Nie podał ręki - lepszy niegrzeczny Kaczyński, niż fałszywy?

Dziecinada i brak kultury, ale Jarosław Kaczyński ma już wyrobioną reputację polityka brutalnego i nieokrzesanego - tak zachowanie szefa PiS-u na uroczystościach 30. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych ocenia dyplomata Daniel Passent. - Niewątpliwa patologia - dodaje prof. Tadeusz Iwiński, poseł SLD. - Niepodanie ręki to pół biedy. Myślę, że lepszy jest niegrzeczny polityk niż fałsz ubrany w maskę dobrych obyczajów - uważa z kolei politolog dr Rafał Chwedoruk.

Nie podał ręki - lepszy niegrzeczny Kaczyński, niż fałszywy?
Źródło zdjęć: © PAP

31.08.2010 | aktual.: 02.09.2010 16:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jarosław Kaczyński nie przywitał się z prezydentem ani z przedstawicielami rządu na uroczystościach 30. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych w gdyńskiej hali widowiskowo-sportowej. Prezes Prawa i Sprawiedliwości bez słowa minął premiera Donalda Tuska, prezydenta Bronisława Komorowskiego i wicepremiera Waldemara Pawlaka. Czy takie zachowanie przystoi politykowi?

Daniel Passent, dyplomata, dziennikarz, były ambasador w Chile, uważa takie zachowanie za niedopuszczalne, świadczące o zacietrzewieniu. - To jest jakaś dziecinada i brak kultury, również podjudzanie członków związku Solidarności przeciwko legalnie wybranemu prezydentowi i rządowi - mówi Passent. Jak dodaje, swoich pretensji nie można demonstrować przez brak szacunku dla najwyższych urzędów, bo to sprzyja anarchizacji życia politycznego w Polsce.

- To był smutny Zjazd Solidarności - ocenia poseł SLD Tadeusz Iwiński, specjalista ds. międzynarodowych. Polityk cytuje Norwida, który mówił, że sztuka polega na tym, żeby umieć różnić się pięknie, a wczorajszy Zjazd Solidarności jest dowodem na to, że w Polsce ludzie tego nie potrafią. Iwiński podkreśla, że politycy PiS-u i Platformy wywodzą się z tego samego pnia, a nie ma między nimi żadnego dialogu i to się również uzewnętrznia w takim niskim poziomie kultury politycznej. - Jeśli ktoś jest byłym premierem to powinien szanować swoich następców, myśleć może sobie co chce, ale jest jakiś savoir vivre - dodaje poseł.

Bez żadnych emocji do sprawy podchodzi dr Rafał Chwedoruk, politolog z Instytutu Nauk Politycznych UW. - Żyjemy w jakimś dziwnym, postszlacheckim w swoich przesłankach przeświadczeniu, że wszyscy powinni się kochać i miłować w życiu publicznym a święta powinny służyć temu by ta miłość osiągała swoje apogeum. Tymczasem święta polityczne w gruncie rzeczy służą podziałom, tak było zawsze - mówi politolog. Czy w takim razie należy uznać, że nic złego się nie stało? - Myślę, że nic złego się nie dzieje, standardy obecnej polityki przy licznych jej słabościach na tle np. lat dziewięćdziesiątych wyglądają zdecydowanie lepiej i pojedyncze niegrzeczne gesty nie są w stanie tego przekreślić - uważa Rafał Chwedoruk.

Jednocześnie Chwedoruk zgadza się, że można się oburzać, że należy takie zachowania krytykować i dyskutować o nich, natomiast nie można nikomu odbierać prawa do tego typu gestów. - Świadectwa politykom wystawiają wyborcy, nie ma innej ostatecznej weryfikacji czyjejś postawy w systemie demokratycznym, a różne segmenty polskich wyborców oczekują na różnego rodzaju gesty. Ja myślę, że czasem lepiej, ze politycy, działacze społeczni wykazują wobec siebie nieskrywaną wrogość, niż mieliby manifestować publicznie fałszywą jedność. Lepszy jest niegrzeczny polityk niż fałsz ubrany w maskę dobrych obyczajów - uważa dr Rafał Chwedoruk.

Czy tego typu zachowania czołowych polityków mają wpływ na postrzeganie Polski za granicą?

- Jarosław Kaczyński ma już wyrobioną reputację polityka brutalnego, nieokrzesanego, to nie bardzo pasuje dzisiaj do standardów międzynarodowych, nie mieści się w europejskiej kulturze politycznej - ocenia Daniel Passent.

Dr Rafał Chwedoruk uspokaja i pociesza. - Dopóki wynaturzenia polskiego życia publicznego mają polegać na tym, że ktoś komuś nie podał ręki to jest jeszcze naprawdę pół biedy. Popatrzmy sobie na Włochy czy Rosję i wtedy nacieszmy się chwilę standardami polskiej demokracji - mówi politolog.

Według Tadeusza Iwińskiego nie nacieszylibyśmy się polskimi standardami patrząc na Francję. - Czy takie rzeczy mogłyby się zdarzać np. we Francji? Czy to mogłoby się zdarzać w innych państwach dojrzałej demokracji? - pyta prof. Tadeusz Iwiński w kontekście zarówno wydarzeń ze Zjazdu Solidarności jak i sprawy krzyża sprzed Pałacu prezydenckiego. - Wydawało się, że po dwudziestu latach przemian zrobiliśmy duży krok do przodu, a teraz, odwzorowując te przemiany na sinusoidzie, jesteśmy na tej dolnej krzywiźnie - kontynuuje poseł.

Tadeusz Iwiński jest jednak optymistą i uważa, że nie możemy przyjmować, że to co obserwujemy, "co jest niewątpliwie patologią", będzie trwałym obciążeniem w przyszłości. Jak podkreśla, Polska nie potrafiła nadać rocznicom Solidarności wymiaru międzynarodowego i to jest trochę zmarnowanie tamtego dorobku. Dlaczego tak się dzieje? - Jest takie chińskie powiedzenie, które bardzo lubię, o ludziach, którzy śpią w jednym łóżku ale mają różne sny, ci ludzie z dawnej Solidarności może już nawet nie śpią w jednym łóżku ale mają kompletnie różne sny - obrazowo puentuje Iwiński.

Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska

Komentarze (968)