Kelner osłupiał, gdy zobaczył Olbrychskiego śpiącego na łóżku, Jaroszewicza drzemiącego na podłodze i Maternę zwisającego z krzesła oraz krzątającą się wokół nich Rodowicz
"Pojechaliśmy razem. Duża willa na Mokotowie. Andrzej był sam. Po półgodzinie zaciągnął mnie do sypialni. Byłam dość zaskoczona, że taki kolega szybki. Posadził mnie na łóżku, wcisnął do ręki gitarę i błagał, żebym mu pokazała chwyty bodajże do Diany. Zagrałam, a on zaśpiewał. Był zachwycony". Jakiś czas potem Maryla jedzie z Olbrychskim do Gdańska. Ona na koncerty, on na spotkanie. Mieszkają w hotelu Posjedon - relacjonuje autorka. "Nagle ktoś zapukał do drzwi hotelowych - wszedł Andrzej z bukietem róż w ręku i powiedział: 'Słuchajcie, mam tu gości ze Szwecji i bardzo chciałbym im pokazać koncert Maryli'. Załatwiliśmy mu więc te wejściówki, a po koncercie umówiliśmy się na wspólne wyjście. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kiedy Andrzej wchodził do lokalu, kazał zamykać knajpę, wszyscy goście musieli wyjść, a on do rana śpiewał piosenki Elvisa Presleya, z zespołem, bo kiedyś wszędzie do tańca grała 'żywa' kapela".
Po zamknięciu lokalu - bo nawet dla syna premiera wszystko się kiedyś kończy - Olbrychski, Jaroszewicz i prowadzący koncert gwiazdy Krzysztof Materna przenoszą się do pokoju hotelowego Maryli i Daniela. "O siódmej rano panowie stwierdzili - kontynuuje Maryla - że są głodni, więc zamówili jajecznicę z kilkudziesięciu jaj, szampany i kawę, ale nie doczekali... Po jakimś czasie do pokoju wjechał kelner z wózkiem i osłupiał, bo zobaczył Olbrychskiego śpiącego na łóżku, Jaroszewicza drzemiącego na podłodze i Maternę zwisającego z krzesła oraz krzątającą się wokół nich Rodowicz. (...) Zaczął mnie adorować już w tej Gdyni, po koncercie".
Parę godzin później Maryla otrzymuje od Jaroszewicza ogromny bukiet - kilkaset goździków. Obiecują sobie podtrzymać znajomość w Warszawie. Dla Daniela Olbrychskiego zaczyna się trudny okres: "Pojawił się adorator. Syn premiera, znany kierowca rajdowy. Przysyłał bukiety kwiatów, jeździł ze swoim dworem - obstawą - na każdy koncert. Maryla nie pozostawała obojętna na uporczywość zalotów. Próbowałem jeszcze walczyć, choć pewnie nie wierzyłem, że dam radę. Wszystko odbywało się publicznie, w hotelach i salach koncertowych, na oczach wielu ludzi" - przytacza wspomnienia aktora Aleksandra Szarłat.