"Nawet 200 kilometrów na godzinę". Nagranie jest na policji, wskazano posła
"180 km/h i wyprzedzanie na czołówkę. Gdzie się pan tak śpieszy, panie pośle Janie Mosiński?" - brzmi wpis w serwisie X, do którego dołączono nagranie niebezpiecznego manewru skody. Sprawa trafiła na policję, ale funkcjonariusze przyjęli dwa zawiadomienia. Jedno od autora nagrania, drugie od posła Jana Mosińskiego.
Nagranie z rejestratora samochodowego, o którym piszemy, zasięgi zdobyło dzięki udostępnieniu go przez profil "Bandyci Drogowi". Na filmie widzimy, jak srebrna skoda wyprzedza nagrywający ją samochód i w ostatniej chwili wraca na prawy pas, unikając czołowego zderzenia z innym pojazdem.
Data, która widnieje na klipie to 27 kwietnia 2025 roku. Sytuacja ma miejsce na drodze krajowej numer 12 w miejscowości Kościelna Wieś w Wielkopolsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Awantura wokół debaty w TVP. "Taka osoba nie powinna prowadzić"
- Jechałem razem z rodziną w kierunku Kalisza. Za chwilę był teren zabudowany, a skoda jadąca za mną po prostu zaczęła wyprzedzać na wzniesieniu pod górkę. Jak kierowca zauważył samochód jadący z przeciwka, to zamiast wyhamować jeszcze docisnął gaz w podłogę. Brakowało sekundy do tragedii - relacjonuje Tomasz Motyliński, kierowca, którego kamera samochodowa nagrała całą sytuację.
Mężczyzna twierdzi, że początkowo nie wiedział, kto siedzi za kierownicą skody. - Ruch przed Kaliszem wyhamował, był korek, więc wysiadłem. Wcześniej w myślach układałem, co powiem: "że jak mu się śpieszy na cmentarz, to wcześniej pół kilometra jest taki ogromny". Podszedłem do auta i pomyślałem, że nie wierzę, że to nie jest możliwe - mówi Wirtualnej Polsce.
Kierowca twierdzi, że za kółkiem skody ujrzał posła Prawa i Sprawiedliwości Jana Mosińskiego. - Była krótka wymiana zdań, ale poseł jedynie, co zrobił, to spuścił głowę i odjechał - twierdzi.
Skontaktowaliśmy się z posłem PiS Janem Mosińskim. Parlamentarzysta potwierdził, że to on kierował skodą. Przeprasza i jest gotowy ponieść konsekwencje.
- Mam świadomość tego, że popełniłem błąd i poniosę konsekwencje. Mogę powiedzieć, że przepraszam wszystkich, którzy poczuli się moją postawą urażeni. Deklaruję, że takie manewry na pewno się nie powtórzą - powiedział nam poseł Jan Mosiński.
- Nie ukrywam, że miałem ciężki dzień. Wracałem ze spotkania z wyborcami jadąc na kolejne spotkanie. Oczywiście ubolewam, że tak się stało. Ja bardzo dużo jeżdżę. Czasami bywa tak, że przejeżdżam tysiące kilometrów w ciągu jednego miesiąca. Mam świadomość, że popełniłem błąd. Przepraszam i przyrzekam, że już tego nie będzie więcej w moim wydaniu - dodał polityk PiS.
Dwa zgłoszenia na policję
Sprawa ma swój finał na policji, ale zawiadomienie złożył nie tylko autor nagrania, ale - jak dowiedziała się Wirtualna Polska - też sam poseł.
- W tej sprawie mamy złożone dwa zawiadomienia. Pierwsze policjanci otrzymali w niedzielę od pana posła. Dotyczyło ono gróźb karalnych, które miał wypowiedzieć w stosunku do niego kierowca, którego spotkał na drodze. Do tego zdarzenia miało dojść na terenie Kalisza - przekazała nam podkom. Anna Jaworska-Wojnicz z Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu.
- Drugie zawiadomienie zostało złożone we wtorek. Złożył je kierowca tego drugiego samochodu. Z jego zawiadomienia wynika, że poseł miał kierować autem z nadmierną prędkością. Zgłaszający wskazał, że mogło to być nawet 200 kilometrów na godzinę. Dodatkowo poseł miał stworzyć zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, które miało polegać na tym, że wyprzedzał auto, a dwa inne musiały hamować - dodała.
- Obie te sprawy wyjaśniamy. Pierwszą zajmie się komenda w Kaliszu, drugą komenda w Pleszewie - podsumowała.
- Mam nadzieję, że policja wyjaśni obie kwestie. Nie zgadzam się z prędkością, którą wskazał zgłaszający, ale teraz trudno mi wskazać ile jechałem. Co do gróźb karalnych, ja mam 70 lat, prawie niejedno w życiu słyszałem, ale ten pan przeklinał, był wulgarny i na samochodzie miał osiem gwiazdek - twierdzi poseł Mosiński.
- Ja nie podszedłem do posła na bliżej niż półtora metra, on też z auta nie wysiadł, więc o czym my mówimy. Zresztą, wszystko nagrało się na kamerce, bo mam rejestrator z przodu i z tyłu. To moje kolejne spotkanie z posłem, bo w 2015 roku była podobna sytuacja, nagranie z jego przejazdu wtedy również trafiło na policję - mówi z kolei Tomasz Motyliński.
Tomasz Motyliński nie pamięta, jak zakończyła się sprawa sprzed 10 lat. Według posła Mosińskiego "zakończyła się ona w sądzie bez wskazania winnego".
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: