Niebezpiecznie na Wiśle. Ratownicy zaskoczeni liczbą interwencji
Wir, cofka i bardzo głęboka woda, minimum osiem metrów - przy tej plaży to naturalna rzecz. Żeby kogoś uratować, trzeba być w miejscu zdarzenia, bo to są sekundy - mówi Wirtualnej Polsce o szczególnie niebezpiecznych miejscach na Wiśle Piotr Rytko, szef Piaseczyńskiego WOPR.
Upalne lato zachęca do wypoczynku nad wodą. Duża liczba plażowiczów oznacza potencjalnie większą liczbę niebezpiecznych zdarzeń i interwencji ratowników: działań patrolowych, prewencyjnych, ale niestety też akcji ratunkowych. Internauci z woj. mazowieckiego zwracają uwagę na miejsce, które ma złą sławą - to plaża przy Wiśle, na wysokości tamy w Górze Kalwarii, w powiecie piaseczyńskim.
- Obowiązuje tam zakaz kąpieli, o czym informuje odpowiedni znak. To miejsce szczególnie niebezpieczne. Wir, cofka i bardzo głęboka woda, minimum osiem metrów, czasami 12 - mówi WP Piotr Rytko, szef Piaseczyńskiego WOPR.
- Przy tej plaży to naturalna rzecz. W pobliżu jest tzw. tama dojazdowa, ostroga - budowla, która reguluje rzekę. Jeśli nurt uderza w ostrogę, to przy jej końcu tworzy się wir i tzw. cofka - woda zawraca i istnieje ryzyko "ściągnięcia" kogoś w stronę tego niebezpiecznego miejsca - dodaje ratownik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z jednej strony płytka woda, a zaraz głęboka
- Podobna sytuacja jest w każdym miejscu na Wiśle, gdzie jest ostroga, czyli budowla hydrotechniczna prostopadle do nurtu rzeki. Im większa ostroga, tym większy nurt. To, że wir tworzy się przy tamie w Górze Kalwarii, to coś normalnego. Tak było rok temu i będzie za dwa lata - wyjaśnia Piotr Rytko.
Szef Piaseczyńskiego WOPR zwraca uwagę na jeszcze jedno niebezpieczne zjawisko. - Nieco dalej od tej plaży - w stronę mostu samochodowego - tworzy się przykosa. Z jednej strony płytka woda, a zaraz głęboka. Osoba, która spaceruje po płytkiej wodzie i jest nieświadoma, że zbliża się na kant przykosy, wpada w głęboką wodę i nurt ściąga ją na głębię. Na rzece częściowo regulowanej, jak Wisła, tworzą się przykosy - na odcinku kilometra może być ich kilka - mówi WP.
Z jego doświadczenia wynika, że w takich miejscach najczęściej dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń. Zwraca uwagę, że wiry są widoczne, budzą czujność, więc są unikane przez osoby odpoczywające nad wodą. Inaczej jest właśnie z przykosami.
- Żeby kogoś uratować trzeba być w miejscu zdarzenia, bo jeśli nurt zacznie ściągać, a dana osoba nie potrafi pływać, to są sekundy, kiedy dochodzi do tragedii. Dlatego bardzo istotne są działania prewencyjne, uświadamianie, ograniczanie ryzyka - mówi nam Piotr Rytko, prezes Piaseczyńskiego WOPR. - Niestety, łódź policyjna odpłynie, ratownik znika z pola widzenia i za 15 minut jest to samo.
Kilkadziesiąt interwencji
Ratownicy tamtejszego WOPR-u działają na wodzie i lądzie. W piątki, soboty i niedziele na terenie powiatu piaseczyńskiego i otwockiego na Wiśle zawsze są dwie łodzie. W letnie dni, kiedy pogoda dopisuje, ratownicy są na wodzie popołudniami, kiedy ludzie chętnie przychodzą na plażę po pracy.
- Jesteśmy zaskoczeni liczbą wyjazdów alarmowych w tym sezonie. Mieliśmy już kilkadziesiąt interwencji ograniczających ryzyko i 12 wyjazdów alarmowych, a nawet nie jesteśmy w połowie wakacji. Niestety dochodzi do tragedii, jak utonięcie 15-latka przy moście kolejowym w Górze Kalwarii - opisuje.