Natychmiastowa reakcja USA po apelu premiera. Ważny warunek dla Polski

- To nie pierwszy raz, kiedy sprawy wrażliwe są podejmowane podczas konferencji prasowych i prawdopodobnie służą wyłącznie publicystyce, a nie rzeczywistemu działaniu - mówi WP Ryszard Schnepf, były ambasador RP w USA. To reakcja na ogłoszoną w piątek propozycję premiera, aby do Polski trafiła amerykańska broń nuklearna.

Mateusz Morawiecki w piątek ogłosił nagle, że Polska chciałaby dostać amerykańską broń jądrową
Mateusz Morawiecki w piątek ogłosił nagle, że Polska chciałaby dostać amerykańską broń jądrową
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Paweł Buczkowski

01.07.2023 15:28

Z apelem o rozmieszczenie w Polsce amerykańskiej broni jądrowej wystąpił w piątek premier Polski. - W związku z tym, że Rosja ma zamiar rozmieścić taktyczną broń jądrową na Białorusi, my tym bardziej zwracamy się do całego NATO o wzięcie udziału w programie Nuclear Sharing - powiedział Mateusz Morawiecki.

Odpowiedź z USA nadeszła bardzo szybko. - Nie mam nic do powiedzenia na temat żadnych rozmów w tej sprawie - rozwiał wątpliwości rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Dodał też, że USA nie widzą potrzeby zmiany w rozmieszczeniu swojej broni jądrowej.

O broni nuklearnej rozmawia się poufnie

Generał Mieczysław Bieniek w rozmowie z WP podkreśla, że takich spraw nie załatwia się podczas konferencji prasowych. - Po to jest komitet wojskowy, po to jest North Atlantic Council (Rada Północnoatlantycka - red.), po to są uzgodnienia na tym szczeblu - mówi były zastępca dowódcy strategicznego NATO.

- W sprawie tak delikatnej jak rozmieszczenie nuklearnych stanowisk postępuje się w sposób subtelny, ostrożny i przede wszystkim poufny - komentuje w rozmowie z WP Ryszard Schnepf, były ambasador Polski m.in. w Stanach Zjednoczonych. - Powinno to być objęte wyłącznie rozmowami na właściwym szczeblu sojuszniczym, a nie w publicznym przekazie. Ale to nie jest pierwszy raz, kiedy sprawy wrażliwe, a ta do takich należy, są podejmowane podczas konferencji prasowych i prawdopodobnie służą wyłącznie publicystyce, a nie rzeczywistemu działaniu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czym jest Nuclear Sharing?

Nuclear Sharing to program NATO, będący elementem polityki Sojuszu w zakresie odstraszania jądrowego. Umożliwia on udostępnienie głowic jądrowych państwom członkowskim nieposiadającym własnej broni jądrowej. Amerykańska broń jądrowa w ramach Nuclear Sharing znajduje się obecnie na terenie Belgii, Niemiec, Włoch, Holandii i Turcji.

Aby wziąć udział w programie Nuclear Sharing, po pierwsze Polska musiałaby uzyskać zgodę USA, a także innych państw posiadających w NATO broń nuklearną. - Po drugie trzeba by zbudować składy, zespoły, magazyny, ochronić je odpowiednio, przeszkolić załogi, które byłyby zdolne do przenoszenia tejże broni - wylicza gen. Mieczysław Bieniek.

- Poza tym, jako państwo NATO, jesteśmy już objęci parasolem nuklearnym. Oprócz odstraszania konwencjonalnego, NATO dysponuje właśnie potencjałem odstraszania nuklearnego i nasz adwersarz czyli Rosja, o tym dokładnie wie. Ta doktryna odstraszania działa, od 1945 roku nie było przypadku użycia broni jądrowej na świecie i mam nadzieję, że dalej nie będzie - dodaje gen. Bieniek.

Warunek konieczny: głębokie zaufanie

Ryszard Schnepf podkreśla, że aby Polska mogła wziąć udział w programie Nuclear Sharing, musiałaby spełniać jeszcze jeden, bardzo ważny warunek. - A mianowicie, poczucie odpowiedzialności za to, co się robi. Można mieć takie wrażenie, że nasi sojusznicy nie mają pełnego zaufania, że takie kroki, bardzo zdecydowane, bardzo mocne byłyby we właściwy sposób wykorzystane i rozumiane przez polityków partii obecnie rządzącej. To musi się opierać na zasadzie bardzo głębokiego zaufania wzajemnego i przewidywalności działań, a tego właśnie brakuje - uważa były polski dyplomata.

Były szef MON Tomasz Siemoniak przypomniał, że kwestia objęcia Polski programem Nuclear Sharing jest przedmiotem dyskusji od lat. "Rozmieszczenie broni jądrowej jest kwestią bardzo poważną i wymagającą trudnych poufnych negocjacji, a także budowy consensusu w Polsce. Nie jest zrozumiałe, dlaczego premier Morawiecki mówi akurat po szczycie Unii Europejskiej nt. uchodźców o zwracaniu się do NATO w sprawie broni nuklearnej" - pisze na Twitterze Siemoniak.

Były minister obrony podkreśla, że słowa Morawieckiego padły kilkanaście dni przed szczytem NATO, gdzie Polskę będzie reprezentować prezydent, a nie premier. "Jeśli Morawiecki coś wie o przyszłych decyzjach NATO, to takie działanie jest niepoważne. Jeśli nie wie lub tych decyzji nie ma, to takie działanie jest sabotażem. Jeśli to robi tylko po to, aby odwrócić uwagę od innych spraw, to jest to granie bezpieczeństwem Polski" - dodaje Siemoniak.

W sobotę premier po raz kolejny odniósł się do sprawy Nuclear Sharing. Pytany był o reakcję USA. - W momencie kiedy (prezydent Rosji Władimir - przyp. red.) Putin eskaluje zagrożenie, kiedy straszy, szantażuje Zachód. Kiedy ogłasza przesunięcie taktycznej broni jądrowej na Białoruś, my także chcemy mieć najwyższy poziom bezpieczeństwa - odparł Morawiecki.

Podkreślił jednocześnie, że rząd PiS robi wszystko, aby wzmocnić bezpieczeństwo. - Nuclear Sharing, tzw. program współdzielenia broni nuklearnej bardzo by to nasze bezpieczeństwo umocnił. Kropla drąży kamień, będziemy z naszymi sojusznikami rozmawiali - zapowiedział szef rządu.

Czytaj także:

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie