"Nie uderzamy w migrantów, uderzamy w Brukselę". PiS ma strategię na referendum
- Widzę, że kierownictwo nie zamierza odstawiać nogi. Zmiany decyzji o referendum nie będzie. Zorganizujemy je - zapewnia bywalec centrali PiS przy Nowogrodzkiej. Partia rządząca skoryguje jednak strategię względem 2015 i 2018 roku. Politycznym celem PiS, jak słyszymy, nie tyle mają być migranci, ile "brukselscy biurokraci". To z nimi na polityczną wojnę ma iść formacja Jarosława Kaczyńskiego.
- To nie chodzi nawet o samych migrantów jako takich. Nie chcemy nikim nikogo straszyć, dehumanizować. Chodzi o to, co wyprawia Bruksela. Dlatego w kampanii wyborczej zapowiada się z "brukselczykami" bitwa na całego - zapowiada jeden z polityków.
Zagrzać do boju wyborców
Nasi rozmówcy z partii rządzącej przekonują - i nie ma w tej kwestii wyjątków - że referendum ws. relokacji uchodźców odbędzie się "nie na 100, a na 150 procent". Ten pomysł Jarosława Kaczyńskiego - podsunięty prezesowi m.in. przez prorządowych publicystów - ma zostać wprowadzony sprawnie, pewnie i bez żadnych wątpliwości.
- Proszę zauważyć, że w tej sprawie wszyscy w obozie mówią jednym, zdecydowanym głosem. Chyba nic tak nie spaja koalicji, jak stosunek do wpychania się przez Komisję Europejską w sprawy, które powinny pozostawać absolutnie poza jej jurysdykcją - przekonuje nasz rozmówca z bliski rządowi.
Jak przyznaje, temat relokacji migrantów to temat "ważny dla PiS, bo bezpośrednio związany z bezpieczeństwem państwa". - A przy okazji z suwerennością, co dziś jest szczególnie ważne - stwierdza.
Mówił o tym wprost nowy szef kampanii PiS, Joachim Brudziński. - Najistotniejszym zadaniem i celem wyborów jest przywrócenie zgody w państwie i poczucia bezpieczeństwa: socjalnego i tego związanego z ochroną naszych granic - powiedział we wtorek europoseł w programie "Gość Wiadomości".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
“Nie będziemy prosić się jak kundel”. Ziobrysta ostro o KE
Dodaje, że ta sprawa - związana z rzekomą ingerencją instytucji unijnych w politykę poszczególnych krajów dotyczącą migrantów - może być pierwszym od dawna tak mocnym tematem, który zamiast dzielić obóz władzy i wprowadzać niepotrzebny chaos w szeregach, spaja go i umacnia. Na to - jak słyszymy - liczy właśnie kierownictwo PiS, z samym Jarosławem Kaczyńskim na czele.
Dlatego też PiS będzie nakręcać temat referendum ws. migrantów. Jak mówią nam politycy tej partii, to doskonały z punktu widzenia PiS pomysł, by zagrzać do boju prawicowy elektorat i wywołać w nim "niespotykaną od wyborów w 2019 roku mobilizację".
Co ciekawe, PiS - jak dowiaduje się WP - nie chce tym razem uderzać bezpośrednio w migrantów, ale przede wszystkim w Komisję Europejską i inne unijne instytucje, które mają narzucać "obowiązkową solidarność" ws. relokacji. Szkopuł w tym, że w prorządowych mediach - telewizji państwowej czy niektórych portalach - już od kilku dni trwa nagonka na migrantów. Cel: przestraszyć społeczeństwo i utwierdzić w przekonaniu o słuszności referendum.
Antyimigrancka retoryka będzie się gdzieniegdzie przewijać (wystarczy posłuchać wypowiedzi niektórych pracowników mediów bliskich władzy), ale kluczem - wedle intencji PiS - ma być pokazanie Polakom, jak swoje uprawnienia - wynikające z traktatów unijnych - przekracza Bruksela. Taką właśnie strategię przyjmuje dziś PiS. To precyzyjnie określony plan.
Migranci mają pogodzić PiS
Gwarancją realizacji tego planu na poziomie kampanijnym - a nikt przecież nie ma wątpliwości, że referendum ws. migrantów to ma być jeden z motywów kampanii PiS, o czym pisał już Patryk Słowik - ma być nowy szef sztabu Joachim Brudziński. To europoseł, który znany jest ze swojego ostrego i antyunijnego wręcz języka (choć o "miękkim bolszewizmie" w UE mówi inny z europosłów, Jacek Saryusz-Wolski).
Politycy PiS rzecz jasna natychmiast "poprawiają" tych, którzy zwracają na to uwagę. Twierdzą, że nie chodzi o sprzeciw wobec Unii jako takiej, tylko wobec unijnych urzędników, którzy "przekraczają swoje uprawnienia" i dążą do "maksymalnej federalizacji" Wspólnoty. - Polacy są za Unią, ale wyjątkowo wkurza ich to, co wyprawiają w Brukseli jej urzędnicy. I o to chodzi w tej sprawie - twierdzi rozmówca zbliżony do Nowogrodzkiej.
Przekaz ten powtarzają w mediach kolejni politycy obozu władzy. I to bez względu na partyjne barwy, co również jest w tym kontekście - koalicyjnym - istotne. Pełne poparcie dla referendum i sprzeciw wobec decyzjom Brukseli prezentują politycy PiS, Republikanów, Solidarnej Polski, a także stowarzyszenia Od Nowa czy Kukiz’15.
"Za" referendum jest także Pałac Prezydencki. - Czyja racja jest ważniejsza, czy Polaków rządzących się w swoim własnym państwie, czy jakiejś grupki brukselskich urzędników? - pytał w Programie Trzecim Polskiego Radia szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.
Działacze PiS podkreślają: o to też chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu. O wytworzenie "wrażenia poczucia jedności". Znalezienie wspólnego, jednoczącego obóz władzy tematu - od Nowogrodzkiej przez rząd aż po Kancelarię Prezydenta - na kilka dni przed dużą konwencją koalicji rządzącej na Dolnym Śląsku (wiec w Bogatyni).
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ulubieni publicyści prezesa
Jak słyszymy od jednego z rozmówców, w obozie władzy z uwagą przeczytano tekst Piotra Zaremby - jednego z ulubionych publicystów prezesa Kaczyńskiego - który stwierdził zasadność argumentów PiS na rzecz referendum oraz przyznał, że propozycje unijne ws. migrantów to w istocie prezent dla PiS na cztery miesiące przed wyborami.
Jak pisał Zaremba, "to będzie kampania również o tym", a "przy długiej liście pisowskich grzechów, nadużyć i zaniedbań ten temat jest prawdziwy". Stwierdził również, że "PiS wychodzi na formację, która w tym przypadku ma rację trudną do podważenia, a zarazem jako jedyna siła w kraju coś w tej sprawie robi". Publicysta zwrócił uwagę również na niezdecydowanie i brak wiarygodności opozycji w tej kwestii.
- Takie głosy tylko budują w nas poczucie, że kierunek został obrany właściwie - powiedział nam jeden z partyjnych działaczy, który zwrócił nam uwagę na ten tekst opublikowany w Interii.
Jako pierwszy jednak o referendum napisał portal wPolityce.pl, bardzo wpływowy w obozie rządzącym. "Z pewnością warto, by Polacy mogli się demokratycznie wypowiedzieć w tak ważnej sprawie, którą 'grupa trzymająca władzę' w Unii Europejskiej próbuje przeforsować w sposób skrajnie niedemokratyczny, w istocie za pomocą sztuczek prawnych" - pisał dwa dni przed odezwą Jarosława Kaczyńskiego publicysta Jacek Karnowski.
Jego brat na tym samym portalu 20 czerwca stwierdził, że "przemocowa polityka berlińsko-brukselskiego centrum politycznego, brutalna i cyniczna, oficjalnie święci triumfy", a "bandyckie szantaże wobec Polski i Węgier, całkowicie niezgodne z ustaleniami szczytów Rady Europejskiej, przechodzą przy milczeniu większości państw Unii". Dlatego też Polska powinna bez żadnych wahań zorganizować referendum ws. polityki UE dotyczącej migrantów.
"Do czasu wycofania się z bezprawnych działań Brukseli, żadnych specjalnych funduszy odbudowy, żadnego pogłębiania integracji, zmian traktatów, żadnych dźwigni, mechanizmów praworządności, algorytmów rozdziału, zapewnień o dżentelmeńskiej umowie" - wylicza Michał Karnowski.
W jego ocenie zapewnienie o możliwości uzyskania przez Polskę "wyłączeń" pod warunkiem akceptacji mechanizmu relokacji migrantów "jest warte tyle, ile przysięgi Komisji Europejskiej, że mechanizm praworządności zapisany w KPO ma służyć wyłącznie walce z korupcją i złym wydatkowaniem środków".
Politycy obozu władzy przyznają wprost: - Będziemy trzymać się tej linii.
Jak usłyszeliśmy również od jednego z polityków PiS, być może rządzący będą namawiać także innych przywódców krajów UE do zorganizowania analogicznych referendów.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski