Masowa ucieczka z Wołczańska. Ukraińcy: "Nie było żadnych umocnień"
Trwa masowa ewakuacja mieszkańców Wołczańska w obwodzie charkowskim. Miasto jest pod stałym ostrzałem Rosjan. Jego obrońcy są zaskoczeni tym, jak łatwo wróg przekroczył granicę. "Nie było żadnych fortyfikacji, nawet min" - twierdzi jeden z dowódców.
12.05.2024 | aktual.: 12.05.2024 17:32
Trwa masowa ewakuacja mieszkańców Wołczańska w obwodzie charkowskim. Miasto jest pod stałym ostrzałem Rosjan. Według Ołeha Syniehubowa, szefa charkowskiej administracji obwodowej pozostało w nim już zaledwie 500 mieszkańców.
- Ludzie uciekają, bo boją się ponownej rosyjskiej okupacji - twierdzi korespondent Radia Swoboda.
Wołczańsk został zajęty przez Rosjan w pierwszym dniu rosyjskiej inwazji w lutym 2022 roku. Wyzwolono go kilka miesięcy później we wrześniu 2022 roku. Wszystko wskazuje na to, że może zostać przejęty przez Rosjan po raz kolejny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Naczelny dowódca armii ukraińskiej gen. Ołeksandr Syrski przyznał w niedzielę, że sytuacja w rejonie przygranicznym w obwodzie charkowskim "jest trudna". - Ale siły ukraińskie robią wszystko, by powstrzymać wroga - zapewnił.
- Działania wroga w tym kierunku rozpoczęły się według znanego harmonogramu, o którym wszystkie władze, kierownictwo i dowództwo zostały poinformowane przez Główny Zarząd Wywiadu (HUR). Podejmowane są niezbędne działania - stwierdził z kolei przedstawiciel HUR Andrij Jusow.
"Nie było nawet min"
Trochę inne spojrzenie na sytuację mają dowódcy oddziałów ukraińskiej armii, które walczą z Rosjanami w obwodzie charkowskim. Jeden z nich, Denys Jarosławski, podzielił się własną opinią na ten temat na swoim profilu na Facebooku.
Jarosławski przyznał, że udało się w niedzielę rozbić i zniszczyć jeden z oddziałów Rosjan. "Ale wróg ściągnął rezerwy. Rozpoczęły się walki uliczne, a miasto zostało otoczone. Mówię to, ponieważ możemy zginąć i nikt nie dowie się prawdy. A dlaczego tak się dzieje?!" - pyta się dowódca oddziału.
Żołnierz twierdzi, że Rosjanie wkroczyli ponownie do obwodu charkowskiego, bo "nie było żadnej linii umocnień i min".
Zobacz także
"W ciągu 2 lat na granicy z Ukrainą powinny powstać betonowe fortyfikacje. A nie było nawet min. Dochodzimy do wniosku, że jest to albo bezmyślna kradzież, albo celowy sabotaż! Teraz tracimy ludzi, terytoria i robimy to, co już zrobiliśmy 22 września (22 września Ukraińcy odbili Wołczańsk - przyp. red)" - czytamy w poście Denysa Jarosławskiego.
"Mam nadzieję, że winni zostaną ukarani"
Dowódca jednego z ukraińskich oddziałów poinformował też, że żołnierze obrony terytorialnej, którzy opuścili już pozycje w obwodzie charkowskim, "już składają raport o tym, że zostali zmuszeni, aby podpisać certyfikaty odbioru fortyfikacji, które nie były nawet w 30 proc. gotowe".
"Mam nadzieję, że winni zostaną ukarani" - stwierdził żołnierz.
Przypomnijmy, że w styczniu agencja Reutera poinformowała, że zgodnie z decyzją Wołodymyra Zełenskiego na Ukrainie trwa intensywna rozbudowa umocnień na całej granicy z Białorusią i Rosją, od graniczącego z Polską Wołynia aż po obwody charkowski i doniecki, gdzie trwają walki z wojskami rosyjskimi.
3 maja ukraiński resort obrony na swoim profilu na Telegramie poinformował, że "prowadzona w obwodach: sumskim, zaporoskim, donieckim, chersońskim i charkowskim budowa fortyfikacji obronnych dobiega końca".
Źródło: unian.ua