Niepewny jest los 100 tys. głosów Polaków za granicą
Służący do przekazywania wyników głosowania komputerowy program Państwowej Komisji Wyborczej (PKW) może spowodować unieważnienie grubo ponad stu tysięcy głosów oddanych w wyborach do Sejmu i Senatu za granicą.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Połączenie wyborów parlamentarnych z referendum idzie znacznie dalej niż zapowiadali rządzący. Okazuje się, że oba głosowania są nie tylko organizowane jednocześnie, w tych samych lokalach wyborczych, pod nadzorem tych samych komisji wyborczo-referendalnych, ale są też ze sobą związane, jak na razie nierozerwalnie, programem komputerowym. A to może mieć dalekosiężne skutki.
– Ten program służy do przekazywania wyników głosowania z komisji obwodowych do okręgowych – tłumaczy w rozmowie z DW ekspert Polski 2050 Marcin Wiktorzak, mieszkający w Zurychu specjalista od budowy systemów analizy danych, autor internetowego bloga "Wybory za granicą". Prezentuje w nim na przykład, że w ciągu 15 lat liczba głosujących w polskich wyborach za granicą wzrosła dwunastokrotnie, z niespełna 35 tysięcy w wyborach parlamentarnych w 2005 roku, do ponad 400 tysięcy w wyborach prezydenckich z 2020 roku.
– Podczas testów okazało się, że system pozwala na odsyłanie wyników głosowania dopiero po wprowadzeniu wszystkich trzech protokołów: z wyborów do Sejmu, z wyborów do Senatu i z referendum – mówi Wiktorzak. – PKW uzależniła wysłanie protokołów z wyborów do Sejmu i Senatu od czynności, która nie jest opisana w kodeksie wyborczym, a mianowicie od ustalenia wyników referendum, który reguluje inna ustawa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"…a następnie…"
Informacja o tym, jak ma to wyglądać, była zawarta już uchwale nr 194/2023 PKW z 15 września "w sprawie zasad i trybu przekazywania (…) wyników głosowania i protokołów głosowania z obwodów utworzonych za granicą". Jej punkt 4 mówi, że "obwodowe komisje wyborcze korzystające ze wspomagania informatycznego sporządzają protokół głosowania w obwodzie na listy kandydatów na posłów, protokół głosowania w obwodzie na kandydatów na senatora oraz protokół głosowania w obwodzie w referendum ogólnokrajowym, a następnie dane z protokołów przesyłają do Okręgowej Komisji Wyborczej, wykorzystując dostarczone oprogramowanie."
W zasadzie wszystko jasne. Trzeba tylko zrozumieć sens tych dwóch słów "a następnie". W pierwszej chwili nie musi być on wcale taki oczywisty i może łatwo zostać przeoczony.
"Dwie odrębne kwestie"
Tak czy inaczej dopiero wydana 3 października uchwała PKW nr 227/2023 "w sprawie wytycznych dla okręgowych komisji wyborczych" uświadomiła zainteresowanym, co się szykuje. Zainteresowanym, czyli tym, którzy do Sejmu kandydują z okręgu nr 19, zaś do Senatu z okręgu nr 44, obejmujących oprócz Warszawy (w wypadku Senatu części Warszawy) także wszystkie komisje wyborcze za granicą.
Naszą redakcję zaalarmowała Magdalena Hehn, koordynatorka Polski 2050 Szymona Hołowni do spraw polonijnych, która sama kandyduje właśnie w okręgu 19 z listy Trzeciej Drogi. W skierowanym do nas mailu napisała, że wytyczne PKW, które "opisują szczegółowo zasady postępowania obwodowej komisji wyborczej za granicą, w szczególności sposób liczenia głosów w wyborach do Sejmu i Senatu oraz liczenia kart referendalnych (…) łączą te dwie odrębne kwestie, które przecież regulują odrębne ustawy".
"W ciągu 24 godzin"
Zapewne nikt by do dziś nie zwrócił uwagi na nową regulację, gdyby nie "Ustawa z dnia 5 stycznia 2011 roku – Kodeks wyborczy", której artykuł 272, paragraf 2. stanowi jednoznacznie: "Jeżeli właściwa okręgowa komisja wyborcza nie uzyska wyników głosowania w obwodach głosowania za granicą albo na polskich statkach morskich w ciągu 24 godzin od zakończenia głosowania (…), głosowanie w tych obwodach uważa się za niebyłe."
To zaś oznacza, że decyzja PKW o przekazywaniu protokołów z zagranicznych komisji obwodowych do komisji okręgowej w Warszawie dopiero po policzeniu wszystkich głosów oddanych w wyborach do Sejmu i Senatu, oraz w referendum, może spowodować, że niektóre obwodowe komisje za granicą nie zmieszczą się w narzuconym przez ustawę 24-godzinnym limicie na przekazanie wyników do Warszawy. A wtedy, zgodnie z zacytowanym artykułem kodeksu wyborczego, wszystkie głosy oddane w takiej komisji po prostu przepadną.
"Sto tysięcy głosów"
– Polacy w Wielkiej Brytanii postanowili sprawdzić, ile głosów komisja jest w stanie policzyć w ciągu 24 godzin. Wyszło im, że bez jakiegoś zbytniego heroizmu mogą to być głosy około 1600 wyborców – przypomina Marcin Wiktorzak, który dla Polski 2050 nadzoruje przebieg polskich wyborów we wszystkich krajach niemieckojęzycznych, Czechach oraz państwach Europy Południowej, od Hiszpanii po Grecję.
Otóż ci Polacy przeprowadzili interesującą symulację wyborczego dnia. Wydrukowali karty imitujące karty wyborcze, wypełnili je, a potem robili z nimi to wszystko, co będzie robić każda obwodowa komisja wyborcza: w trakcie liczenia głosów każdy członek zespołu sprawdzał każdą taką kartę tak, jak prawdziwe karty wyborcze mają sprawdzać wszyscy członkowie prawdziwych komisji wyborczych. Jedynie nie uwzględnili tego, że prawdziwe komisje będą musiały jeszcze policzyć głosy oddane w referendum.
– Ja przyjąłem, że realnie da się policzyć w ciągu 24 godzin głosy 1800 wyborców – mówi ekspert od architektury danych z Zurychu. – Tymczasem na całym świecie może być nawet więcej niż sto komisji z liczbą uprawnionych do głosowania przekraczającą 2000. Krótko mówiąc, nie można moim zdaniem wykluczyć, że unieważnionych może zostać grubo ponad sto tysięcy głosów – konkluduje Wiktorzak.
"Bardzo duża liczba głosujących"
W poniedziałek wieczorem na stronach PKW służących do rejestracji na wybory można było w wykazie 47 obwodowych komisji w Niemczech 40 razy przeczytać czerwony napis: "Uwaga! W tej komisji zapisana jest bardzo duża liczba głosujących, możesz spodziewać się kolejki do oddania głosu. Rekomendujemy wybranie innej komisji".
To oznacza, że w każdej z 40 komisji zarejestrowało się już ponad półtora tysiąca wyborców. W 25 z nich liczba zarejestrowanych przekroczyła dwa tysiące. W siedmiu kolejnych było ich ponad 1800. Krótko mówiąc, jeśli miałyby się potwierdzić wyliczenia grupy Polaków z Wielkiej Brytanii, w Niemczech, z powodu niedotrzymania 24-godzinnego terminu liczenia głosów teoretycznie mogłyby zostać unieważnione nawet dwie trzecie oddanych głosów.
Jeszcze gorzej, według wyliczeń Wiktorzaka, jest w Szwecji, gdzie na każdą komisję przypada około 2600 potencjalnych głosujących, i w Holandii, gdzie zarejestrowało się średnio po 2400 wyborców.
A dochodzi do tego mimo znaczącego zwiększenia liczby zagranicznych komisji. Według pierwotnych planów miało ich bowiem powstać 360. Do 25 września, ostatniego dnia przewidzianego na tworzenie obwodów wyborczych za granicą, na całym świecie zostały utworzone 402 komisje. A potem minister spraw zagranicznych powołał specjalnym rozporządzeniem jeszcze piętnaście. Z tego pięć w Niemczech.
"Ale co mnie to obchodzi?"
Dwóch kandydatów walczących z ramienia Koalicji Obywatelskiej o mandaty we wspomnianych wyżej okręgach "Warszawa i zagranica", ubiegający się o fotel senatora były rzecznik praw człowieka Adam Bodnar i kandydujący tym razem na posła senator Aleksander Pociej, zwróciło się do PKW z wnioskiem o przesunięcie liczenia głosów oddanych w referendum na czas po zliczeniu głosów oddanych w wyborach. - Bo naszym zdaniem PKW źle zinterpretowała przepisy i uznała, że to wszystko trzeba przeliczyć w tym samym terminie w sytuacji, kiedy do wyborów stosuje się kodeks wyborczy, a do referendum ustawę o referendum ogólnokrajowym – wyjaśnia Adam Bodnar w rozmowie z DW.
PKW, zdaniem kandydata na senatora, "doskonale wie, że głosy oddane w referendum można by policzyć później" i wskazuje, że istnieją już cztery opinie, profesorów Marka Chmaja, Sławomira Patyry i Anny Rakowskiej, oraz Biura Analiz Sejmowych, "które mówią to samo, co my sądzimy". – A czy wie Pan, że program, który służy do przesyłania wyników wyborów, uniemożliwia to bez dołączenia protokołu z referendum? – zapytaliśmy. – Wiem, ale co mnie to obchodzi? Kwestia techniczna nie powinna w żaden sposób wpływać na interpretację przepisów prawa. To, że ktoś coś rozwiązał technicznie źle, nie znaczy, że można w ten sposób naruszać prawa obywatelskie. Ryzykujemy to, że tysiące głosów polskich obywateli zostaną uznane za niebyłe, a ich prawa podstawowe zostaną naruszone tylko dlatego, że ktoś na siłę dąży do organizacji tego referendum w tym samym terminie – uważa były rzecznik praw człowieka RP, doktor habilitowany nauk prawnych Adam Bodnar.
Pytania bez odpowiedzi
Trzy pytania skierowaliśmy też pocztą e-mailową do przewodniczącego PKW Sylwestra Marciniaka, z kopiami między innymi do dyrektorów zespołu prawnego i organizacji wyborów oraz zespołu informatyki w PKW, a także do ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua i odpowiedzialnego za sprawy konsularne nowego wiceministra Jarosława Lindenberga.
Pytaliśmy, jaka była podstawa prawna do stworzenia programu komputerowego, który uniemożliwia przesłanie protokołów z wynikami wyborów do Sejmu i Senatu bez dołączenia do nich protokołu z wynikami referendum? Chcieliśmy się też dowiedzieć, czy nie można jeszcze przed wyborami zmienić tego tak, żeby na przykład każdy protokół był wysyłany oddzielnie? A także, co robią PKW i MSZ, żeby nie dopuścić do sytuacji, w których trzeba będzie unieważnić głosowania? I wreszcie, jaka jest odpowiedzieć PKW na wnioski Adama Bodnara i Aleksandra Pocieja.
Do momentu publikacji tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi ani z PKW, ani z MSZ.
Przeczytaj też:
Autor: Aureliusz M. Pędziwol