Największy skandal na granicy z Białorusią to tylko makabryczna plotka. Nie było trupów w rzece Świsłocz
Najpierw wiceburmistrz Michałowa Konrad Sikora uraczył niemieckich dziennikarzy makabryczną historią o trupach migrantów pływających w rzece Świsłocz, na granicy Polski i Białorusi. Parę dni później wyłączył telefon i nie odpowiada na pytania, skąd wziął tę dramatyczną relację. Zaprzeczają jej zarówno Straż Graniczna, jak i mieszkańcy wsi położonej przy rzece.
"W rzece pływają trupy" - to tytuł relacji z kryzysu polsko-białoruskiej granicy, którą po rozmowie z wiceburmistrzem Michałowa Konradem Sikorą spisał niemiecki dziennikarz magazynu "Focus". Burmistrz opowiada, jak w lokalnej remizie utworzono punkt pomocy dla migrantów przekraczających granicę, a z tysiąca osób, które przekradają się przez granicę, łapanych jest około 500.
- Kilka dni temu usłyszałem historię o granicznej rzece Świsłocz. Podobno w wodzie pływają trupy. A trupy też są popychane z boku na bok. Tam i z powrotem, między Białorusią a Polską. Żadna ze stron nie chce ich wydostać - powiedział niemieckiemu magazynowi zastępca burmistrza Michałowa Konrad Sikora. Autorzy "Focusa" owe trupy skwapliwie wstawili do tytułu.
Publikacja zrobiła wrażenie na niemieckich czytelnikach. Dzięki masie udostępnień w social mediach tekst żyje już własnym życiem. Post redakcji skomentowało 591 osób. Nie obwiniają Polski. Komentują, że za dramat na granicy odpowiada Łukaszenka, denerwują się, że jest tylu chętnych na niemiecki socjal.
Makabryczna historia o trupach pływających w rzece byłaby pewnie największym skandalem w trakcie trwania kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Straż Graniczna jednak zaprzeczyła, odnosząc się do sprawy na Twitterze: "Żadna informacja w mediach dotycząca zdarzeń na rzece Świsłocz nie jest prawdziwa".
Komunikat był ogólnikowy, dlatego zapytaliśmy Straż Graniczną, które konkretnie informacje są nieprawdziwe, czy znajdowano ciała migrantów w rzece oraz czy na tym odcinku były próby przekroczenia granicy.
Straż Graniczna: Nie znaleźliśmy zwłok w rzece
- W rzece Świsłocz funkcjonariusze SG nie znaleźli żadnych zwłok. W okresie ostatniego kryzysu granicznego miały tam miejsce próby nielegalnego przekroczenia granicy. Grupy od kilku do kilkudziesięciu osób były niejednokrotnie zmuszane przez służby białoruskie do wejścia do rzeki Świsłocz i nielegalnego przekroczenia granicy. Przekroczenia miały miejsce na płytkich odcinkach rzeki. Nie było w związku z tymi zdarzeniami żadnych sytuacji, w których doszłoby do jakiegokolwiek wypadku z udziałem uchodźców - przekazała WP st. chor. szt. SG Ewelina Szczepańska, z biura prezydialnego Komendy Głównej Straży Granicznej.
Przesłała film dokumentujący jeden z patroli nad rzeką. Świsłocz jest rzeką graniczną na odcinku około 40 km. Przebiega przez tereny odpowiedzialności placówek SG w Krynkach, Bobrownikach i w Michałowie.
Płynie wolnym nurtem z południa na północ, ma szerokość od około 2 do 6 m. W wielu miejscach można ją przejść, zanurzając się tylko do kolan lub do pasa. Wokół rzeki dominują tereny podmokłe oraz kilka starorzeczy, zarówno po stronie polskiej, jak i białoruskiej.
Mieszka nad rzeką. "Nie wiem, skąd burmistrz to wziął"
Sama Straż Graniczna sugeruje, że historii o pływających zwłokach nie udałoby się utrzymać w tajemnicy. Przy rzece znajdują się zamieszkałe wsie i zabudowania.
- Nie wiem, skąd wiceburmistrz to wziął. Ja nic takiego nie słyszałam ani nie widziałam. Sama zrobiłabym zdjęcie - mówi WP mieszkanka jednej z przygranicznych miejscowości. Podkreśla, ze jest dobrze zorientowana w wydarzeniach. Co kilka dni bywa nad rzeką, ma łąkę przylegającą do linii brzegowej.
Inny z mieszkańców oświadczył, że nie słyszał o takiej historii nawet w formie plotki.
O szczegóły rzekomego dramatu na rzece próbowaliśmy od kilku dni wypytać samego Konrada Sikorę. Od środy nie odpowiada na wiadomości. Nie odbiera też telefonu komórkowego. W sekretariacie w biurze burmistrza gminy Michałowo usłyszeliśmy z kolei, że urzędnik jest cały czas na spotkaniach i rozmowa nie jest możliwa.