"Niech idą w diabły". Kaczyński chce rozliczyć buntowników z PiS
- Jest jak kamikadze na raty. Albo jak bokser, który dostaje w twarz, podnosi się, słania na nogach i udaje, że jest w stanie wygrać - tak o Jarosławie Kaczyńskim mówi jeden z polityków PiS. Prezes do samego końca walczy o zdyscyplinowanie radnych własnej partii i zmuszenie ich do wyboru narzuconego przez Nowogrodzką kandydata na marszałka Małopolski.
Polityk ma na myśli sytuację w małopolskim sejmiku, która jak w soczewce pokazuje, że Kaczyński nie panuje już nad lokalnymi strukturami. - Grożą nam wybory i utrata władzy - mówi jeden z działaczy. Inny twierdzi: - Prezes gdzieś zgubił swój instynkt.
Albo głosujesz, albo wypad
Radni PiS w sejmiku małopolskim, którzy w głosowaniu na sesji 1 lipca sprzeciwią się kandydaturze posła PiS Łukasza Kmity na marszałka województwa, zostaną wyrzuceni z partii. Tak twierdzą w nieoficjalnych rozmowach z WP współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego, który - mimo niechęci polityków własnej partii - chce za wszelką cenę przeforsować Kmitę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kurski jednak trafi do PE? "Racjonalny ruch Kaczyńskiego"
- Ale głosowanie jest tajne, skąd będziecie wiedzieć, kto głosował przeciw? - pytamy jednego z działaczy. - Buntowników ubywa. Dojdziemy do tego - twierdzi nasz rozmówca.
Inny dodaje: - Albo przekonamy buntowników do głosowania na Kmitę i skończymy ten żenujący serial, albo ich wyrzucamy, mamy nowe wybory i ryzykujemy utratę władzy. Wszystko albo nic.
Współpracownik Jarosława Kaczyńskiego ocenia: - Dla szefa sprawa jest prosta: albo głosują za Łukaszem, czyli zgodnie z wytycznymi władz PiS, albo wypad.
Sam Kaczyński mówił o buntownikach na jednym ze spotkań: - Nie chcą Kmity? To niech idą w diabły. Zmiany kandydata nie będzie.
KO chce przejąć władzę od PiS. "Wystawimy własnego"
Prawo i Sprawiedliwość wciąż mierzy się z konsekwencjami wyborów samorządowych. W jednym z kluczowych regionów pod partią tyka polityczna bomba z opóźnionym zapłonem. Radni orientujący się na Beatę Szydło blokują wybór forsowanego przez Jarosław Kaczyńskiego Łukasza Kmity na marszałka województwa małopolskiego. Przeciąganie liny trwa od tygodni. O kulisach pisała m.in. Wirtualna Polska, ale też inne redakcje (Interia ujawniła pismo Kmity, który domaga się przesunięcia sesji na 10 lipca, co wiązałoby się z ponownymi wyborami).
- Jeśli tej bomby nie rozbroimy, to wybuchnie. Skończy się ponownymi wyborami i klęską PiS - mówi dziś jeden z działaczy tej partii.
Polityk Koalicji Obywatelskiej przekonuje z kolei: - Przeciwko Kmicie wystawimy najprawdopodobniej własnego kandydata na marszałka. Większość go nie wybierze, ale nie poprze też pisowskiego Kmity. A wtedy będą musiały być rozpisane nowe wybory do sejmiku, a w nich wygramy. Przejmiemy władzę w regionie.
To byłaby ta polityczna bomba: odwrócenie większości i klęska PiS. Na to liczy i KO, i PSL. A politycy formacji Jarosława Kaczyńskiego są coraz bardziej zaniepokojeni. - To niepotrzebny konflikt, który zaczyna być gorszący, dlatego apeluję do kolegów o umiarkowanie - przekonywał w Radiu Zet Przemysław Czarnek.
Kolejna sesja sejmiku małopolskiego odbędzie się 1 lipca. Wirtualna Polska poznała porządek obrad. W nim - ponowna próba wyboru Łukasza Kmity na marszałka.
Trzy poprzednie - mimo interwencji władz PiS, w tym samego Jarosława Kaczyńskiego - były nieudane. Powód? Sprzeciw kilkorga radnych PiS, którzy nie chcą Kmity i nie mają kłopotu z postawieniem się prezesowi PiS.
- To sytuacja bezprecedensowa - nie kryją działacze tej partii.
Sytuację komplikuje fakt, że do gry włączyła się Suwerenna Polska Zbigniewa Ziobry, która - jak pisała jako pierwsza Interia - miała zażądać od PiS miejsca w zarządzie województwa.
- Szczerze? Nie wiem, jak to się wszystko skończy. Mamy już tej sytuacji po dziurki w nosie - rozkłada ręce jeden z naszych rozmówców.
Przypomnijmy: PiS w 39-osobowym sejmiku małopolskim ma 21 radnych (w tym dwóch radnych z Suwerennej Polski) - a więc, wydawałoby się, stabilną większość. Tyle że tak nie jest. Partia jest w regionie wewnętrznie podzielona i nie jest w stanie wybrać ze swojego grona marszałka województwa.
18 czerwca do Krakowa przyjechał sam Kaczyński. Towarzyszyli mu partyjni druhowie. Obradowali w siedzibie partii do późnych godzin wieczornych. Cel? "Uporządkowanie sytuacji" i "wypracowanie kompromisu". Słowem: przekonanie zbuntowanych radnych PiS, by jednak poparli Łukasza Kmitę na marszałka. A właściwie - próba wymuszenia.
Politycy PiS przekazują dziennikarzom dwie wersje wydarzeń. Wedle pierwszej z nich - zgodnej z faktami - podczas wieczornego spotkania w Krakowie Jarosław Kaczyński dowiedział się, że większości dla Kmity nie będzie. Po prostu: radni buntownicy stwierdzili, że decyzji nie zmienią i Kmity nie poprą. Mimo nacisków samego prezesa.
Wedle drugiej wersji - przekazywanej przez stronników Mateusza Morawieckiego i Ryszarda Terleckiego, którzy stoją za Kmitą - Kaczyński na spotkaniu przy ul. Retoryka miał zostać zapewniony, że tym razem Kmita "przejdzie" w głosowaniu. Nie przeszedł.
- Druga wersja wydarzeń to był spin, który miał wywołać wrażenie, że radni PiS, którzy od początku nie chcieli tu Kmity, "oszukali" prezesa. Że zadeklarowali swój głos, a potem się wycofali. To nieprawda. Oni od początku byli przeciw i są konsekwentni. Prezes o tym wiedział - mówi nam jeden z polityków PiS.
Mowa o co najmniej trzech radnych: Józefie Gawronie, Piotrze Ćwiku i Witoldzie Kozłowskim. - Ale przeciwnych Kmicie jest więcej. Tyle że nie każdy ma na tyle odwagi, żeby zagłosować przeciwko Kaczyńskiemu.
Nerwy tracą współpracownicy prezesa. Ryszard Terlecki, "ojciec" kandydatury Kmity, tak określił radnych PiS: "przyspawani do zajmowanych foteli", "ulegający urojonym ambicjom", "łapczywi na pieniądze, wpływy i udział we władzy", "ludzie bez honoru", "oszuści". Były szef klubu PiS zamieścił w tej sprawie obszerny post na Facebooku.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Najgorsze relacje od lat
Konflikt w regionie ma przełożenie na sytuację w całej partii. I wpływa na kryzys w relacjach między członkami ścisłych władz PiS. O bunt w Małopolsce oskarżana jest przez niektórych liderka regionu Beata Szydło.
Jej współpracownicy zapewniają, że radni przeciwni Kmicie podejmują decyzje samodzielnie, a była premier "nie ma nich wpływu". - Beata powiedziała to wprost Jarosławowi w cztery oczy, że ona nie ma z tym nic wspólnego i nie życzy sobie ataków ze strony niektórych "podżegaczy" z PiS. Sugerowała, że chodzi o ludzi Morawieckiego i Terleckiego. To też niektórzy posłowie z regionu: jak Arek Mularczyk (nowy europoseł PiS - red.), który przepycha Kmitę i psioczy na Szydło. Jarosławowi jednak trudno jednak przyjmować to, co twierdzi Beata - opowiada informator WP.
Napięcia były w pewnym momencie tak duże, a wzajemna niechęć tak rozkręcona, że partyjni wrogowie Szydło zaczęli wśród niektórych dziennikarzy rzekomo kolportować plotkę, jakoby była premier zrezygnowała z funkcji wiceprezeski PiS.
Szydło natychmiast temu zaprzeczyła. "Od wczoraj ktoś intensywnie propaguje wśród dziennikarzy pogłoskę o mojej rezygnacji z funkcji wiceprezesa PiS. Nic takiego nie nastąpiło. Nastąpiło za to wielkie wzmożenie osób, które bardzo chcą siać zamęt i chaos w szeregach PiS" - napisała na X była premier.
"Osiągnęłam bardzo dobry wynik w wyborach europejskich i mam wrażenie, że bardzo to kogoś uwiera. Atakowanie mnie takimi prymitywnymi metodami nic nie da, ale widzę, że niektórym brakuje zdolności intelektualnych, aby to pojąć" - stwierdziła.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jeden z polityków PiS snuje teorię spiskową: - Szydło sama sobie wymyśliła tę historię i za namową współpracowników zaprzeczyła czemuś, co nie miało miejsca. Sprawdzaliśmy to: żaden z dziennikarzy nie dostał żadnej plotki o jej rzekomej rezygnacji. Nikt też o tym nie napisał. Napisała o tym tylko Szydło - i to dwa razy. Wszystko po to, żeby rzucić cień na środowisko Morawieckiego.
Stronnik Szydło: - To wszystko bzdury, chcą zaszkodzić Beacie. Jak? Skłócając ją z Jarosławem.
Poseł PiS: - Nie ma ich jak skłócić, bo między nimi od dawna wieje chłodem. Trudno w tym przypadku mówić o jakiejś relacji. Szczerze mówiąc, wpływ Beaty na Nowogrodzką jest dziś taki, że gdyby przestała być wiceprezesem, to nikt by tego nie zauważył.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Intuicja już nie ta sama
Rozmówca z PiS, neutralny wobec obu stron sporu: - Beata odgrywa się za to, że strukturami w Małopolsce de facto rządził w ostatnich latach Terlecki, a nie szef regionu, czyli Adamczyk - jej człowiek. Andrzej i Beata mają teraz satysfakcję, że Rysiek kompletnie nie radzi sobie z sytuacją. A jednocześnie wciąż sączy prezesowi, że "tylko Kmita i nikt inny".
Gdy kilka tygodni temu małopolskie PiS nie było w stanie przeforsować Kmity na marszałka województwa, Kaczyński był wściekły. Rozwiązał zarząd PiS w Małopolsce i pozbawił funkcji szefa struktur wpływowego niegdyś ministra Andrzeja Adamczyka.
Nowym szefem zarządu PiS w regionie został… Kmita. Jednoosobową decyzją prezesa PiS. Nic to nie dało: partia wciąż jest podzielona. A prezes na razie nic nie jest w stanie z tym zrobić.
Dlaczego Kaczyński tak mocno stoi za Kmitą? Nawet w PiS wiele osób tego nie rozumie. - Ani Jarosław nie jest z nim emocjonalnie związany, ani Łukasz się niczym dla partii szczególnym nie zasłużył. Po prostu Terlecki go przyniósł w teczce, przekonał Jarosława, ten dał się wkręcić, jakoś go tam polubił, no i teraz nie może się wycofać - wyjaśnia rozmówca z PiS.
I zaznacza, że historia z Kmitą może być jedną z największych, osobistych porażek Kaczyńskiego w ostatnich latach. - A to każe stawiać pytania o intuicję Jarosława - słyszymy w partii.
W środę wieczorem w internecie pojawił się list Łukasza Kmity do Jana Dudy, w którym ten prosi go o niezwoływanie sesji sejmiku dla "dobra Prawa i Sprawiedliwości".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
***
W kwietniowych wyborach samorządowych pochodzący z Olkusza Łukasz Kmita był kandydatem PiS na prezydenta Krakowa, zajął trzecie miejsce z 20-proc. poparciem. Wcześniej - z rekomendacji Terleckiego i ze wsparciem Morawieckiego - pełnił funkcję wojewody małopolskiego.
Jak słyszymy w regionie, jeśli Kmicie znów nie uda się pozyskać poparcia radnych PiS, formacja Kaczyńskiego może bezpowrotnie utracić większość. Radni PiS mogą być kuszeni przez radnych KO. W skrajnym wypadku może dojść do sytuacji jak w sejmiku podlaskim, gdzie PiS również - nieoczekiwanie - straciło władzę.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl