"Krople zlatywały jak rtęć, kałuże były zielone albo jasnożółte"
"Ciepły deszcz kwietniowy... Od siedmiu lat mam w pamięci tamten deszcz... Krople zlatywały jak rtęć. Mówią, że promienie nie maja barwy... Ale kałuże były zielone albo jasnożółte. Sąsiadka mi szepnęła, że w radiu Swoboda słyszała o awarii w elektrowni czarnobylskiej. W ogóle się tym nie przejęłam. Miałam absolutną pewność, że gdyby to było coś poważnego, toby nas poinformowali.
(...) Przyjechaliśmy do wsi Czudiany - sto pięćdziesiąt kiurów... We wsi Malinowka pięćdziesiąt dziewięć kiurów... Ludzie pochłaniali dawki setki razy większe niż żołnierze ochraniający poligony, na których dokonuje się próbnych eksplozji nuklearnych. Setki razy! Dozymetr trzeszczy, wskazania wykraczają poza skalę... A w kołchozowych biurach wiszą ogłoszenia, podpisane przez rejonowych radiologów, że cebulę, sałatę, pomidory, ogórki - wszystko to można jeść. Wszystko rośnie, wszystko jedzą.
(...) Namawiali ludzi, żeby nie wyjeżdżali, żeby zostawali. No bo jakże? To jest siła robocza. Nawet kiedy przesiedlili wsie... Ewakuowali... Na zawsze... To i tak przywozili ludzi do prac kołchozowych. Na wykopki...". Irina Kisielowa, dziennikarka.
Na zdjęciu: opuszczone wesołe miasteczko w wyludnionym mieście Prypeć.