Przy kolacji jej sukienka niebezpiecznie się rozchyliła, Jaroszewicz był zachwycony
Rodowicz zaprasza Jaroszewicza na kolację. Już wcześniej obiecywała przyrządzić wileńskie kołduny. Ale nie ma na to czasu, składników też nie można dostać. Trudno, będzie co innego. Andrzej zjawia się z żoną, "zwaną w środowisku 'piękną praczką' - wspomina Rodowicz. - Miała swoje pralnie w Katowicach, a była rzeczywiście efektowna, choć o dość banalnej urodzie. Z przyjemnością patrzyłam na jej dobrą figurę i naprawdę ładne, niebieskie oczy. Największe wrażenie zrobiła jednak niesamowitym futrem. Rysie syberyjskie. Długi, jasny włos z ciemnymi kropkami. Byłam pełna uznania. Andrzej dotarł parę minut później, zdążył na dole pobić się z żołnierzami o miejsce na parkingu".
Pani domu podaje strogonowa. Nie ma też czasu na strojenie się, więc owija się plażową sukienką. Podczas kolacji sukienka się niebezpiecznie rozchyla, a żona rzuca zaniepokojone spojrzenia. Jaroszewiczowi najwyraźniej to się podoba. Potem, jak relacjonuje autorka książki "Celebryci z tamtych lat", wszyscy jadą pod Warszawę, do Stanisławowa, do domu zaprzyjaźnionego Mieczysława Wilczka (w 1988 r. zostanie ministrem przemysłu). A rano już popisy przed Marylą - Andrzej przyprowadza z Warszawy wyścigową lancię i przewozi gwiazdę po polnej dróżce. Kurzy się aż miło. Jakiż efekt!