"Ferrari skasowane, ja cały, spóźnię się parę godzin"
Wiesław Uchański, prezes Wydawnictwa Iskry, zetknął się z nim przed laty na jakimś sportowym obozie - Andrzej Jaroszewicz przyjechał tam do kogoś w odwiedziny: "Nie był specjalnie przystojny, ale wywierał wrażenie na kobietach. Był kimś szczególnym, królewiczem, który może wszystko. I mógł naprawdę bardzo wiele. A kobiety intuicyjnie szukają takich mężczyzn". Największe afrodyzjaki to władza i pieniądze. Ani jednego, ani drugiego delfinowi nie brakuje.
Rok 1973. Na poniemieckiej autostradzie koło Wrocławia na specjalnie wydzielonym odcinku przez dwa tygodnie bije rekordy polski fiat. Szefem ekipy jest wybitny rajdowiec Sobiesław Zasada, ale ostatnią honorową rundę robi Andrzej Jaroszewicz. Jak zawsze chce być w centrum zainteresowania - pisze Aleksandra Szarłat. Bicie rekordu fiata przekłada się na sukces gospodarczy kraju - wkrótce eksport tych samochodów wzrasta do prawie 90 tys. sztuk rocznie.
Na Żeraniu powstaje fabryczny zespół rajdowy. Andrzej zostaje dyrektorem Ośrodka Badawczo-Rozwojowego (OBR) FSO. Wciąż startuje w rajdach, nie tylko tych w bratnich krajach, ale również w Hiszpanii, Grecji, na Cyprze. Jest ambitny. Na Cyprze ociera się nawet o tytuł mistrza Europy. Dostałby go, gdyby tylko włoska ekipa, która przygotowywała jego lancię stratos do rajdu, dopilnowała kabli w jego samochodzie. Dziwnym trafem, albo i nie, zajmowała się ona również autem konkurenta i tam wszystko zadziałało... Kiedy podczas rajdu ma techniczny problem z samochodem, potrafi ściągnąć mechanika z Włoch, który samolotem przywozi mu na przykład nową skrzynię biegów. Dla kolegów rajdowców z polskiej ekipy to szok. Ale i oni go lubią. Andrzej to równy gość.
Ma mnóstwo przygód. Czasami niebezpiecznych. Oto na rajdzie Safari w Kenii psuje mu się treningowy samochód. Wydawałoby się, że to odludzie, tymczasem jak spod ziemi nagle wyrasta tłum tubylców z dzidami. Nie wygląda to najlepiej, więc Andrzej wpada na pomysł rzucania w nich błyszczącymi breloczkami. Błyskotki przyciągają ich uwagę, łapią je, kto pierwszy, ten lepszy. Samochód i jego pasażer stają się nieważni, tubylcy walczą między sobą o breloczki. Andrzejowi szczęśliwie udaje się uruchomić wóz i odjechać.
Ma też kilka wypadków. Ale który rajdowiec ich nie ma! W Hiszpanii rozbija lancię, ale sam wychodzi z tego cało. Innym razem, spiesząc się do Maryli Rodowicz z Włoch, rozbija ferrari. Przesyła wiadomość Maryli: "Miałem wypadek na autostradzie. Jechałem pożyczonym ferrari 200 km/h i przygniotła mnie ciężarówka. Samochód skasowany, ja cały, spóźnię się parę godzin".
Za to w NRD wypadek jest na tyle groźny, że premierowicz traci przytomność - relacjonuje Aleksandra Szarłat. Kiedy ją odzyskuje, lekarz prosi o podpisanie zgody na operację. W tym momencie zjawia się polski konsul, by sprawdzić stan zdrowia syna premiera rządu. "O co tu chodzi?" - pyta go rajdowiec, podając napisaną po niemiecku kartkę. Konsul tłumaczy: to zgoda na amputację nogi. Amputacja nie jest potrzebna, konsul nie mógł przyjść w lepszym momencie.
Na zdjęciu zespół kierowców: Andrzej Aromański, Jerzy Dobrzański, Andrzej Jaroszewicz, Robert Mucha, Ryszard Nowicki, Franciszek Postawka, Marek Varisella i Sobiesław Zasada po ustanowieniu rekordu.