"Największe nagromadzenie wojsk rosyjskich od czasu Afganistanu". Wywiad USA ostrzega, Morawiecki rusza z misją dyplomatyczną
Jak wynika z ustaleń WP, liczne wyjazdy dyplomatyczne premiera Mateusza Morawieckiego mają wymiar nie tylko polityczny i gospodarczy. Po wizycie szefowej amerykańskiego wywiadu w Warszawie rząd otrzymał ostrzeżenie o bezprecedensowej skali rosyjskich manewrów przy granicy z Ukrainą. - Podczas wizyt bilateralnych potwierdzamy siłę sojuszy - słyszymy oficjalnie. Nieoficjalnie Polska przestrzega Unię przed realną groźbą wojny u naszego wschodniego sąsiada. Oraz przed jej konsekwencjami.
Na początek premierzy państw Bałtyckich, później spotkanie z liderami grupy V4 w Budapeszcie i wizyta w Chorwacji. Następnie loty do Paryża, Lublany, Berlina i Londynu - to wszystko w ciągu jednego tygodnia. Premier Mateusz Morawiecki dawno nie miał tak intensywnego kalendarza dyplomatycznego. Wsparli go szef MSZ Zbigniew Rau, który pojechał z wizytą do Rumunii, oraz prezydent Andrzej Duda, który pojechał do Bułgarii. Wszystkie spotkania łączy jeden mianownik - bezpieczeństwo.
Ameryka ostrzega - Rosja zbiera siły
Po rozmowach premiera z Dyrektor Wywiadu Narodowego USA Avril Haines, które odbyły się w piątek 19 listopada, Polska otrzymała szczegółowe dane wywiadowcze oraz jasne ostrzeżenie przed działaniami Moskwy. Jak twierdzą źródła Wirtualnej Polski związane z KPRM, na spotkaniu zwracano uwagę na realne zagrożenie atakiem na Ukrainę. - Amerykanie przekazali, że to bodaj największe nagromadzenie wojsk rosyjskich na granicy obcego państwa od czasu inwazji na Afganistan w 1979 r. - słyszymy.
Z prośbą o potwierdzenie tych informacji zwróciliśmy się do ministra Pawła Jabłońskiego. - Chciałbym powiedzieć nieco więcej o kulisach rozmów, ale ze względu na niejawny charakter spotkania nie mam takiej możliwości. Mogę natomiast potwierdzić, że temat bezpieczeństwa na granicy polsko-białoruskiej i rosyjsko-ukraińskiej był jednym z zasadniczych zagadnień spotkania z Avril Haines - stwierdził zastępca szefa MSZ, dodając, że manewry wojsk rosyjskich obserwowane przez Polskę "są realne i prowadzone na bardzo dużą skalę".
Specjaliści od wywiadu i wojskowości, z którymi rozmawialiśmy, zaznaczają, że Rosja może rozważać nie tylko wariant ataku hybrydowego z wykorzystaniem separatystów i "zielonych ludzików", ale również wojskowe wtargnięcie w rejon Donbasu. Przy odwróceniu uwagi od polskich granic, swoje działania destabilizacyjne najprawdopodobniej zwiększy Białoruś. Jak słyszymy, polska dyplomacja niemal w całości skupia się obecnie na tłumaczeniu na Zachodzie ryzyka związanego z urzeczywistnieniem się tego scenariusza.
Polska za sankcjami na Rosję
- Mateusz Morawiecki rozmawia z naszymi sojusznikami, zwracając uwagę na skalę zagrożenia płynącego z Rosji. Chodzi o skuteczne działanie Unii i NATO. Naszym zdaniem efektywna jest jedynie polityka oparta na konsekwentnych i dotkliwych sankcjach. To jedyny język, jaki Putin rozumie. Nie jesteśmy zwolennikami tezy obecnej u części polityków na zachodzie Europy, często w Niemczech, że z Rosją można się dogadać na polu gospodarczym, prowadząc łagodniejszą politykę. To po prostu nie działa - podkreśla Paweł Jabłoński.
W swojej strategii komunikacyjnej, poza - jak słyszymy - "umacnianiem i potwierdzeniem siły obecnych sojuszy" na wypadek konfliktu zbrojnego, polska delegacja ma jeszcze inne punkty powiązane z bezpieczeństwem. Rozmówcy WP z Kancelarii Premiera podkreślają, że w Paryżu i Berlinie nacisk położony jest na tłumaczenie skali wydatków przeznaczanych na zabezpieczenie wschodniej granicy Unii Europejskiej oraz wyrażenie sprzeciwu wobec równoczesnego "bezprawnego blokowania środków z Funduszu Odbudowy".
- Cieszymy się, że właściwie wszędzie panuje zrozumienie dla polskich postulatów bezpieczeństwa i metod, które stosujemy. Unia nie ma obiekcji wobec stanu wyjątkowego ani zastrzeżeń do działań polskich służb. Nie rozumiemy jednak, dlaczego w tym samym czasie Komisja Europejska torpeduje wypłatę środków, które Polsce się należą. W tym roku to już się raczej nie wydarzy - twierdzi nasz informator. - Premier mówi sojusznikom w Unii, że nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której Polska broni granic Wspólnoty, a równocześnie bez podstaw prawnych pozbawiona jest środków z Funduszu Odbudowy. Rodzi się pytanie o skuteczność działań Unii i rzetelność oceniania priorytetów przez część unijnych polityków - dodaje minister Jabłoński.
Zobacz także: Nazwał Łukaszenkę "ciepłym człowiekiem". Dziś mówi zgoła co innego
Powagę sytuacji na granicy ukraińsko-rosyjskiej potwierdza również pilna wizyta Andrzeja Dudy w Brukseli, gdzie w czwartek prezydent spotka się z Sekretarzem Generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem.
"Gramy o najwyższą stawkę"
- Sytuacja na Ukrainie jest gorsza niż kilka lat temu, bo Rosja posługuje się dodatkowo szantażem gazowym. Jeśli dojdzie do certyfikacji i uruchomienia Nord Stream 2, Moskwa może odciąć Kijów od gazu. Przy ciężkiej zimie taki ruch może wywołać presję wewnętrzną na rząd Ukrainy, aby poszła na ustępstwa wobec Rosji - przestrzega wiceszef MSZ. - Musimy to wytłumaczyć w Niemczech i Francji, bo tam wielu polityków traktuje Rosję jak ospałego misia. A Gazprom nie reklamuje się w Lidze Mistrzów dla zysków. Moskwa za pomocą pieniędzy obłaskawia liderów na Zachodzie, normalizuje swoje działania militarne i usypia ich czujność - twierdzi nasz rozmówca z Nowogrodzkiej.
Opozycja twierdzi jednak, że premier Mateusz Morawiecki ruszył w podróż po europejskich stolicach za późno, gdy główny ciężar presji ze strony reżimu Łukaszenki już zelżał, a w kraju zmagamy się z poważniejszymi wyzwaniami. - Chciałbym widzieć dzisiaj premiera Morawieckiego w Warszawie i informację, że zdecydował się w końcu podjąć jakiekolwiek decyzje w sprawie pandemii - powiedział Donald Tusk na środowej konferencji prasowej.
W tym samym czasie, zgodnie z doniesieniami Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, na jej wschodniej granicy Rosjanie rozmieścili już ponad 90 tys. żołnierzy, a potencjalny atak może nastąpić w styczniu lub lutym.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Praźródłem obecnej eskalacji napięcia jest model relacji Rosja-USA, który administracja Joe Bidena wprowadziła w czerwcu na szczycie w Genewie. Władimir Putin w zasadzie wymusił to spotkanie poprzez koncentrację wojsk na granicy z Ukrainą, następnie za cenę ustępstw ws. Nord Stream 2 chwilowo luzując napięcie. Administracja Bidena błędnie zakładała, że ten rodzaj rozejmu z Rosją będzie przez nią przestrzegany. Tymczasem wiele wskazuje na to, że Władimir Putin uznał ten sygnał jako słabość i wrażliwość Zachodu na groźbę zagrożenia pokoju w Europie i sięgnął po sprawdzony sposób raz jeszcze - przekonywał w WP szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski.
- Gramy o najwyższą stawkę. W tej chwili trudno sobie wyobrazić konwencjonalny konflikt na granicy z Białorusią, ale możliwe, że jeśli dojdzie do eskalacji działań Rosji przeciwko Ukrainie, Białoruś również zwiększy skalę swoich działań u nas. Chodzi tu przede wszystkim o rozproszenie i odwrócenie uwagi Zachodu - twierdzi nasz informator.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości