Nielegalny Krokodylek, nocleg za 90 zł i Krzysztof Ibisz. Znamy wyniki audytu w Inspekcji Transportu Drogowego
Wirtualna Polska dotarła do rezultatów tzw. audytu promocyjnego, który dotyczy byłego Głównego Inspektora Transportu Drogowego Alvina Gajadhura. Audytorzy twierdzą, że wykryli ogrom nieprawidłowości. Gajadhur ocenia, że to szukanie haków, a rzekome nieprawidłowości są - według niego - śmieszne.
- Obecne kierownictwo Inspekcji Transportu Drogowego postanowiło sprawdzić celowość wydatkowania środków na akcje promocyjne w latach 2020-2023, gdy inspektoratem kierował Alvin Gajadhur.
- Podstawowy zarzut do Gajadhura jest taki, że rozwinął działalność Bezpiecznej Szkoły Krokodylka Tirka, czyli uczenia dzieci zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. A "dzieci nie są grupą społeczną stanowiącą interesantów GITD".
- Zastrzeżenia wzbudziła też organizacja gali z okazji 20-lecia działalności kontrolnej GITD. Nie sprawdzono np. czy jedzenie dostarczone przez firmę cateringową było zgodne z zamówieniem. Z kolei pracownik przygotowujący galę niepotrzebnie spał w hotelu dwie noce, na co wydano 180 zł, a konferansjerem podczas gali był Krzysztof Ibisz, który zainkasował za to blisko 10 tys.
- Gajadhur:- Od 2016 do 2024 r. miałem zaszczyt kierować Inspekcją Transportu Drogowego. Mój następca nieustannie szukał i według niego wreszcie znalazł na mnie tzw. haki. Jak bardzo są one kuriozalne, każdy widzi.
- Artur Czapiewski o swoim poprzedniku: Dobrze, że nie ma go już w inspekcji.
"276 lekcji dla blisko 30 tys. dzieci - to bilans nowej odsłony projektu Bezpieczna Szkoła Krokodylka Tirka, który w 2023 r. realizowany był przez ITD z dofinansowaniem ze środków Funduszu Spójności, w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014-2020".
Tak zaczyna się ostatni dostępny na rządowych stronach komunikat o funkcjonującej przez kilka lat Bezpiecznej Szkole Krokodylka Tirka. Szkole, która - tego nikt nie kwestionuje - przeszkoliła dziesiątki tysięcy dzieci z zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. I szkole, która - jak wynika z audytu przeprowadzonego przez obecne kierownictwo GITD - działała nielegalnie.
Właśnie zastrzeżenia do nauczania dzieci zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym przez inspektorów transportu drogowego są najważniejszym z zarzutów postawionych byłemu kierownictwu inspekcji w tzw. audycie promocyjnym.
Od 2016 do 2024 r. Głównym Inspektoratem Transportu Drogowego - wyspecjalizowanej służby powołanej do kontroli przestrzegania przepisów obowiązujących w zakresie wykonywania transportu drogowego i niezarobkowego przewozu osób i rzeczy - był Alvin Gajadhur, wcześniej wieloletni rzecznik inspekcji. W 2023 r., na dwa tygodnie, Gajadhur został nawet ministrem infrastruktury w przejściowym rządzie Mateusza Morawieckiego. Dziś jest doradcą prezydenta RP Andrzeja Dudy.
Po zmianie władzy i zmianie kierownictwa GITD (pełniącym obowiązki głównego inspektora od stycznia 2024 r. jest Artur Czapiewski) postanowiono bliżej przyjrzeć się działalności inspekcji za rządów Gajadhura.
Jednym z elementów tego przeglądu była analiza wydatków na akcje promocyjne. Raport powstał w czerwcu 2024 r., do dziś nie został upubliczniony. Wirtualna Polska jednak go zdobyła.
Podejrzany krokodylek Tirek
Kwestia najważniejsza: Bezpieczna Szkoła Krokodylka Tirka - zdaniem audytorów - w ogóle nie powinna istnieć. Powody są trzy.
Pierwszy: w przepisach brakuje jednoznacznej podstawy prawnej do prowadzenia działalności edukacyjnej przez ITD.
Drugi: dzieci nie są klientelą ITD, a wszelkie akcje o charakterze promocyjnym należy kierować do interesantów inspekcji. Ponadto efekty szkolenia dzieci są trudno mierzalne.
Trzeci: zajęcia z dziećmi przeprowadzały osoby niemające wykształcenia pedagogicznego i niespełniające wymogów określonych w Karcie Nauczyciela.
Czy zatem szkoła Tirka nie może funkcjonować i nie funkcjonuje? Tego do końca nie wiadomo, bo Artur Czapiewski dopytywany o tę kwestię stwierdza: "Utrzymujemy trwałość projektu na minimalnie akceptowalnym poziomie. Musimy utrzymać trwałość przez 5 lat od momentu zakończenia jego wdrażania".
Czapiewski - gdy rozmawiamy z nim w jego gabinecie - mówi wręcz o wyłudzeniu środków unijnych przez swojego poprzednika. W audycie pada zaś stwierdzenie o zastrzeżeniach co do celowości, zasadności i gospodarności wydania 6 mln 375 tys. zł (m.in. na filmy edukacyjne, odzież dla dzieci czy usługi związane ze wsparciem technicznym).
Gdy pytamy, czy nie jest absurdalne tworzenie zarzutu Gajadhurowi z tego, że inspekcja pokazała tysiącom dzieci, jak zachowywać się na drodze, odpowiada jednoznacznie: każdy przedstawiciel administracji publicznej działa na podstawie i w granicach prawa, a urzędnik ma ich przestrzegać, skoro w ustawie nie określono zadania dotyczącego prowadzenia działań edukacyjnych i ich zakresu. Robić to może, zdaniem inspektora, np. policja. W której - jak słyszymy - za edukowanie dzieci odpowiadają osoby z przeszkoleniem pedagogicznym.
Czapiewski potwierdza równocześnie, że jeszcze przed rządami Gajadhura prowadzone były szkolenia dla dzieci. Z tą różnicą - zdaniem p.o. głównego inspektora - że nie generowały one kosztów. Na uwagę, że czas pracy inspektorów ITD również jest kosztem, Czapiewski nie odpowiedział. W autoryzacji stwierdził za to, że nie pamięta takiej uwagi i dodał: - Jest oczywiste, że koszt pracowniczy wiąże się z ewentualnymi działaniami promocyjnymi, lecz ich skala determinuje odpowiedzialność kierownictwa.
Sprawdzamy wszystkie zarzuty krok po kroku.
W ustawie o Inspekcji Transportu Drogowego faktycznie nie ma nawet słowa o tym, by ITD miała edukować dzieci i młodzież. Ewentualna podstawa - ale bardzo wątła - znajduje się w Prawie oświatowym. W art. 3 ust. 3 wskazano, że "system oświaty mogą wspierać także jednostki organizacyjne Państwowej Straży Pożarnej oraz jednostki innych właściwych służb w działaniach służących podnoszeniu bezpieczeństwa dzieci i młodzieży, w tym w zakresie ochrony przeciwpożarowej".
Pytamy prof. Mariusza Bidzińskiego, radcę prawnego i partnera w kancelarii Chmaj i Partnerzy, czy taki przepis dawał podstawę ITD do prowadzenia zajęć z dziećmi.
- Moim zdaniem nie, choć rozumiem wątpliwości i różne punkty widzenia. Natomiast wynikająca z art. 7 Konstytucji RP zasada legalizmu nakłada na organy państwa obowiązek działania zgodnie z przepisami kompetencyjnymi rozumianymi w ścisły sposób. Gdy więc mamy niejasność, nie należało tego robić - podkreśla prawnik. Przy czym dodaje, że oczywiście nie jest przeciwny edukowaniu dzieci z zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
- Po prostu, jeżeli istnieje potrzeba prowadzenia zajęć przez ITD w szkołach, takie uprawnienie należałoby dopisać do ustawy o Inspekcji Transportu Drogowego - zaznacza.
Jednocześnie Ministerstwo Infrastruktury - już po zmianie władzy - w jednym z wpisów w mediach społecznościowych zaznaczyło, że do zadań ITD należą m.in "działania edukacyjne promujące bezpieczeństwo na drogach".
Drugi zarzut - że dzieci nie są klientelą ITD - jest ocenny, więc ciężki do weryfikacji. Menedżer z dużej agencji PR-owej (prosi o zachowanie anonimowości, bo - jak mówi - firma współpracuje z podmiotami państwowymi) wskazuje jednak, że podejście, iż dzieci nie są w gronie interesantów, świadczy o braku znajomości podstaw działania promocyjnego.
- Nawet jeśli przyjąć, że adresatem działań powinni być dorośli, to kierowanie kampanii do dzieci buduje pozytywny wizerunek danej instytucji i w oczach rodziców, i generalnie społeczeństwa. W tym znaczeniu promocja kierowana do dzieci jest także promocją kierowaną do dorosłych - słyszymy.
Trzeci zarzut - że zajęcia powinni prowadzić ludzie z odpowiednim wykształceniem i że tak jest choćby w Policji - jest nieprawdziwy.
Raz, że nie ma takiego wymogu, a dwa - że w policji wcale nie jest to standardem. Komenda Główna Policji co prawda nie odpisała na nasze pytania, ale były rzecznik KGP insp. Mariusz Sokołowski mówi wprost: - Do szkół chodzą ci policjanci, którzy potrafią ciekawie opowiadać i mają dobry kontakt z dziećmi, młodzieżą. Nikt nie sprawdza, czy spełniają wymogi wskazane w Karcie Nauczyciela, bo nie ma takiego wymogu.
- Muszę przyznać, że z pewną zazdrością patrzyłem na działalność Bezpiecznej Szkoły Krokodylka Tirka. ITD szkoliła z zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym lepiej niż my - Policja, pozyskując na to spore środki. Nie chcę oceniać sporów pomiędzy obecnym i byłym kierownictwem, ale mogę śmiało powiedzieć, że takie inicjatywy są potrzebne. I szkoda, że nie są obecnie prowadzone - mówi WP Mariusz Sokołowski.
Alvin Gajadhur mówi nam z kolei, że ta szkoła to nawet nie jego inicjatywa, lecz poprzednika. A on po prostu ją rozwinął.
- Działalność "Bezpiecznej Szkoły Krokodylka Tirka" uważam za wielki sukces ITD. Dzięki jej funkcjonowaniu przeszkoliliśmy dziesiątki tysięcy dzieci z zasad uczestnictwa w ruchu drogowym. Dla jasności: ja kontynuowałem ten program i go rozbudowałem o inne ważne dla bezpieczeństwa ruchu drogowego najmłodszych kwestie. Jestem z tego dumny. Ktoś, kto czyni mi z tego zarzut, jest niepoważny - przekonuje Gajadhur.
Gala GITD. Albo taniej, albo drożej
Wiele zastrzeżeń audytorzy mają do zorganizowanej w 2022 r. gali z okazji 20-lecia działalności kontrolnej GITD. Z audytu wynika, że można było tego albo w ogóle nie robić, albo zrobić znacznie taniej. Ewentualnie należało zrobić drożej.
Zarzuty?
Pierwszy dotyczy tego, że w planie finansowym GITD na 20-lecie zaplanowano 344,4 tys. zł. A wydano ledwie 189,5 tys. zł.
"Co świadczy o znacznym przeszacowaniu potrzeb, planowaniu z naruszeniem należytej staranności i koniecznością >>zamrożenia<< środków publicznych w kwocie o 55 proc. wyższej od faktycznie wydatkowanej" - czytamy w opracowaniu.
Mówimy o tym Gajadhurowi. Ripostuje: - Zarzuty są absurdalne. Chyba kłopotem byłoby, gdybyśmy zabezpieczyli za mało pieniędzy, a wydali za dużo? Tymczasem tworzy mi się zarzut, że zaplanowaliśmy coś z rezerwą, a wydaliśmy mniej.
W gali wzięło udział 280 osób. Audytorzy zwracają uwagę na to, że zamówienie na catering stworzono "pozornie rzetelnie", ale "konstrukcja zapisów specyfikacji warunków zamówienia, biorąc pod uwagę narzędzia, którymi dysponował GITD, nie pozwalała na pełną weryfikację stanu faktycznego z wymogami, a tym samym rzetelnego odbioru przedmiotu umowy, dotyczącej usługi cateringu".
Innymi słowy, inspekcja miała nie sprawdzić, czy dostała to, co dostać powinna. Alvin Gajadhur ironizuje: - Zarzuca mi, że podczas gali 20-lecia ITD nie ważyliśmy, uwaga, kotletów i innych potraw przywiezionych przez firmę cateringową dla gości. Jak bardzo to kuriozalne, niech ocenią czytelnicy.
Audytorzy uznali też, że niepotrzebnie na galę wynajęto salę od Wojska Polskiego, bowiem można było zorganizować imprezę w siedzibie inspekcji. Wtedy też udałoby się uniknąć wydatku w postaci 180 zł na hotel dla pracownika, który mieszka poza Warszawy i miał organizować imprezę.
- GITD poniósł tylko koszty eksploatacyjne, nie płacił za wynajem sali. Zgodnie z wymogami przeciwpożarowymi sala w GITD nie pomieściłaby chyba nawet połowy z zaproszonych gości. To jest absurd. Skoro nie podoba się również to, że wykupiliśmy pracownikowi odpowiadającemu za organizację gali, który mieszkał poza Warszawą, dwa noclegi łącznie za 180 zł, mam pytanie: czy w ocenie audytorów miał nocować w biurze? - pyta Gajadhur.
Wreszcie, zastrzeżenie budzi to, że kierownictwo GITD z góry upatrzyło sobie konferansjera na galę. Odstąpiono od rozeznania rynku, nie przeprowadzono konkursu ofert, tylko zlecono prowadzenie imprezy Krzysztofowi Ibiszowi. Wydano na ten cel 9840 zł, podczas gdy zapewne udałoby się konferansjera zatrudnić taniej.
- Galę dla Inspektorów z całej Polski, podczas której odbierali odznaczenia państwowe i resortowe, prowadził Krzysztof Ibisz. Koszt konferansjera nie odbiegał od cen rynkowych. Uznaliśmy, że spotkanie setek osób zasłużonych dla bezpieczeństwa transportu drogowego w Polsce, zorganizowane z okazji 20-lecia Inspekcji, może poprowadzić znany prezenter, a nie pracownik inspekcji - mówi Gajadhur.
Czapiewski o wierzchołku góry lodowej
Artur Czapiewski podczas rozmowy z nami opowiada o licznych przewinach Alvina Gajadhura. Wskazuje, że kwestie promocyjne to tylko wierzchołek góry lodowej. I że warto, byśmy zainteresowali się chociażby samochodami pościgowymi, które kupiono za kadencji byłego głównego inspektora oraz mobilnymi stacjami diagnostycznymi.
W sprawie samochodów Czapiewski w lutym 2024 r. skierował do prokuratury zawiadomienie. Wskazał, że ma uzasadnione podejrzenie popełnienie przestępstwa przez poprzednie kierownictwo inspekcji. Jego zdaniem polegało ono na "celowym wydatkowaniu środków publicznych" i "działaniu na szkodę interesu publicznego na skutek niewystarczającego nadzoru sprawowanego przez GITD, w tym głównego inspektora, którym w tym czasie był Alvin Gajadhur". Słowa o "celowym wydatkowaniu środków publicznych" pochodzą z depeszy PAP. Dopytaliśmy Czapiewskiego, czy jednak zawiadomienie nie dotyczyło "niecelowego wydatkowania". Odpowiedział, że nie wie, co znalazło się w komunikacie, a w doniesieniu mowa o "podejrzeniu popełnienia przestępstwa w sprawie postępowań o udzielenie zamówienia publicznego".
Jak wskazywaliśmy wówczas w portalu money.pl, Czapiewski tłumaczył, że chodzi o projekt rozbudowy i modernizacji systemu Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym CANARD, który jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej i budżetu państwa. Projekt ma podnieść skuteczność eliminowania niebezpiecznych zachowań kierowców, którzy przekraczają prędkość, nie respektują sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniach oraz ograniczeń prędkości na odcinkach, gdzie nie są montowane urządzenia do pomiaru prędkości.
Kupiono 33 auta marki bmw, na co wydano 12 mln zł.
- Mamy wszelkie podstawy, by podejrzewać, że w CANARD doszło do niegospodarności przy realizacji obu tych zamówień. Rozbudowa systemu miała zwiększyć skuteczność i efektywność prowadzonych kontroli. Tymczasem decyzja o zakupie tych 33 nowych samochodów z miernikami prędkości budzi wątpliwości co do celowości i zasadności wydatkowania środków publicznych - zaznaczył w lutym 2024 r. Czapiewski.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała nas, że postępowanie jest w toku. Przesłuchano już szereg świadków (Gajadhur przesłuchany dotychczas nie został), ale nie sposób jeszcze przewidzieć terminu zakończenia postępowania.
Alvin Gajadhur w rozmowie z WP twierdzi, że to kolejny absurdalny atak na niego.
- Zarzut, że za drogo kupiłem samochody pościgowe, jest kuriozalny. Wybrano najtańszą ofertę z rozpisanego przetargu. Wszystkie zakupy były realizowane przy stosowaniu publicznych procedur przetargowych. Wygrała najkorzystniejsza oferta. Dofinansowanie unijne wyniosło 85 proc. Nadzór nad wszystkimi postępowaniami sprawowało Centrum Unijnych Projektów Transportowych i Ministerstwo Funduszy. Na wszystkie zakupy mieli śmy zgodę - zaznacza.
I dodaje, że sam jako główny inspektor jeździł skodą octavią, oplem astrą, a potem kią ceed, a nie limuzyną.
- Nie korzystałem również z kierowcy, tylko sam prowadziłem. Nie było żadnego przepychu - podkreśla.
Mobilne stacje diagnostyczne
Kolejna kwestia dotyczy mobilnych stacji diagnostycznych.
- Zakup 16 stacji diagnostycznych dla ITD miał być "skokiem w przyszłość i nowoczesność". Realizacja tego zakupu to jeden z najbardziej kuriozalnych dowodów niekompetencji Alvina Gajadhura - przekonuje Artur Czapiewski.
I zaznacza, że m.in. brak wzięcia pod uwagę wniosków z używania posiadanych wcześniej stacji, wymuszanie konkretnych rozwiązań użytkowych, konstrukcyjnych i wyposażeniowych, skutkował zakupem stacji dwa razy droższej w tym czasie od stacji okręgowych (1,8 mln zł za sztukę), wysoce awaryjnej, która może być używana tylko na największych punktach kontroli, ograniczając w ten sposób możliwość jej użycia w kontrolach stanu technicznego oraz generującej bardzo wysokie koszty utrzymania.
- Owe koszty utrzymania wzrosną dramatycznie po ustaniu okresu gwarancji bowiem każdy z tych pojazdów należy traktować w kategorii prototypowej (nie jest w bieżącej produkcji). Dotychczasowa wysoka awaryjność stacji spowodowała ich wielodniową niezdolność do użycia - wskazuje Czapiewski.
Pytamy o to Gajadhura. Wysyła nam kilkanaście linków do wpisów i zdjęć z mediów społecznościowych, na których mobilne stacje diagnostyczne - już za kierowania inspekcją przez Czapiewskiego - są pokazywane jako dowód na nowoczesność inspekcji.
W jednym z wpisów, z maja 2024 r., widać na zdjęciu mobilną stację diagnostyczną i wskazanie, że możliwy był zakup 16. takich jednostek dzięki członkostwu Polski w Unii Europejskiej. W innych wpisach widać mobilne stacje pokazywane na różnego typu targach i podczas spotkań międzynarodowych.
Gajadhur, podkreśla w rozmowie z WP, że przy opracowaniu specyfikacji stacji pracował zespół ekspertów, który wnikliwie przeanalizował potrzeby inspektorów na co dzień prowadzących kontrole drogowe.
- Jeśli mobilne stacje diagnostyczne według pana Czapiewskiego to taka nietrafiona inwestycja, to dlaczego on i jego najbliżsi współpracownicy podczas różnych spotkań m.in. z udziałem gości z zagranicy chwalą się i robią sobie zdjęcia właśnie przy tych stacjach? - pyta.
- Chciałbym podkreślić, że właśnie dzięki tym stacjom ITD skutecznie eliminuje z ruchu drogowego niesprawne ciężarówki i autobusy, które zagrażają bezpieczeństwu na drogach. Żadna inna formacja w Polsce nie dysponuje tak specjalistycznym sprzętem, który - przypomnijmy - został zakupiony z funduszy UE, przy dochowaniu wszelkiej staranności i zgodnie z procedurami.
Walka Gajadhura z Czapiewskim
Złe emocje między byłym głównym inspektorem i obecnym pełniącym obowiązki głównego inspektora widać na każdym kroku, w każdym zdaniu.
- Alvin Gajadhur zmarnował czas swojego kierowania instytucją. Poprzez ograniczenie wynikające z jego kompetencji nie wykorzystał możliwości dla rozwoju instytucji, kierując się w swych decyzjach i działaniach przede wszystkim promocją własnego wizerunku - uważa Artur Czapiewski.
- Twierdzenia, że się "lansowałem", jest śmieszne i wynikają z zupełnego niezrozumienia roli szefa dużego urzędu. Działanie nie jest "lansem". Gdybym nie był aktywny, pewnie pojawiłby się zarzut, że nic nie robiłem. Prawda jest taka, że uczestnictwo szefa jednostki w niektórych wydarzeniach jest pożądane. Zwiększa zainteresowanie tym wydarzeniem, choćby przez media. To były głównie działania prewencyjne i edukacyjne. Chociażby briefingi przed feriami i wakacjami, na których apelowaliśmy do kierowców o bezpieczną jazdę i pokazywaliśmy zagrożenia. Lekcje bezpieczeństwa ruchu drogowego dla najmłodszych w szkołach, czy spotkania BRD dla seniorów itp. - ripostuje Gajadhur.
Dla Alvina Gajadhura trwający konflikt skończył się to już nawet aktem oskarżenia skierowanym przez prokuraturę do sądu. Zdaniem śledczych Gajadhur bezprawnie ujawnił wiadomości służbowe poprzez opublikowanie wiadomości w serwisie X. Chodzi m.in. o kwestie związane z kosztami ponoszonymi przez GITD na akcje promocyjne.
Ponadto Artur Czapiewski w Sejmie przekonywał, że Gajadhur nie ukończył kursu dla inspektorów. Gajadhur odpowiedział w mediach społecznościowych, dołączając list Czapiewskiego, w którym wskazał, że panowie razem byli na kursie.
Prokuratura uważa, że wiadomości publikowane przez byłego głównego inspektora stanowiły wiadomości wewnętrzne, przeznaczone wyłącznie na użytek służbowy. Za ujawnienie ich grozi Gajadhurowi do dwóch lat pozbawienia wolności.
- Nie ujawniłem żadnej tajemnicy służbowej. Opublikowałem coś, co każdy mógł uzyskać w ramach dostępu do informacji publicznej. Od roku piszę o nieprawidłowościach i absurdach w kierowanej przez pana Czapiewskiego ITD. Chcą mnie zastraszyć. Ale nie uda się. Będę pokazywał patologie w działalności obecnego kierownictwa ITD oraz Ministerstwa Infrastruktury, które w osobie Ministra Dariusza Klimczaka, na to pozwala - przekonuje Gajadhur.
- Dobrze, że nie ma go już w inspekcji - twierdzi Czapiewski.
Paweł Figurski i Patryk Słowik, dziennikarze Wirtualnej Polski