Nagły ruch Chin. Eksperci nie mają wątpliwości: to oznacza eskalację wojny
Decyzja Chin i innych państw o wezwaniu swoich obywateli do natychmiastowego opuszczenia Ukrainy może oznaczać eskalację działań wojennych Putina. Eksperci w rozmowie z Wirtualną Polską przekonują, że relacje na linii Pekin - Moskwa są coraz bardziej napięte. Niejasna jest także sytuacja Białorusi.
Chiny, Egipt i Kazachstan - między innymi te państwa wezwały swoich obywateli do natychmiastowego opuszczenia Ukrainy. Powodem ma być "poważna sytuacja bezpieczeństwa".
Ambasady tych państw poinformowały, że pomogą chętnym w zorganizowaniu ewakuacji i transportu. Osoby przebywające na terytorium Ukrainy powinny jak najszybciej skontaktować się z placówką.
- Kraje te widzą ryzyko wojny jądrowej. Dostrzegają duże nasilenie ostrzału miast. A to przecież zagraża wszystkim, nie tylko Ukraińcom, ale obywatelom z wszystkich krajów - zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Waldemar Skrzypczak.
Napięte relacji Chin z Rosją
Jak przyznaje jednak były dowódca Wojsk Lądowych RP, Rosjanie nie zdecydują się użyć broni jądrowej. - Świat wojny jądrowej nie chce, nie chcą jej Chiny. Pekin ma swoje problemy i bardzo boi się konsekwencji, jakie niosłoby za sobą użycie broni jądrowej - mówi gen. Skrzypczak.
Nasz rozmówca ocenia także, że nie należy spodziewać się uderzenia z Białorusi, bo "operacja ta nie miałaby szans na powodzenie". - Żadna pomoc ze wschodu dla wojsk białoruskich by nie nadeszła, bo Rosjanom brakuje sprzętu, nie mają sił - twierdzi były dowódca Wojsk Lądowych RP.
Kolejny rozmówca Wirtualnej Polski, były ambasador RP w Ukrainie Jan Piekło, twierdzi, że w przeszłości "Chiny były zainteresowane pewnymi wpływami w Ukrainie, inwestowały tam, ale w pewnym momencie nastąpiło zderzenie". - Ukraina przestała być życzliwa dla Chin - mówi Jan Piekło.
Rosja szykuje się do jeszcze brutalniejszych działań?
Ekspert uważa też, że wezwanie Chin do swoich obywateli mogło być także uzgodnione z Kremlem. I może oznaczać to, że Rosja szykuje się do jeszcze brutalniejszych działań wojennych w Ukrainie. - Chiny chcą chronić swoich obywateli - podkreśla rozmówca WP.
A co z innymi krajami? - Kazachstan realizuje politykę bliską Pekinowi. To też problem dla Putina, że kraj ten realizuje politykę prochińską, a nie prorosyjską. A co do Egiptu, to kraj ten nie należy do grupy państw, które są szczególnie zaangażowane w politykę w tym rejonie świata. Egipt jest za to zainteresowany, żeby otrzymywać towary żywnościowe, przede wszystko zboże i olej z Ukrainy. Egiptowi może też chodzić o swoich studentów, których w Ukrainie jest sporo - analizuje Jan Piekło.
Zdaniem eksperta kraje, którzy wzywają swoich obywateli do opuszczenia Ukrainy, spodziewają się ostrzejszych działań Kremla. - To sygnał dezorientacyjny dla sojuszników Ukrainy, dla Zachodu. - W tej chwili stosunki między Waszyngtonem a Chinami są bardzo mocno napięte. Być może szykuje się przesilenie, które może zaowocować jeszcze większym konfliktem. Niewykluczone, że Putin przygotowuje ostrzejsze kroki - mówi Jan Piekło.
Jak przekonuje nasz rozmówca, we wszystkich najważniejszych stolicach na świecie wezwania poszczególnych państw do swoich obywateli w sprawie opuszczenia Ukrainy są skrzętnie analizowane. - Czekamy na dalszy rozwój sytuacji. Z naszego punktu widzenia sytuacja wygląda tak, że to Rosja ma problemy. Kreml usiłował doprowadzić swoimi ostatnimi atakami do stworzenia wrażenia, że to Ukraina ma większe problemy, ale widać, że to Rosja jest zdesperowana - tłumaczy były ambasador RP w Ukrainie.
Kolejny rozmówca Wirtualnej Polski, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej uważa, że ruch Chin wiele mówi o relacji Pekina z Kremlem. - Chinom nie udało się przekonać Putina do deeskalacji działań wojennych. Dlatego Chińczycy spodziewają się kontynuacji wojny totalnej. Pekin spodziewa się nawet użycia przez Rosję broni nuklearnej. Podobnie jak inne kraje, które również wzywają swoich obywateli do opuszczenia Ukrainy - przyznaje były szef BBN.
- To też sygnał do Putina. Chiny komunikują, że nie są zadowolone z decyzji eskalacyjnych Rosji. Pokazują, że nie zgadzają się z koncepcją Putina, że nie chcą kontynuacji wojny totalnej. Drogi Rosji i Chin się rozjeżdżają. Putin prezentuje twarde stanowisko w rozmowach z Chinami, a Chiny to stanowisko odrzucają - przekonuje gen. Stanisław Koziej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Białoruś włączy się w wojnę? Eksperci mają wątpliwości
Nasz rozmówca przyznaje, że nie można wykluczyć ataku na Ukrainę ze strony Białorusi, aczkolwiek jest to dziś mało prawdopodobne. - Nie bardzo zgadzam się z głosami, że Łukaszenka ma tu coś do powiedzenia. On jest zależny od decyzji Putina. Ale uderzenie z Białorusi to dziś zbyt wielkie ryzyko dla Kremla. To się Putinowi dziś nie opłaca, o Łukaszence nie wspominając - tłumaczy rozmówca Wirtualnej Polski.
Podobny punkt widzenia ma gen. Waldemar Skrzypczak.
- Uderzenie z Białorusi nie miałoby sensu z punktu widzenia celów operacyjnych. Ukraina ma rozbudowane pozycje obronne na północy. Na Białorusi nie ma takich sił, żeby ta operacja mogła się powieźć - twierdzi były dowódca Wojsk Lądowych RP.
Gen. Skrzypczak twierdzi, że wojsko białoruskie może zostać wykorzystane tylko wtedy, gdy Rosjanie nie będą potrafili sobie poradzić z ofensywą ukraińską. - Na razie jednak Rosjanie będą odtwarzać zdolność bojową swojej armii. Będą chcieli uderzyć na wiosnę, z różnych kierunków, ale niekoniecznie z Białorusi - przekonuje nasz rozmówca.
Gen. Skrzypczak twierdzi przy tym, że na wiosnę armia ukraińska będzie znacznie silniejsza. - To będzie armia uzbrojona w sprzęt z NATO, z wielkimi możliwościami bojowymi - uważa generał.
Zełenski: Nawet 100 tys. poległych żołnierzy nie skłoni Kremla do refleksji
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział na opublikowanym w sobotę wieczorem nagraniu, że ukraińskie siły "robią wszystko, by zmniejszyć możliwości okupantów, możliwość siania terroru na ukraińskiej ziemi przez rosyjską armię".
Prezydent podkreślił, że rosyjskie straty zbliżają się do 65 tys. poległych. - Tylu obywateli Rosji oddało swoje życie za możliwość ignorowania rzeczywistości przez garstkę ludzi na Kremlu - zauważył szef ukraińskiego państwa.
- I z tego, jak odbywa się rosyjska "mogilizacja" (mobilizacja), można wywnioskować, że nawet 100 tys. poległych obywateli Rosji nie skłoni Kremla do zastanowienia się - kontynuował Zełenski.
Poinformował, że w piątek i sobotę różne regiony Ukrainy doświadczyły rosyjskich ataków - w tym ostrzałów rakietowych i ataków irańskimi dronami. Prezydent zaznaczył, że część pocisków i bezzałogowców strąciły ukraińskie siły. - Ale, niestety, nie wszystkie. Są zniszczenia i ofiary. (...) Robimy wszystko, by strącać więcej wrogich rakiet i dronów - zapewnił Zełenski.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski