Straż Graniczna dementuje informację o ciałach w rzece. "Świsłocz jest patrolowany"

Na medialne doniesienia o dziesiątkach zwłok migrantów, pływających w rzece na granicy Polski i Białorusi, zareagowali w środę wieczorem polscy pogranicznicy. "Żadna informacja w mediach dotycząca zdarzeń na rzece Świsłocz nie jest prawdziwa" - podała SG na Twitterze.

Kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej trwa. Nadal w lesie koczują całe rodziny migrantów, którzy znaleźli się tu sprowadzone przez białoruskie biura podróży  (Photo by Maciej Luczniewski/NurPhoto via Getty Images)
Kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej trwa. Nadal w lesie koczują całe rodziny migrantów, którzy znaleźli się tu sprowadzone przez białoruskie biura podróży (Photo by Maciej Luczniewski/NurPhoto via Getty Images)
Źródło zdjęć: © GETTY | NurPhoto

Wiceburmistrz Sikora przekazał, że słyszał o co najmniej siedemdziesięciu osobach, "ale są też wskazówki, że może być ich nawet 200". Te informacje samorządowiec z Michałowa potwierdził też w rozmowie z portalem fakt.pl. To lokalni mieszkańcy mieli poczynić te porażające obserwacje.

"Kilka dni temu usłyszałem historię o granicznej rzece Świsłocz. Podobno w wodzie pływają trupy. Są popychane z boku na bok. Tam i z powrotem, między Białorusią a Polską. Żadna ze stron nie chce ich wydostać" - powiedział Konrad Sikora.

W środę wieczorem Straż Graniczna wyjaśniła, że doniesienia nie mają nic wspólnego z prawdą. "Informujemy, że żadna informacja w mediach dot. zdarzeń na rzece Świsłocz nie jest prawdziwa. To graniczna rzeka. Codziennie jest patrolowana przez funkcjonariuszy SG. Na tym obszarze działają wzmocnione siły wielu służb" - napisała Straż Graniczna na Twitterze.

Straż Graniczna dementuje informację o ciałach w rzece. "Świsłocz jest patrolowany"

Mieszkańcy strefy objętej stanem wyjątkowym obawiają się, że śmiertelne żniwo przy takich temperaturach i warunkach pogodowych będzie ogromne. Obawiają się, że jeśli sytuacja, w której żadne z państw - ani Polska, ani Białoruś - nie pozwala migrantom uzyskać pomocy na swoim terytorium, ofiar będzie więcej. W lesie, w trudnych warunkach, koczuje teraz wiele rodzin.

Dziennikarze nie mają od 2 września wstępu na te obszary, z uwagi restrykcji wynikających z wprowadzonego przez rząd stany wyjątkowego. Informacje z granicy przekazują więc tylko miejscowi, którym wolno poruszać się w okolicach oraz uczestnicy misji humanitarnych, którzy swoje działania prowadzą często z naruszeniem obowiązujących przepisów.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
polska-białoruśkryzys humanitarnystraż graniczna
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (66)