"Nie ma zaskoczenia". Ten moment zdecydował o losie Nawalnego
Aleksiej Nawalny nie żyje. Prof. Hieronim Grala przyznaje, że wśród rosyjskich opozycjonistów śmierć Nawalnego nie wzbudziła zaskoczenia. - Jak zobaczyli wychodzącego z samolotu w Rosji Nawalnego, zgodnie stwierdzili, że to jego ostatnia podróż - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
18.02.2024 | aktual.: 18.02.2024 11:27
Informacja o śmierci Nawalnego pojawiła się w piątek krótko po godz. 12 czasu polskiego. "Lider rosyjskiej opozycji Aleksiej Nawalny zmarł w piątek po zasłabnięciu i utracie przytomności w kolonii karnej na północ od koła podbiegunowego" - podała agencja Reutera, powołując się na rosyjską służbę więziennictwa. Opozycjonista odbywał tam karę wieloletniego pozbawienia wolności.
- Śmierć Nawalnego nie zaskoczyła rosyjskich opozycjonistów mieszkających za granicą - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Hieronim Grala. - Większość reakcji jest nacechowana przekonaniem, że to było nieuchronne. Moje źródła mówią zgodnie: zaskoczenia nie ma - mówi.
- Podkreślają, że jak zobaczyli wychodzącego z samolotu w Rosji Nawalnego, zgodnie stwierdzili, że to jego ostatnia podróż - dodaje historyk.
- Ja jednak tak wówczas nie uważałem. Byliśmy w innym momencie, nie doceniłem wówczas tempa degradacji rosyjskiej elity politycznej, przemiany złego w jeszcze gorsze, okropnego w straszne. Myślałem, że ma on zagwarantowane w jakiś sposób to ograniczone bezpieczeństwo. Z drugiej jednak strony, o jakim bezpieczeństwie mówimy, skoro wcześniej doszło do dwóch prób otrucia? Możliwe zresztą, iż sam Nawalny nie do końca zdawał sobie sprawę z różnicy między Rosją, z której wyjechał i tej, do której wrócił. To ostateczne "przepoczwarzenie się" kraju odbyło się momentalne - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj również: Śmierć Nawalnego. "Dla Putina był ochłapem społecznym"
Nawalny wrócił do kraju 17 stycznia 2021 roku po kuracji w berlińskim szpitalu, gdzie przebywał po otruciu bojowym środkiem Nowiczok.
47-latka zakuto w kajdany jeszcze zanim dotknął rosyjskiej ziemi, w samolocie, na oczach pasażerów. Więcej kraju już nie opuścił.
Prof. Grala nie ma wątpliwości, co oznacza śmierć Nawalnego. - To jest dokręcenie śruby już w zasadzie do końca, bo likwiduje się taką najbardziej symboliczną postać rosyjskiej opozycji - ale dla Rosjan, nie dla świata. Tutaj w wolnym świecie jest jeszcze parę rozpoznawalnych osób - podkreśla nasz rozmówca. - Nawalny był symbolem dla rosyjskiego społeczeństwa. On się postawił, on siedział, był "swój". On tutaj został, chociaż nie musiał.
Gwałtowne przyśpieszenie zmian w Rosji
Śmierć Nawalnego ma miejsce na miesiąc przed wyborami prezydenckimi w Rosji. Nie można rozpatrywać tej daty bez tego właśnie wyborczego kontekstu. - To jest moment, w którym władza zwiera szeregi, wybory za rogiem. Tu nie ma miejsca na jakiś antyputinowski scenariusz. Nie ma miejsca na opozycję "zza drutu" ani taką nawet zaaranżowaną, wymyśloną przez Kreml, jaką jest wyreżyserowany kandydatura Nadieżdina.
- Pozbyto się Nawalnego, jako ostatni bastion oporu wewnątrz. Należało wszystko spacyfikować w społeczeństwie. Tak uznał Kreml - podkreśla.
Wróćmy jednak do powrotu opozycjonisty do kraju. To ta decyzja zdeterminowała dalsze losy Nawalnego.
Prof. Grala podkreśla, że w czasie, gdy Nawalny przebywał poza krajem, na Kremlu doszło do gwałtownego przyspieszenia. - Rzeczywistość zmieniła się w tym czasie bardziej niż nasze wyobrażenie o niej. Wyprzedziła to, co Nawalny myślał sobie, wracając do ojczyzny. W ciągu paru miesięcy kraj potężnie się zmienił, on już wracał do innej Rosji. Kreml szedł świadomie ku wojnie i pełnej dyktaturze. I proces ten nabierał przyspieszenia - tłumaczy rozmówca Wirtualnej Polski.
Zobacz więcej: Rosja kłamie ws. Nawalnego. Wyciekły nowe dane
Nawalny jak Prigożyn?
Czy w takim razie możemy dopisać Nawalnego do listy tych, którzy uwierzyli, że "są bezpieczni?" Na usta ciśnie się tutaj śmierć Jewgienija Prigożyna, byłego szefa Grupy Wagnera. Watażka - po swoim "marszu" na Moskwę, czy jak kto woli próbie puczu - w zamian, za zatrzymanie pochodu, miał dostać gwarancje od samego Putina. Ile były one warte? Prigożyn przeżył po marszu dwa miesiące. Prof. Grala dostrzega tu analogię.
- Tu jest niesłychanie podobna sytuacja. On też był przekonany, że gdzieś ma swoje zabezpieczenie. Prigożyn, będąc pionkiem w tej kremlowskiej rozgrywce, także przecenił gwarancje, które posiadał. Bo jest przecież poza dyskusją, iż miał na szczytach władzy swoich sprzymierzeńców, czy mocodawców - zaznacza.
Nawalny nie był także krystaliczną postacią. Przeszłość opozycjonisty, jego polityczne początki, ciągle jest kwestionowana. Pojawiające się głosy o jego powiązania z FSB "nie są do końca wyssane z palca".
Zobacz także: Śmierć Nawalnego. Kolejne zatrzymania w Rosji
- Prześwietlenie tego wskaże, że była to niezwykle dynamiczna rzeczywistość. Środowisko Nawalnego - on sam również - miało kontakty z ówczesną elitą władzy, która przez te wszystkie lata, także się na Kremlu zmieniała. - Spadały głowy, wypadali ludzie. Ktoś przeszedł na polityczną emeryturę, ktoś wypadł z okna, ktoś się powiesił. Po odsunięciu od wpływów głównego reżysera koncesjonowanej "dywersyfikacji" życia politycznego, Władysława Surkowa, któremu wręcz zarzucano wymyślanie kolejnych opozycyjnych scenariuszy jako alibi dla władzy, Kreml też się zmieniał - przyznaje były dyplomata. Subtelną prowokację zastąpiła pałka - zaznacza.
Albo-albo
Dlaczego zatem Nawalny zdecydował się wrócić? Ekspert wskazuje przede wszystkim na jeden czynnik - chęć realnego wpływu na rosyjskie społeczeństwo.
To odróżniało Nawalnego od pozostałych rosyjskich opozycjonistów. - Rosyjska opozycja jest podzielona, tam są niezwykle głębokie podziały. Jest rozsiana po świecie opozycja o wielce zróżnicowanej genealogii i bardzo zróżnicowanych poglądach i była grupa skupiona wokół charyzmatycznego lidera, działającego tu i teraz. Ci pierwsi regularnie się spotykają, próbują nawet się porozumiewać i współdziałać, ale ludzie Nawalnego nigdy w tych debatach i forach nie uczestniczą.
- W tym środowisku istnieje taki podział: z jednej strony ta nieźle ustosunkowana w świecie opozycja, mająca swoje kontakty na Zachodzie. Oni mają sporo do powiedzenia i opowiedzenia, są słuchani, ale nie mają jednego - realnego przełożenia na społeczeństwo. Z drugiej strony natomiast był charyzmatyczny przywódca z ruchem, który wyrósł "z narodu", co prawda od pewnego czasu już za kratami, ale wciąż zachowujący kontakt ze społeczeństwem. Dodajmy - w przeciwieństwie do poprzedników znakomicie wykorzystujący media społecznościowe, skutecznie rywalizujący z władzą w cyberprzestrzeni. Te dwa opozycyjne światy były na tyle odmienne, że w rzeczywistości prawie się nie komunikowały. Wszyscy zgodnie mówią, że próbują przepędzić Putina, ale w ogóle ze sobą nie rozmawiają - mówi ekspert.
- Będąc w Rosji miał zatem realną możliwość oddziaływania na społeczeństwo - stłamszone, owszem - zaznacza historyk. Cena tego była jednak wysoka.- Oznaczało to bowiem rezygnację z kwestii bezpieczeństwa i wsparcia Zachodu - wskazuje.
Czy w takim razie śmierć Nawalnego oznacza pozbycie się przez Putina problemu związanego z opozycją?
Prof. Grala nie ma wątpliwości, że "w bliższej perspektywie władza uzyskała, to co chciała". - Społeczeństwo zostało zastraszone. Wydawało się, że nie może być już bardziej, ale jednak. Władza pokazała, że może wszystko - przyznaje.
Jest także efekt długofalowy. - Przybywa nam męczennik za demokrację. W jakiejś perspektywie czasowej postać i śmierć Nawalnego może stać się symbolem jednoczącym i zagrzewającym do walki. Jest to jednak dalsza perspektywa czasowa - nie ukrywa ekspert. W ogromnym stopniu uzależniona od poczynań tych, którzy odziedziczą kierownictwo osieroconego dzisiaj ruchu. Czy pretorianie Nawalnego, w większości pozostający na Zachodzie, potrafią poprowadzić dalej jego dzieło? Czy opozycja - ta w kraju i ta na obczyźnie - zdoła przezwyciężyć wzajemne animozje?
Co dalej z Rosją?
- Kluczowe będzie teraz kolejne spotkanie opozycji demokratycznej w Wilnie. To właśnie na Litwie mieszkają także najważniejsi ludzie Nawalnego. Zobaczymy, czy się tam spotkają, czy będą uczestniczyć? - podkreśla w rozmówca WP. Jak wskazuje, o jakieś porozumienie nie będzie jednak łatwo.
- Opozycja rosyjska zawsze byłą podzielona. Tam nie ma możliwości, żeby się szybko i łatwo dogadać. Najważniejszym problemem są gigantyczne ambicje każdego z liderów - zaznacza i dodaje: - Nawalny - na tym tle - miał coś, czego od czasów Borysa Niemcowa (został zamordowany w 2015 roku - przyp. red.) nie miał nikt inny - charyzmę.
Prof. Grala wskazuje jednak, że jest człowiek, który potencjalnie mógłby scalić to środowisko, a jest nim Michaił Chodorkowski. Dzisiejszy opozycjonista był niegdyś szefem naftowego giganta Jukosu, popadł jednak w niełaski Putina i musiał opuścić kraj, co prawdopodobnie uratowało mu życie.
- On był przez długi czas przeciwnikiem nr 1 Putina, osobistym wrogiem, i przeżył, bo po długotrwałym pobycie w kolonii karnej nie dał się namówić mimo "gwarancji" do pozostania w ojczyźnie, ale pierwszego dnia po odzyskaniu wolności opuścił kraj i nie wrócił do ojczyzny. To daje mu swego rodzaju wiarygodność: dowiódł odwagi cywilnej, zapłacił wielką cenę za swe ambicje, ale wykazał się także przezornością.
- Demokratyczna opozycja potrzebuje symboli - podsumowuje prof. Grala.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski
Prof. dr hab. Hieronim Grala - Absolwent Wydziału Historycznego UW (1980). W 1990 r. obronił rozprawę doktorską "Iwan Michajłow Wiskowatyj. Studium kariery politycznej w XVI-wiecznej Rosji". W latach 2000-2009 – praca w przedstawicielstwach dyplomatycznych RP w Federacji Rosyjskiej (dyrektor Instytutów Polskich w Sankt Petersburgu i Moskwie oraz I radcy Ambasady RP). Od 2013 do 2018 – pracownik WAL na stanowisku starszego wykładowcy; kierownik Komisji "Polono-Russica do 2022 r. Laureat Nagrody Przeglądu Wschodniego im. Aleksandra Gieysztora.