"Dzieci rysują Czarnobyl: drzewa rosną do góry korzeniami, czerwone rzeki"
"Czarne jak grafit twarze pierwszych strażaków. A ich oczy? To są oczy ludzi wiedzących już, że od nas odchodzą. Na jednym z fragmentów widać nogi kobiety, która rankiem po katastrofie wyszła kopać ogródek koło elektrowni. Szła po trawie, na której leżała rosa… Nogi przypominają sito, aż po kolana są całe w dziurach…". Siergiej Wasiljewicz Sobolew, zastępca prezesa zarządu stowarzyszenia "Tarcza dla Czarnobyla".
"On przyjechał stamtąd... Kilka lat żył jak w malignie... Opowiadał i opowiadał. Ja starałam się zapamiętać... Na środku wsi - czerwona kałuża. Gęsi i kaczki ją omijają. Leżą na trawie żołnierzyki, opalają się. Rozzuci, rozebrani. 'Wstawajcie, do cholery, bo zginiecie!'. A oni: 'Cha, cha!'.
Lekarze powiedzieli mi: serce powiększone półtora raza, nerki powiększone półtora raza, wątroba powiększona półtora raza. Kiedyś nocą spytał: 'Nie boisz się mnie?'. Zaczął już bać się czułości...
(...) 'Tam wszystkich szkoda. Nawet meszek żal czy wróbla. Niech wszystko żyje. Niech muchy fruwają, osy żądlą, karaluchy pełzają... Dzieci rysują Czarnobyl... Drzewa rosną do góry korzeniami. Woda w rzekach jest czerwona albo żółta. Narysują i potem płaczą'". Nina Prochorowna Litwina, żona likwidatora.
Na zdjęciu: graffiti przedstawiające dziecko, namalowane na ścianie jednego z budynków w opuszczonym mieście Prypeć.