Szalony rajd "bulteriera PiS"
Był listopad 2008 r. Poseł PiS Jacek Kurski widać bardzo się śpieszył, bo swoim mercedesem ''podczepił'' się pod konwój samochodów CBA, które wiozły przestępców z Gdańska do Warszawy. Jechał za nim na awaryjnych światłach przez ponad sto kilometrów. Funkcjonariusze myśleli, że to próba odbicia podejrzanych i zorganizowali blokadę drogi. Zatrzymany poseł zasłonił się immunitetem poselskim i odjechał bezkarnie. Później tłumaczył się, że za konwojem ''dobrze się jechało''.
Wydał nawet oświadczenie, w którym napisał m.in. że nie było policyjnej blokady, a on nie zasłaniał się immunitetem poselskim. Poinformował też, że czuje się winny sprawienia policji kłopotu i w związku z tym wpłacił 500 zł dla Fundacji Na Rzecz Ofiar Wypadków Komunikacyjnych i Bezpieczeństwa.
Innym razem, już jako europoseł Kurski zasuwał ulicami Olsztyna. Znaczne przekroczenie prędkości, wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, jednym słowem: szarża. Według policji, Kurski uniknął mandatu dzięki immunitetowi. Co na to europoseł? - Po prostu policja rozpoznawszy mnie i dowiedziawszy się, że się śpieszę, zaoferowała, że pokaże mi skrót - twierdził.