Kłopoty "lordowskiego Radka"
Uchodził za sztywniaka odpowiadającego na pytania kilkoma słowami. Inni twierdzili, że pozuje na Anglika, ciężko go lubić, bo to "obernarcyz", przekonany o własnej nieomylności, który traktuje ludzi przedmiotowo. "Lordowski Radek" miał ponoć drażnić prezydenta Lecha Kaczyńskiego swoją "dezynwolturą", czyli nadmiernym luzem. Był jednak najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych z dużymi sukcesami na koncie. Rok rozpoczął się dla niego bardzo dobrze: czeski tygodnik "Respekt" określił go "nowym liderem Europy". Dzięki rozmowom prowadzonym przez Sikorskiego i Franka-Waltera Steinmeiera w Kijowie udało się podpisać porozumienie między reprezentantami Majdanu a jeszcze wówczas prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem i choć umowa obowiązywała zaledwie parę godzin - notowania szefa polskiego MSZ w Europie znacznie wzrosły. Mówiło się o tym, że jest dobrym kandydatem na stanowisko szefa unijnej dyplomacji, a nawet, że Sikorski to poważny kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. Nie brakowało też opinii, że
dalsza kariera polityczna ministra będzie rozwijać się będzie w strukturach unijnych, NATO-wskich lub w ONZ. Tymczasem doszło do ujawnienia przez tygodnik "Wprost" afery taśmowej - Sikorski był jednym z jej głównych bohaterów.
Krytycznie wypowiadał się na temat stosunków polsko-amerykańskich i krytykował politykę premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona. "Polsko-amerykański sojusz to jest nic niewart. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa (...). Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy. Problem w Polsce jest taki, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę. Taka murzyńskość" - to cytat z tzw. taśm tygodnika "Wprost". Szef MSZ przekonywał, że padł ofiarą manipulacji. - Przestępczo nas nagrano, a na nagraniach przestępstwa nie ma - mówił o swojej rozmowie z Jackiem Rostowskim. Po rekonstrukcji rządu Sikorski stracił stanowisko szefa MSZ. W związku z przeprowadzką premiera Tuska do Brukseli, którego zastąpiła Ewa Kopacz, został nowym marszałkiem sejmu. Podobno wszyscy w PO mieli go już serdecznie dość. - Kierownik (Donald Tusk - przyp. js) nigdy nie przepadał za rozdętym
ego Radka. Ewa też nie. Tyle tylko, że Sikorski miał świetne notowania i nie stwarzał zagrożenia, bo jest politycznym singlem. Po tym, jak dał się nagrać i nie chciał oddać pieniędzy za pomerola i ośmiorniczki, jego notowania drastycznie spadły. Już nie jest atutem - zdradzał na łamach tygodnika "Wprost" jeden z partyjnych kolegów Sikorskiego.
Afera taśmowa rozpoczęła złą passę Sikorskiego. Wcześniej Sikorskiemu również zdarzały się wpadki, przez jego nieumiejętność trzymania emocji na wodzy, ale od tamtej pory można mówić o prawdziwym ich wysypie. Później była jeszcze niezręczność z ujawnieniem rzekomej propozycji, jaka miała paść z ust Władimira Putina, by Polska wzięła udział w rozbiorze Ukrainy, która mogła kosztować marszałka sejmu stanowisko. Następnie pechowa konferencja prasowa, która przerodziła się w awanturę i przepychanki rozzłoszczonych brakiem komentarza dziennikarzy ze strażą marszałkowską, bo były minister spraw zagranicznych odesłał ich do swojej rozmowy z "Gazetą Wyborczą". Aż wreszcie rykoszetem uderzyła w niego afera z kilometrówką. Opozycja zarzuca Sikorskiemu, że ten niewłaściwie rozliczył się ze swoich służbowych podróży. Chodzi o 90 tys. złotych za korzystanie z własnego samochodu w celach poselskich. Mimo, że prokuratura jakiś czas temu zajmowała się tą sprawą i umorzyła śledztwo, to prokurator generalny Andrzej Seremet
uznał, że postępowanie należy powtórzyć.
Radosław Sikorski odnosząc się do sprawy podkreślił, że nie zrezygnuje ze stanowiska, nawet jeśli prokuratura znów rozpocznie śledztwo. Życzymy Sikorskiemu, żeby rok 2015 okazał się dla niego bardziej udany.