistycznego Chemnitz, czyli ówczesnego Karl-Marx-Stadt. Polacy żyjący w szarej, PRL-owskiej rzeczywistości mogli jedynie marzyć o tętniącym życiem, kolorowym bulwarze z kawiarniami i dobrze zaopatrzonymi sklepami. To jednak należy do przeszłości. Wiele budynków i fasad odnowiono, ale życie tu nie wróciło. To skutek zapaści gospodarczej i odpływu kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców miasta po upadku NRD.
Dalej od centrum jest jeszcze gorzej. Wzdłuż ulic stoi wiele opuszczonych kamienic. Pustostany są praktycznie wszędzie. Miasta nie ożywiła nawet fala imigracji Niemców rosyjskich, którzy po upadku Związku Radzieckiego tysiącami wracali do ojczyzny przodków. Dzięki nim w Chemnitz zaczęto mówić po rosyjsku, pojawiła się lokalna prasa pisana cyrylicą, a w niektórych dzielnicach po zmroku przez otwarte okna słychać rosyjską telewizję.
Niemcy rosyjscy należą do najbardziej nieprzejednanych wrogów imigrantów, a teraz mają szczególne powody do złości. Dwóch przyjaciół zasztyletowanego Daniela ciężko poranionych przez imigrantów należało do ich społeczności.
Polacy w Chemnitz nikomu nie przeszkadzają
- Nie wszyscy imigranci są tacy – tłumaczy Stephan w drodze na demonstrację zorganizowaną przez skrajnie prawicowy ruch obywatelski Pro Chemnitz. – Europejczycy, tacy jak Polacy czy Rosjanie, są w porządku. Pracowałem z Polakami w Wielkiej Brytanii. Tutaj też szybko się integrują i nie ma z nimi żadnych kłopotów. Też Wietnamczycy nie stwarzają problemów. Ja na pewno wyrzuciłbym stąd samotnych Arabów. Rodziny z dziećmi mogą zostać, ale mężczyźni muszą się wynieść – tłumaczy.
To jest i tak głos umiarkowany. Sympatycy Pro Chemnitz, ruchu umiejscawianego na prawo od AfD, z sympatią mówią o Polakach. Nie mają natomiast wątpliwości, że należy natychmiast zatrzymać przyjmowanie uchodźcow muzułmańskich, a następnie wyrzucić z kraju wszystkich Arabów. Na dokładkę pozbyliby się też Angeli Merkel, która, w ich oczach, uosabia większość problemów.
Zaniedbany tunel pod dworcem kolejowym prowadzi z pustawego, ale czystego i odremontowanego centrum do znacznie biedniejszych dzielnic. Tutaj fasady kamienic są poszarzałe od brudu, a placyk przed starą fabryczką porasta nieprzycięta trawa. To dowód upadku niemieckiego miasteczka. Na murze ktoś sprayem napisał "F…k Merkel", a dalej "Danke NSU". To podziękowania dla neonazistowskiej organizacji terrorystycznej rozbitej zaledwie 7 lat temu, która przez lata podkładała bomby i mordowała ludzi.
Na stadionie premier Saksonii, Michael Kretschmer z CDU spotyka się z lokalnymi działaczami. Polityk zorientował się, że problemu Chemnitz i wzburzenia wywołanego śmiercią Daniela H. nie można ignorować. Punktem zwrotnym była demonstracja skrajnej prawicy pod pomnikiem Marksa z udziałem 6 tys. ludzi. Lewicowa kontrdemonstracja zgromadziła ok. 1 tys. aktywistów. W pewnej chwili policja straciła kontrolę nad sytuacją, a wiece przerodziły się w zamieszki i polowanie na obcokrajowców.
Im bliżej stadionu, tym więcej policyjnych samochodów i funkcjonariuszy w kamizelkach, ochraniaczach i z hełmami. Są też tajniacy. Ci sami, którzy przez dłuższy czas obserwowali ludzi pod pomnikiem Marksa. O ile w centrum starali się nie rzucać w oczy, to na wiecu Pro Chemnitz niczego już nie udają i otwarcie chodzą ze słuchawkami w uszach.
Na "wojnę" szykują się też fotoreporterzy. Wielu ma kaski. Kolega z regionalnej telewizji publicznej MDR mówi, że dziennikarze tak bardzo boją się mieszkańców Chemnitz, że nawet w sąsiednim Lipsku trudno było znaleźć operatora gotowego przyjechać na wiec.
Ludzie w Chemnitz są wściekli
Na miejsce schodzą się też demonstranci. Nie wyglądają na stereotypowych neonazistów. W większości są to ludzie w średnim wieku. Jest tu wielu robotników w strojach roboczych. Idą niewielkimi grupami prosto z pracy. Są też dziewczyny z kolorowymi włosami, ale także ludzie w bluzach "Yakuza", które zdradzają skrajnie prawicowych bojówkarzy. Czarne krzyże i czarno-biało-czerwone barwy na bluzach, a nawet flagi z nacjonalistyczną ikonografią, nie pozostawiają wątpliwości, co do ideologicznych sympatii zebranych.
Około 2 tys. ludzi wciśnięto między stację benzynową, a ogródki działkowe. Organizatorzy chcieli znaleźć się bliżej Kretschmera, ale władze odmówiły. W końcu są to budzący niepokój w niemieckim establishmencie "Wutbürgerzy", czyli "wkurzeni obywatele", który zebrali się, żeby pokazać oficjalnemu przedstawicielowi saksońskich władz jak bardzo mają go dosyć.
Raz za razem demonstranci w sposób niezbyt parlamentarny każą politykowi wynosić się z miasta. Nie chodzi im tylko o imigrantów, Arabów i brak poczucia bezpieczeństwa – oficjalne statystyki mówią o spadku liczby przestępstw, ale mieszkańcy Chemnitz wiedzą swoje. Mówią o tym, że strach jest w nocy chodzić do centrum, a w kilku dzielnicach powołali straż obywatelską, która ma ich chronić, skoro nie robi tego państwo.
Niemcy ze wschodu nie chcą zachodniej "kolonizacji"
Lista zarzutów pod adresem Berlina, Merkel i establishmentu jest dużo dłuższa. Uważają, że nikt nie dba o ich kraj, który stał się wygodnym "chłopcem do bicia". "Saksoński ciemnogród" stał się uosobieniem wszystkiego co złe i niezgodne z oświeconym, nowoczesnym spojrzeniem na świat mieszkańców Berlina i landów zachodnich. Każdy zna tutaj określenie "Saxon bashing", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "walenie w Saksończyków". Mieszkańcy byłego NRD nie czują się gorsi od rodaków z zachodu i nie widzą powodu, żeby ci drudzy mówili im jak żyć i co myśleć.
- Mamy dość tego, że ci z zachodu Niemiec patrzą na nas z góry – mówi mec. Martin Kohlmann, jeden z przywódców Pro Chemnitz. – Jak Kretschmer mógł powiedzieć, że problemem Chemnitz są demonstracje neonazistów? Przecież prawdziwym problemem jest morderstwo, a nie protesty przeciwko niemu. Polacy i Czesi znacznie lepiej rozumieją nas, niż Niemcy z zachodu. Czas na większą autonomię Saksonii, bo władze federalne tylko zwalają na nas swoje niepowodzenia, a wszystkiemu wtóruje lewicowa prasa.
- Presse lügt! Prasa kłamie! – raz za razem skanduje tłum.
- Niemiecka prasa jest beznadziejna – tłumaczy Peter. – Oni się po prostu boją powiedzieć, że państwo nie działa, polityka imigracyjna zawiodła, a Arabowie niszczą nasz kraj. Nie wiem, czy oni w to rzeczywiście wierzą, czy chcą być tak politycznie poprawni, że do głowy im nie przyjdzie, że my nie jesteśmy ciemnymi Saksończykami ani żadnymi nazistami. My po prostu chcemy normalnie żyć w naszym kraju – tłumaczy.
Wiec jest spokojny. Na obrzeżu tłumu pojawia się kobieta o wyraźnie odmiennych poglądach. Emocje natychmiast rosną. Słychać podniesione głosy. Samotna kobieta stoi otoczona podekscytowanymi adwersarzami, ale nic złego się nie dzieje. Policjanci dyskretnie utrzymują dystans, choć nie mam wątpliwości, że ustawieni w dwuszeregu funkcjonariusze prewencji w kilka sekund spacyfikowaliby każde zajście.
- Ona nic nie rozumie – w pewnej chwili z wyraźną rezygnacją stwierdza jeden z demonstrantów, który wcześniej tłumaczył kobiecie, jak Arabowie żebrzą na ulicach o papierosy i żerują na kraju wykorzystując opiekę społeczną.
Po chwili wszyscy najwyraźniej zrozumieli, że nikt nikogo nie przekona i każdy poszedł w swoją stronę. Słabość państwa jest jednym z kluczowych zarzutów stawianych przez uczestników wiecu, którzy na koniec zgromadzenia głośno podziękowali policji za porządek, a przed rozejściem się odśpiewali hymn narodowy.
Niebezpieczna powtórka z historii
- Jestem przerażony – mówi Alex, drobny biznesmen mieszkający niedaleko Chemnitz. – Przeczytałem w prasie co się dzieje i nie mogłem w to uwierzyć. Przyjechałem zobaczyć i jest gorzej niż myślałem. Spójrz na tych wszystkich ludzi! Przecież znamy to z historii. Tak kiedyś rodził się u nas faszyzm. To jest straszne – dodaje.
Alex tłumaczy, że hajlujący neonaziści nie są prawdziwym zagrożeniem. To chuligani, z którymi policja sobie poradzi. Na demonstrację przyszli zwykli obywatele, robotnicy zaniepokojeni sytuacją w ich mieście i regionie, którzy czują się odpowiedzialni za ojczyznę. Wychodzą na ulice, żeby zastąpić państwo, które ich zawiodło. Jego zdaniem, prawdziwym niebezpieczeństwem są działacze skrajnej prawicy, którzy wykorzystują tę postawę obywatelską. Określają cel i wroga, którym tym razem są uchodźcy, zwłaszcza Arabowie i lewicowi politycy.
- Jeżeli my tego nie skanalizujemy, to kto ma to zrobić? – mówi Martin Kohlmann, którego płomienne przemówienie wyraźnie pobudziło zgromadzonych. – Dzięki temu nie zapanuje tutaj chaos.
Wiara Kohlmanna w porządek, który sami zaprowadzą dobrzy obywatele z Chemnitz brzmi złowrogo. Gdyby organizował patrole sąsiedzkie w Kalifornii to nie brzmiałoby to aż tak niebezpiecznie. Robi to jednak w Niemczech i chwali się, że "jego ludzie" sami, bez pomocy policji odganiają lewicowych bojówkarzy napadający na jego biuro.
Kontekst i doświadczenia historyczne są jednak bardzo ważne. Zabójstwo Daniela H. i ostatnie wydarzenia w Chemnitz stworzyły dziwny bąbel czasoprzestrzeni. To okno, przez które nagle zobaczyć można mechanizmy, które spowodowały, że na początku XX w. porządni niemieccy obywatele dali się uwieść morderczej ideologii. Oni też byli rozgoryczeni słabością państwa i kierowali się niepokojem o los ojczyzny.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl