Największe niespodzianki 2014

Ale zaskoczenie - tego nikt się nie spodziewał!

Obraz

/ 11Jak żyć bez premiera?

Obraz
© Newspix.pl / Michał Stawowiak

Rok 2014 przyniósł koniec ery Tuska w naszej polityce. Stało się to, co jeszcze niedawno było nie do wyobrażenia. Odeszła w przeszłość era lidera partyjnego i premiera, który od 2007 r. nie przegrał żadnych wyborów i przeprowadził kraj przez wydarzenia o znaczeniu historycznym, by wymienić tylko największy światowy kryzys gospodarczy i katastrofę smoleńską, a w ostatnim czasie kryzys na Ukrainie, którego efekty i zakończenie trudno przewidzieć.

Po drodze było wiele mniejszych i większych wstrząsów, związanych z aferami lub pseudoaferami, które jednak w przeszłości zabijały bardzo mocne ekipy. Tusk to wszystko przetrwał i to w stylu pozwalającym mu dziś stanąć na czele Unii Europejskiej. Jak Tusk pokieruje Unią będziemy mieli okazję się przekonać w nowym roku, na razie można stwierdzić, że spełnił wcześniejsze zapowiedzi i udało mu się doszlifować, wcześniej kulejący, angielski.

Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których nie śniło się naszym filozofom. Są takie, które nie śniły się fizjologom. Niespodzianki - miniony rok w polityce przyniósł ich wiele. Oto największe polityczne zaskoczenia ostatnich 12 miesięcy!

(js)

/ 11Druga w historii premier kobieta

Obraz
© Newspix.pl / Piotr Twardysko

Wchodząc w 2014 r. nie wyobrażaliśmy sobie na czele Platformy Obywatelskiej i rządu nikogo innego niż Donald Tusk. A jednak pojawił się następca. Właśnie mija 100 dni odkąd partii i rządowi szefuje była marszałek sejmu i minister zdrowia Ewa Kopacz. W tym okresie pani premier zakończyła negocjacje z UE w sprawie pakietu klimatycznego, zażegnała kryzys w kopalni Kazimierz-Juliusz, przeznaczając 100 mln zł na pomoc dla niej, zrobiła przegląd resortów, co zaowocowało kilkoma zmianami personalnymi, i otworzyła Centrum Weterana. Oprócz tego ona sama i niektórzy jej ministrowie zanotowali wiele wpadek wizerunkowych.

Kopacz to druga w historii polskiej demokracji kobieta na stanowisku premiera. Wcześniej była pierwszą w historii kobietą - marszałek polskiego sejmu. W wielkiej polityce jest już od 2001 r., kiedy po raz pierwszy zdobyła mandat poselski. Co prawda wciąż są tacy, jak były prezydent Lech Wałęsa, którzy uważają, że PO bez Tuska się rozleci, bo nie ma możliwości, żeby ktokolwiek utrzymał tę partię tak, jak robił to premier. - W PO nie ma drugiego takiego zdolnego jak Tusk - twierdzi były prezydent. Przyszłość jednak znów może nas zaskoczyć.

/ 11Prezes widział go na wycieraczce równie często co swojego kota, teraz wylądował za burtą

Obraz
© Newspix.pl / Fotonews / Maciej Goclon

Cały czas przy prezesie. Niczym cień. Do tego stopnia, że sam Jarosław Kaczyński żartował, że gdy otwiera drzwi rano, to na wycieraczce widzi równie często swego kota, jak Adama Hofmana. Na zaufanie prezesa musiał długo pracować. Bo Jarosław Kaczyński osoby przed czterdziestką traktuje z dystansem, uważa, że zbyt mało wiedzą o życiu. Wreszcie się udało się. To Hofman planował, jak zainteresować media PiS, doradzał tematy. Był pierwszy w kolejce do ucha prezesa. Za sprawą afery madryckiej stracił jednak wszystkie przywileje i - wtedy wszyscy przecierali oczy ze zdumienia - z hukiem wyleciał z partii wraz z pozostałymi kolegami-wycieczkowiczami: Adamem Rogackim i Mariuszem Antonim Kamińskim. Nie pomogły tłumaczenia, że "to jest Hiszpania, Madryt. Tam się naprawdę wszyscy bawią". Poseł twierdził, że "zabawa" odbywała się za własne pieniądze, a jej uczestnicy nie zrobili nic, co odbiegałoby od normy.

Czy to koniec jego politycznej kariery? Czy drzwi PiS definitywnie się przed nim zamknęły? "Na pewno nie ma mowy o powrocie w perspektywie, która tych panów najbardziej interesuje, czyli najbliższej kampanii wyborczej. Oczywiście jest w polityce taki czynnik, jak Generał Czas. Każdy też może próbować swoje błędy naprawiać" - tak o szansach powrotu trójki wyrzuconych działaczy PiS mówił w tygodniku "W Sieci" Kaczyński.

/ 11Tęczowa rewolucja w polskiej polityce

Obraz
© Newspix.pl / Fotonews / Jakub Nicieja

Robert Biedroń szturmem zawojował polską politykę. Błyskotliwa kariera działacza Twojego Ruchu to na naszej scenie politycznej fenomen. "Gej z zielonymi pomysłami. Kto w tym katolickim kraju będzie na mnie głosował" - takie rozterki miał na początku swojej politycznej drogi. Teraz został pierwszym jawnym homoseksualistą na stanowisku prezydenta miasta. Wygrał w Słupsku jednak nie dlatego, że jest gejem, a raczej pomimo to. W pierwszej turze głosowania uzyskał 20,34 proc. głosów. W drugiej turze wyborów z 30 listopada 2014 r. został wybrany na to stanowisko, uzyskując 57 proc. oddanych głosów i pokonując tym samym Zbigniewa Konwińskiego. 6 grudnia został zaprzysiężony na to stanowisko.

Wybór Biedronia na prezydenta 90-tysięcznego Słupska szeroko opisywały zagraniczne media. Właśnie nieduża wielkość miasta i jego położenie z dala od dużych aglomeracji była szczególnie podkreślana przez prasę. "To znak, że katolicki kraj zmienia się również na prowincji. 38-letni Biedroń jest tego przykładem. To fenomen" - pisał na swojej stronie internetowej magazyn "Der Spiegel", tytułując tekst "Rewolucja na polskiej prowincji". Gazeta "Sueddeutsche Zeitung" pisała z kolei o "niespodziance w zatwardziale katolickiej Polsce". "Poruszający się na rowerze Biedroń kandydował pod hasłem 'Nareszcie zmiana'. Zdobył głosy mieszkańców bezpośredniością, spotkaniami i telefonami do mieszkańców" - pisał dziennik. Dziennik "Die Welt" przywoływał natomiast opinię jednego z kibiców lokalnego zespołu piłkarskiego, który stwierdził, że zagłosował na Biedronia, bo jako jedyny z kandydatów "ma jaja". Przywoływał też opinię jednego z mieszkańców Słupska Krzysztofa Markowskiego - producenta sprzętu fitness: "Jestem homofobem,
ale pragmatycznym. Biedroń przekonał mnie swoim programem. Nie jest członkiem miejscowych elit, które nic nie robią". Z kolei jeden z dwóch najważniejszych dzienników austriackich "Kurier" pisał, że w katolickiej Polsce złamano tabu. "Gej prezydentem liberalnego Berlina? Oczywiście. A małego miasta na polskiej prowincji? Także" - pisała gazeta i cytowała Biedronia mówiącego, że "jak się chce, można góry przenosić".

"Przede wszystkim zmieniać Polskę na bardziej nowoczesną, otwartą i tolerancyjną. Dzisiaj Polsce potrzebna jest gruntowna zmiana stylu myślenia w polityce. Polacy są zmęczeni polityką, mają dość polityków, tych samych twarzy w polityce, które nami rządzą, a tak naprawdę niewiele zmieniają. Politycy PO, PiS-u, SLD i PSL niewiele różnią się od siebie poglądami: wszyscy mają tak samo konserwatywne, zaściankowe pomysły na Polskę. Polsce potrzebna jest zmiana w myśleniu o polityce i ja chciałbym tę zmianę przeprowadzić. Jestem osobą, której udało się wprowadzić trudny temat osób LGBT na scenę publiczną i m.in. dzięki Kampanii Przeciw Homofobii dokonała się olbrzymia zmiana w polskim społeczeństwie i chciałbym tę zmianę, energię, którą nadal posiadam spożytkować teraz w polityce" - tak mówił o celach, które przyświecają jego obecności w polityce w rozmowie z magazynem "Queer".

/ 11Kłopoty "lordowskiego Radka"

Obraz
© Newspix.pl / Fotonews / Jakub Nicieja

Uchodził za sztywniaka odpowiadającego na pytania kilkoma słowami. Inni twierdzili, że pozuje na Anglika, ciężko go lubić, bo to "obernarcyz", przekonany o własnej nieomylności, który traktuje ludzi przedmiotowo. "Lordowski Radek" miał ponoć drażnić prezydenta Lecha Kaczyńskiego swoją "dezynwolturą", czyli nadmiernym luzem. Był jednak najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych z dużymi sukcesami na koncie. Rok rozpoczął się dla niego bardzo dobrze: czeski tygodnik "Respekt" określił go "nowym liderem Europy". Dzięki rozmowom prowadzonym przez Sikorskiego i Franka-Waltera Steinmeiera w Kijowie udało się podpisać porozumienie między reprezentantami Majdanu a jeszcze wówczas prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem i choć umowa obowiązywała zaledwie parę godzin - notowania szefa polskiego MSZ w Europie znacznie wzrosły. Mówiło się o tym, że jest dobrym kandydatem na stanowisko szefa unijnej dyplomacji, a nawet, że Sikorski to poważny kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. Nie brakowało też opinii, że
dalsza kariera polityczna ministra będzie rozwijać się będzie w strukturach unijnych, NATO-wskich lub w ONZ. Tymczasem doszło do ujawnienia przez tygodnik "Wprost" afery taśmowej - Sikorski był jednym z jej głównych bohaterów.

Krytycznie wypowiadał się na temat stosunków polsko-amerykańskich i krytykował politykę premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona. "Polsko-amerykański sojusz to jest nic niewart. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa (...). Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy. Problem w Polsce jest taki, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę. Taka murzyńskość" - to cytat z tzw. taśm tygodnika "Wprost". Szef MSZ przekonywał, że padł ofiarą manipulacji. - Przestępczo nas nagrano, a na nagraniach przestępstwa nie ma - mówił o swojej rozmowie z Jackiem Rostowskim. Po rekonstrukcji rządu Sikorski stracił stanowisko szefa MSZ. W związku z przeprowadzką premiera Tuska do Brukseli, którego zastąpiła Ewa Kopacz, został nowym marszałkiem sejmu. Podobno wszyscy w PO mieli go już serdecznie dość. - Kierownik (Donald Tusk - przyp. js) nigdy nie przepadał za rozdętym
ego Radka. Ewa też nie. Tyle tylko, że Sikorski miał świetne notowania i nie stwarzał zagrożenia, bo jest politycznym singlem. Po tym, jak dał się nagrać i nie chciał oddać pieniędzy za pomerola i ośmiorniczki, jego notowania drastycznie spadły. Już nie jest atutem - zdradzał na łamach tygodnika "Wprost" jeden z partyjnych kolegów Sikorskiego.

Afera taśmowa rozpoczęła złą passę Sikorskiego. Wcześniej Sikorskiemu również zdarzały się wpadki, przez jego nieumiejętność trzymania emocji na wodzy, ale od tamtej pory można mówić o prawdziwym ich wysypie. Później była jeszcze niezręczność z ujawnieniem rzekomej propozycji, jaka miała paść z ust Władimira Putina, by Polska wzięła udział w rozbiorze Ukrainy, która mogła kosztować marszałka sejmu stanowisko. Następnie pechowa konferencja prasowa, która przerodziła się w awanturę i przepychanki rozzłoszczonych brakiem komentarza dziennikarzy ze strażą marszałkowską, bo były minister spraw zagranicznych odesłał ich do swojej rozmowy z "Gazetą Wyborczą". Aż wreszcie rykoszetem uderzyła w niego afera z kilometrówką. Opozycja zarzuca Sikorskiemu, że ten niewłaściwie rozliczył się ze swoich służbowych podróży. Chodzi o 90 tys. złotych za korzystanie z własnego samochodu w celach poselskich. Mimo, że prokuratura jakiś czas temu zajmowała się tą sprawą i umorzyła śledztwo, to prokurator generalny Andrzej Seremet
uznał, że postępowanie należy powtórzyć.

Radosław Sikorski odnosząc się do sprawy podkreślił, że nie zrezygnuje ze stanowiska, nawet jeśli prokuratura znów rozpocznie śledztwo. Życzymy Sikorskiemu, żeby rok 2015 okazał się dla niego bardziej udany.

/ 11Wielki powrót "Shreka"

Obraz
© Newspix.pl / Fotonews / Konrad Koczywas

Rozbawił nas komentarz internauty pod jednym ze zdjęć uśmiechniętego Grzegorza Schetyny, że wygląda niczym wygłodniały rekin. Nie da się ukryć, że szef MSZ, czyli popularny "Shrek", jak się o nim mówi, ma powody do zadowolenia. Pozbawiony wszelkich ważnych stanowisk rządowych i partyjnych miał z hukiem wylecieć z Platformy Obywatelskiej, tymczasem z politycznego niebytu niespodziewanie trafił na polityczny, ba międzynarodowy szczyt!

Pierwsze miesiące 2014 r., jak donosił "Fakt", spędzał głównie w swoim gabinecie szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych zwanej "pieczarą". I to w towarzystwie jedynie najwierniejszych druhów, bo grupa wyznawców z czasów politycznej świetności Schetyny w miarę jego marginalizacji w partii coraz bardziej się kurczyła. W to, że Schetyna wejdzie do rządu, nie wierzyli nawet jego koledzy i odradzali mu jakiekolwiek twarde zagrania wobec kompletującej gabinet Ewy Kopacz.

Czasy największej politycznej świetności Schetyny to okres, gdy od 2004 r. pełnił funkcje sekretarza generalnego Platformy. Był nr 2 w partii i faktycznym sprawcą eliminowania z szeregów PO partyjnych rywali Donalda Tuska oraz osób stojących jemu samemu na drodze. To wtedy pojawił się jego przydomek "Grzegorz, zniszczę cię, Schetyna".

Ukoronowanie jego pozycji nastąpiło w 2007 r., gdy objął stanowisko wicepremiera i szefa MSWiA w rządzie Tuska. Ale też właśnie wtedy znalazł się na celowniku premiera, bo jego pozycja stała się zdecydowanie za mocna. W 2009 r. po wybuchu afery hazardowej i ujawnieniu związków Schetyny z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, Donald Tusk nie zawahał się i z hukiem wyrzucił Schetynę z rządu.

Rozpoczął się czas wygnania dla wrocławskiego polityka. Udało mu się jeszcze w 2010 r. dzięki poparciu prezydenta Bronisława Komorowskiego zostać marszałkiem sejmu. Ale już rok później po wyborach premier ukarał Schetynę: marszałkiem została Ewa Kopacz, a Schetynę zesłano na szefa komisji spraw zagranicznych. Do pieczary. Potem było coraz gorzej: utrata fotela szefa dolnośląskiej Platformy i eliminacja z władz krajowych partii. - On mnie chyba naprawdę wyj... z partii - mówił załamany bezwzględnością Tuska jednemu z nielicznych już kolegów.

Teraz Schetyna rozpoczął nowy etap w swoim politycznym życiu. Wedle zamysłu Ewy Kopacz stanowisko dla Schetyny miało jej zapewnić spokój w partii, bo zapracowany "Schet" nie będzie miał czasu na polityczne knucie. Z drugiej strony jako szef MSZ za bardzo nie urośnie, bo brak mu charyzmy. Ale według jego dobrych znajomych, Schetyna to przede wszystkim polityczne zwierzę i na wszystko może mu zabraknąć czasu, ale nie na partyjne knowania...

/ 11"Ch..., dupa i kamieni kupa" i inne kwiatki

Obraz
© Newspix.pl / Damian Burzykowski

Nie jesteśmy ani specjalnie delikatni, ani wrażliwi, ale jednak tematy rozmów z tzw. taśm "Wprost" były dla nas sporym zaskoczeniem. Szokował też język pierwszoplanowych polityków, szczególnie tych, którzy uchodzili za wzór dżentelmeńskich cnót, jak Bartłomiej Sienkiewicz. Minister spraw wewnętrznych mówił, że "państwo polskie istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje", funkcjonariusze BOR "mają syndrom sztokholmski", Polskie Inwestycje Rozwojowe - flagowy projekt rządu Tuska - określał mianem "ch..., dupa i kamieni kupa", twierdził też, że Polacy "mają w dupie orliki i autostrady". Mocne? Mocne!

Szef MSW słynął z tego, że potrafił powiedzieć coś dobitnie. Robił to nawet publicznie, tyle że wtedy używał bardziej cenzuralnego słownictwa. Miał dobre notowania: publicyści podkreślali jego charyzmę, energię, życiorys polityczny, duże doświadczenie państwowe, no i to, że jest prawnukiem pisarza. Krótko mówiąc: ścisła czołówka Platformy Obywatelskiej, co poniektórzy widzieli w nim nawet przyszłego premiera. Był niewątpliwie człowiekiem doskonale przygotowanym do pełnienia funkcji ministra spraw wewnętrznych. Miał za sobą drogę analityka Urzędu Ochrony Państwa, był też współtwórcą - i przez lata wicedyrektorem odpowiedzialnym za Wschód - Ośrodka Studiów Wschodnich. Od 10 lat prowadził wysoce specjalizowaną działalność biznesową, zajmował się konsultingiem m.in. w energetyce. Do tego miał naprawdę bogaty, ciekawy i wartościowy dorobek publicystyczny. Przez lata był stałym współpracownikiem "Tygodnika Powszechnego". Publikował chyba w każdej ważniejszej polskiej gazecie: od "Wyborczej" poczynając, na dawnym
"Dzienniku" kończąc. Pisywał i o polityce wschodniej i o państwie. Afera taśmowa złamała tę wspaniale zapowiadającą się karierę.

Po rekonstrukcji rządu Bartłomiej Sienkiewicz zakończył swoją pracę jako minister. Taka była decyzja nowej pani premier. - To jeden z najwspanialszych epizodów, które mi się zdarzyły w życiu - tak Sienkiewicz ocenił swoją pracę w resorcie. Jak mówił, po 19 miesiącach w rządzie, rozmowy z ludźmi, z którymi pracował, pozwalają mu "wyjść z tego ministerstwa z podniesionym czołem". Sienkiewicza na stanowisku szefa MSW zastąpiła posłanka Platformy Obywatelskiej Teresa Piotrowska.

/ 11Finał "afery zegarkowej" i koniec politycznej kariery "boskiego Sławka"

Obraz
© Newspix.pl / Damian Burzykowski

Ambitny, przystojny i pewny siebie. Mówili, że wysoko zajdzie. Potem ledwo znalazło się dla niego miejsce w ostatniej ławce Platformy, zrezygnował z członkostwa w partii, aż nadszedł najgorszy dzień w jego karierze politycznej. Poseł został skazany na 20 tys. zł grzywny za niewpisanie do oświadczenia majątkowego zegarka wartego ok. 17 tys. zł. Sędzia nie pozostawiła na Nowaku suchej nitki. - Nowak przyjął linię obrony udawania kogoś mniej mądrego niż się jest w rzeczywistości - stwierdziła.

Upadek Nowaka rozpoczął się w lutym, gdy w związku z "aferą zegarkową" zrezygnował ze stanowiska ministra transportu i został zepchnięty do oślej ławki w sejmie. Symbol całego pokolenia polityków wyrosłych z partyjnych młodzieżówek stał się persona non grata na politycznych salonach.

Gdy Donald Tusk brał go do rządu, niektórzy się podśmiewali, że skoro taki ładny, wymuskany, to pewnie też nie za mądry. Ale Nowak się zawziął - zostawał po godzinach, czytał rozkłady jazdy, studiował składy asfaltów - i później ci sami ludzie przyznawali, że jako minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej dał radę. Jego kariera była w rozkwicie. Do tego piękna rodzina u boku i jeszcze mocna pozycja u szefa. Nic dziwnego, że koledzy widzieli w nim przyszłego lidera, a mama wierzyła, że kiedyś zostanie prezydentem.

Upadł nagle. Jak pisał "Newsweek", to się mogło przydarzyć każdemu, ale jemu? Przecież Sławek całe życie się pilnował. Stronił od nieodpowiedniego towarzystwa, w trosce o reputację nawet na imprezach pierwszy odsuwał kieliszek. A wpadł na takiej głupocie. To jakby poślizgnąć się na skórce od banana.

Nazywany delfinem Nowak ostatecznie pogrzebał swoją karierę po tym, jak "Wprost" opublikował treść jego rozmowy z byłym wiceministrem finansów o kontroli skarbowej w gabinecie swojej żony i usłyszał od niego "zablokowałem", prokuratura Okręgowa Warszawa - Praga wszczęła śledztwo. Ostatecznie zostało ono umorzone, ale strat wizerunkowych nie dało się odrobić. Wcześniej tzw. afera taśmowa sprawiła, że Nowak zrezygnował z członkostwa w partii.

/ 11Zamieszanie z PKW

Obraz
© Newspix.pl / Aleksander Majdański

Dużym zaskoczeniem mijającego roku było zamieszanie związane z Państwową Komisją Wyborczą i nadszarpnięcie reputacji tej instytucji w związku z awarią systemu informatycznego i opóźnieniami w podaniu wyników wyborów samorządowych. Po tym jak PKW podała zbiorcze wyniki II tury wyborów samorządowych, jej członkowie zrzekli się pełnionych funkcji. - PKW zapewnia, że ujawniona niesprawność nie wpłynęła na rzetelność przeprowadzonych czynności wyborczych i respektowanie gwarancji określonych w Kodeksie wyborczym. Przykro nam z powodu zaistniałej sytuacji. Mimo wszystko, w naszej ocenie, nie zasłużyliśmy na tak zmasowaną krytykę, krytykę, która godziła w fundamenty polskiego systemu demokratycznego i polskiego systemu wyborczego, cieszącego się dużym autorytetem w świecie, systemu wyjątkowego, bo zorganizowanego ze znacznym udziałem sędziów - powiedział ustępujący przewodniczący PKW Stefan Jaworski. Odszedł również szef Krajowego Biura Wyborczego Kazimierz Czaplicki, pełniący jednocześnie funkcję sekretarza PKW.

Nowym szefem PKW został sędzia TK Wojciech Hermeliński, a jego zastępcami sędziowie Wiesław Kozielewicz i Sylwester Marciniak. Na wniosek prezesów TK, SN i NSA, prezydent uzupełnił skład PKW. Powołani zostali: sędziowie Sądu Najwyższego - Wiesław Błuś i Krzysztof Strzelczyk; sędziowie Trybunału Konstytucyjnego - obok Hermelińskiego, Zbigniew Cieślak i Janusz Niemcewicz (sędzia w stanie spoczynku, był w poprzednim składzie PKW); sędziowie Naczelnego Sądu Administracyjnego - obok Marciniaka, Arkadiusz Despot-Mładanowicz i Wojciech Kręcisz. Akt powołania w skład Komisji otrzymał także Kozielewicz.

10 / 11Wygrał wybory, ale mówi, że zostały sfałszowane

Obraz
© Newspix.pl

Przez dziewięć lat partia Donalda Tuska wygrywała wybory za wyborami, wreszcie została pokonana. Historyczne zwycięstwo nie powstrzymało jednak Jarosława Kaczyńskiego przed stawianiem zarzutów fałszowania wyborów. Wcześniej brakowało mu przekonujących argumentów, teraz dała mu je do ręki Państwowa Komisja Wyborcza. Opóźnienia w ogłaszaniu wyników wyborów, duży odsetek głosów nieważnych i różnice między badaniami Ipsos a ostatecznymi wynikami - to idealne polityczne paliwo dla Kaczyńskiego, z którego skwapliwie postanowił skorzystać.

Prezes PiS wierzy, że im bardziej wyborcy PiS będą wierzyć, że aparat wyborczy państwa jest nieuczciwy i sterowany przez władzę, tym bardziej będzie się mobilizował przed przyszłorocznymi wyborami i tym większa będzie jego szansa na odsunięcie Platformy od władzy. Czy ten plan się powiedzie, będziemy mogli się przekonać w 2015 r.

11 / 11JKM na fali

Obraz
© Newspix.pl / Fotonews / Maciej Goclon

Janusz Korwin-Mikke jest na fali, która go może nieść także w 2015 r.: dołączać mogą do niego różni ludzie, którzy pomogą w finansowaniu jego partii, budowie struktur. Sukces Korwina to nie wypadek przy pracy - przekonują publicyści. Kongres Nowej Prawicy zdobył w wyborach europejskich nieco ponad 7 proc. głosów i wprowadził do Parlamentu Europejskiego czterech deputowanych. Czy za rok Janusz Korwin-Mikke powtórzy ten sukces i dostanie się do sejmu?

- Korwin-Mikke dostał tubę do głoszenia swoich poglądów. Każda jego heca w Parlamencie Europejskim będzie wracała do Polski ze zdwojoną siłą, a Korwin-Mikke będzie co rusz czymś szokował, wiedząc że musi napędzać zainteresowanie swoją osobą - przekonywał w radiu TOK FM Tomasz Sekielski. Według Janiny Paradowskiej Korwin może powtórzyć sukces tylko, jeśli nie pojawi się inny antysystemowy kandydat. - Tak jak wcześniej pojawił się Palikot, który wszedł w antyklerykalną niszę, tak pojawił się Korwin-Mikke, który zapewne zgarnął część jego głosów - uważa publicystka. Jak potoczą się losy JKM przekonamy się już niedługo, a Wam życzymy, żeby w 2015 r. polska polityka przyniosła tylko pozytywne zaskoczenia!

(js)

Wybrane dla Ciebie
Incydent pod biurem PO. Szef MSWiA reaguje
Incydent pod biurem PO. Szef MSWiA reaguje
Strażak potrącił kobietę. Uciekł z miejsca zdarzenia
Strażak potrącił kobietę. Uciekł z miejsca zdarzenia
"Jest pan wolny". Lawina komentarzy po decyzji sądu
"Jest pan wolny". Lawina komentarzy po decyzji sądu
Ukrainiec, który wysadził Nord Stream, zabrał głos
Ukrainiec, który wysadził Nord Stream, zabrał głos
Atak na rodziców w Jedlni-Letnisko. 63-latek nie żyje, 61-latka w szpitalu
Atak na rodziców w Jedlni-Letnisko. 63-latek nie żyje, 61-latka w szpitalu
Poród na parkingu przed szpitalem. Mama i dziecko czują się dobrze
Poród na parkingu przed szpitalem. Mama i dziecko czują się dobrze
Morze Barentsa. Norweskie myśliwce przechwyciły rosyjski samolot
Morze Barentsa. Norweskie myśliwce przechwyciły rosyjski samolot
Sceny grozy w szpitalu. 19-latka wymachiwała nożem
Sceny grozy w szpitalu. 19-latka wymachiwała nożem
Nie mogą zidentyfikować kierowcy busa. Nowe informacje o wypadku Polaków
Nie mogą zidentyfikować kierowcy busa. Nowe informacje o wypadku Polaków
Ktoś oblał wejście do biura PO. Sprawę bada policja
Ktoś oblał wejście do biura PO. Sprawę bada policja
Atak na dziennikarza RAI. Meloni reaguje
Atak na dziennikarza RAI. Meloni reaguje
"Na czołówkę". Brała udział w wypadku w Austrii, zabrała głos
"Na czołówkę". Brała udział w wypadku w Austrii, zabrała głos