W rzece przy granicy pływają zwłoki? Przerażające doniesienia
Trwa kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Choć oficjalnie wiadomo o dziewięciu zgonach migrantów, prawdziwe dane mogą być o wiele gorsze. Zdaniem wiceburmistrza Michałowa zginęło już co najmniej 70 osób.
02.11.2021 19:10
Z wiceburmistrzem Michałowa, Konradem Sikorą, rozmawiali dziennikarze niemieckiego "Focusa".
We wstępie do artykułu zaznaczono, że "sytuacja na pograniczu polsko-białoruskim wydaje się zamieniać (...) w humanitarny dramat o niewyobrażalnych rozmiarach". Dziennikarze zwracają uwagę, że tysiące uchodźców z Bliskiego Wschodu jest obecnie otoczonych przez Straż Graniczną i wojsko, zarówno po stronie polskiej, jak i białoruskiej.
"Nie mogą ani iść do przodu, ani się cofnąć. A to wszystko w coraz trudniejszych warunkach pogodowych, z perspektywą zbliżającej się zimy" - czytamy.
Zobacz też: Grzesiowski odpowiada Niedzielskiemu. Wnioski są jednoznaczne
Niemiecki "Focus" zaznacza, że sytuacja na granicy to "nieludzka gra w ping-ponga", w której oficjalnie zginęło już dziewięć osób. "Ale najwyraźniej te liczby są znacznie wyższe (...). Przynajmniej tak twierdzi Konrad Sikora, wiceburmistrz gminy przygranicznej Michałowo w województwie podlaskim, gdzie na granicy z Białorusią ma swoją siedzibę polska Straż Graniczna" - piszą niemieccy dziennikarze.
Wiceburmistrz Michałowa o ofiarach
- Nie wyobrażam sobie, żeby oficjalna liczba była prawdziwa. Z tego, co słyszałem, do tej pory musiało zginąć co najmniej 70 osób. Ale są też głosy, że może być ich nawet 200. Kilka dni temu usłyszałem historię o granicznej rzece Świsłocz. Podobno w wodzie pływają trupy. A trupy też są przepychane z jednego brzegu rzeki na drugi. Tam i z powrotem, między Białorusią a Polską. Żadna ze stron nie chce ich wydostać - powiedział Sikora.
Jak dodaje wiceburmistrz, codziennie przez granicę przychodzi do Polski około 1000 uchodźców. 500 zostaje zepchniętych na Białoruś przez polskie siły bezpieczeństwa, drugiej połowie udaje się przekroczyć granicę. Jak zauważają dziennikarze "Focusa", jeśli te liczby są prawdziwe, oznaczałoby to, że co miesiąc do Polski przybywa około 20 tys. uchodźców.
Sikora wspomniał w wywiadzie akcję "Matki na granicę". Przypomnijmy, że chodzi o protest przed budynkiem Straży Granicznej w Michałowie. Miał on zwrócić uwagę na sytuację migrantów przy granicy, a na miejscu pojawiły się Jolanta Kwaśniewska i Anna Komorowska.
- Podczas manifestacji tłum krzyczał: "Po co chłodnie na granicy?" Sam widziałem te pojazdy wojskowe. Tablice rejestracyjne i znaki operacyjne zostały na nich zakryte lub usunięte, aby nikt nie mógł śledzić tego, co przewożą. Manifestujące kobiety mówiły, że w wagonach wywożono ciała uchodźców - relacjonuje w wywiadzie Sikora.
Migranci walczą o życie
Wiceburmistrz przekonywał, że wszystkim, którzy dotarli do polsko-białoruskiej granicy, najpierw trzeba pomóc.
- Każdy musi otrzymać schronienie, żywność i możliwość ubiegania się o azyl mówił.
Sikora stwierdził, że z jego perspektywy należy zrobić coś dla ludzi, którzy muszą ukrywać się w lesie, gdzie nikt im nie może pomóc.
- Walczą o życie i stają się z tego powodu coraz bardziej sfrustrowani. Temu też musimy zapobiegać. Bo nikt, naprawdę nikt nie zasługuje na śmierć w tym lesie na naszej granicy. Nawet najgorsi wrogowie - podsumował samorządowiec.
Źródło: focus.de