"Najmodniejszy czarny żart tegorocznego sezonu"
„Najlepszego z okazji nowego, 1937 roku!”. To chyba najmodniejszy czarny żart tegorocznego świątecznego sezonu na Białorusi. Porównania ze szczytowym okresem represji stalinowskich w ZSRR nasuwają się same: funkcjonariusze KGB wchodzili do mieszkań ludzi nawet wtedy, gdy ci już otwierali szampana.
06.01.2011 | aktual.: 07.01.2011 09:16
Czytaj także wcześniejsze relacje korespondenta WP:
Trzymają więźniów bez jedzenia i picia
Wszyscy kandydaci opozycji na prezydenta w aresztach?
Zobacz również: Zdjęcia ze starć z milicją w Mińsku
Tak było z teściową byłego kandydata na prezydenta Białorusi Alesia Michalewicza, którego aresztowano tuż po wyborach 19 grudnia. – 31 grudnia, gdy już szykowaliśmy świąteczny stół, zadzwonili do mamy i powiedzieli, że muszą niezwłocznie przeszukać mieszkanie – opowiada żona Michalewicza, Milana. – Dali jej "wybór”: albo przyjadą natychmiast, albo 1 stycznia, o 5 nad ranem. Wybrała to pierwsze – dodaje żona opozycjonisty.
Po 19 grudnia już setki ludzi przeszły przez gwałtowne obławy i przeszukania. Byli to politycy, obrońcy praw człowieka, dziennikarze i bliscy osób, w jakikolwiek sposób związanych z działalnością, która nie podoba się władzom Białorusi. Machina represyjna nie ustaje ani na sekundę.
Otwierają biura, mieszkania, działki, garaże. Zabierają głównie komputery, dyski przenośne, notatniki, a nawet płyty DVD z muzyką i filmami.
Byłeś na placu? Won z pracy! Komórka jako dowód
Kolejnym środkiem zastraszenia społeczeństwa są masowe wezwania na przesłuchania do milicji i KGB. Dotyczą one głównie osób, które wzięły udział w masowych protestach 19 grudnia na placu Niezależności w centrum Mińska. – Pytali mnie co tam robiłam, kogo widziałam, co słyszałam? Straszyli, że mają dane od operatorów telefonicznych i z łatwością wykryją każdego, kto brał udział w demonstracji – mówi Tacciana z Mohylewa.
Pracownicy służb nie ukrywają, że dwaj najwięksi na Białorusi operatorzy telefonii komórkowej Velcom i MTS rzeczywiście udostępnili im swoje dane. – W zespole kuzyna, który pracuje w państwowym banku, zwolniono już dwie osoby, których komórki znajdowały się 19 grudnia w rejonie wiecu – opowiada kolega Denis, który pracuje w jednej z niezależnych rozgłośni radiowych. W czasie ostatniej wizyty KGB z jego redakcji również wyniesiono cały sprzęt, nawet lampy elektryczne. – Po ostatnich wydarzeniach ów kuzyn, który na placu nie był i od polityki się dystansuje, nie dzwoni, a kontaktuje się ze mną wyłącznie przez ciocię. Też boi się o pracę – wyjaśnia dziennikarz.
Zwalniani są również ci, których milicja zatrzymała podczas rozpędzenia demonstracji. Adwokatka z Grodna Walancina Buśko była na placu Niepodległości wraz z synem. Skazano ją za to na 10 dni aresztu. Po wyjściu z więzienia dowiedziała się, że państwowe kolegium adwokackie anulowało jej licencję i wykluczyło ze swoich szeregów. – Pozbawiono mnie możliwości pracy. Nikt nawet nie raczył wysłuchać moich tłumaczeń i argumentów – mówi sfrustrowana kobieta. * Specnaz łapał zwolenników Łukaszenki*
Wśród ponad 600 osób, zatrzymanych 19 grudnia w centrum Mińska, były dziesiątki przypadkowych przechodniów. Ludzi chwytano przy metrze, na przystankach, przy hotelach, kawiarniach – często w dużym oddaleniu od miejsca, w którym manifestowała opozycja.
Michaił Piluta i Żanna Busiewa jechali na dworzec, żeby spotkać swoją małoletnią córkę, która późną nocą wracała razem grupą z Polski. Nagle na przystanek podjechały trzy więźniarki, z których wyskoczyli milicjanci w kaskach i z pałami. – Zaczęli pakować wszystkich, którzy stali na przystanku do autobusu. Dwaj schwytali mnie i męża. Zaczęłam krzyczeć, że to pomyłka! Ale w odpowiedzi oberwałam pałą – opowiada pobita kobieta. Tłumaczeń małżeństwa nie słuchał też sąd. Michaił, jak większość zatrzymanych, dostał 15 dni aresztu, Żanna – karę grzywny.
Dziennikarka gazety „Narodnaja Wola” Swiatłana Kalinkina opisuje, jak do redakcji zadzwoniła płacząca kobieta z prośbą o pomoc. – Syn wracał z treningu i został złapany przez OMON. Nie mamy nic wspólnego z opozycją, głosowaliśmy na Łukaszenkę! – relacjonuje słowa przerażonej matki dziennikarka. Według szacunków organizacji obrońców praw człowieka, tego wieczoru specnaz milicyjny zatrzymał łącznie ponad 80 osób, które nie brały udziału w demonstracji.
Szantażują dzieckiem
Ci, którzy wiec poprowadzili, nadal siedzą w więzieniu KGB, a służby stosują wobec nich coraz wybredniejsze formy presji psychologicznej. Po syna byłego rywala Łukaszenki Andreja Sannikawa przyszli przedstawiciele opieki państwowej – prosto do przedszkola. Matka chłopca, dziennikarka Iryna Chalip, również przebywa w areszcie. 3-letnim Daniłą opiekują się dziadkowie. – Z przedstawicielami organów rozmawiała babcia. Proponowali jej napisać wniosek o opiekę nad wnukiem, ale straszyli, że to długi i marudny proces. Daniła będzie z nami i więcej do przedszkola nie pójdzie – stwierdza ojciec żony polityka, Uładzimir Chalip.
Jeżeli dziadkom nie uda się wyrobić papierów do opieki, Daniła Sannikow może trafić do domu dziecka. Zgodnie z wysuniętymi zarzutami jego rodzicom grozi do 15 lat więzienia.
* Aleh Barcewicz specjalnie dla Wirtualnej Polski*