Nagle się znalazł
Zakończyło się polowanie na Radovana Karadżicia. Trwało aż 13 lat, bo zbyt wielu chciało ukryć psychiatrę, który oprócz zbrodni wojennych popełniał także wiersze.
04.08.2008 | aktual.: 18.12.2008 12:04
21 lipca. Od dwóch tygodni działa nowy, prozachodni rząd Mirko Cvetkovicia. Od dwóch dni Rade Bulatović, pełen szacunku dla serbskich „bohaterów” z czasów wojny domowej, nie jest już szefem służb specjalnych. Nazajutrz w Belgradzie ma się pojawić Serge Brammertz, główny prokurator haskiego trybunału dla byłej Jugosławii. W Brukseli zbierają się właśnie ministrowie państw UE, aby porozmawiać o europejskiej przyszłości Serbii. Nic, tylko trzymać kciuki za to, że tego dnia znajdzie się jakiś poszukiwany serbski zbrodniarz wojenny.
Późnym wieczorem pojawia się informacja o zatrzymaniu Radovana Karadżicia. Dopiero rankiem następnego dnia władze ujawniły szczegóły akcji. – To była dla nas ciężka noc – mówi „Przekrojowi” Mladen Obradović, sekretarz Obrazu, skrajnie prawicowej organizacji, która następnego dnia po zatrzymaniu byłego przywódcy bośniackich Serbów urządziła w Belgradzie demonstrację poparcia dla niego. Biorąc pod uwagę to, że Karadżić był czczony jak bohater narodowy, a jego podobizna zdobiła koszulki, budziki i szkolne zeszyty, jego zatrzymanie powinno było wyglądać następująco: komandosi wyważają klasztorne drzwi, odpierają atak mnichów, a w końcu po ciężkich walkach docierają do komnaty, w której oświetlony zachodzącym słońcem Karadżić kończy właśnie swój najpiękniejszy wiersz.
Rzeczywistość jednak rozczarowała. Wieczorem 21 lipca Karadżić podróżował podmiejskim autobusem numer 73. Na przystanku wsiadło kilku mężczyzn. Serbski „bohater” wziął ich prawdopodobnie za kontrolerów. Nie stawiał oporu, gdy go wyprowadzali. Na zewnątrz „kontrolerzy” zarzucili na niego worek, związali go i zabrali w nieznane miejsce. Nieznanym miejscem okazał się budynek sądu w centrum Belgradu.
Tak banalnie skończyła się 13-letnia pogoń za człowiekiem, który dla wielu Serbów jest wciąż niemal świętym. Nadal wypierają oni ze świadomości to, że wywołał wojnę, która pochłonęła 200 tysięcy ofiar i zmusiła do ucieczki dwa miliony bośniackich Muzułmanów-. Trybunał zarzuca mu udział w wymordowaniu ośmiu tysięcy bezbronnych Muzułmanów w Srebrenicy i trwający 42 miesiące ostrzał Sarajewa. Teraz prawdopodobnie trafi do Hagi. Tam za zarzucane mu czyny pewnie dostanie dożywocie.
Doktor od paranoi
Swą publiczną karierę Karadżić zaczynał w Partii Zielonych. Po studiach, które ukończył z tytułem doktora psychiatrii (specjalność – zachowania paranoiczne), uznał, że właśnie partia ekologów ma największe szanse na sukces wyborczy. Gdy rozczarował się Zielonymi, sam w 1989 roku założył Serbską Partię Demokratyczną. Dwa lata później Jugosławia zaczęła się rozpadać. Jako pierwsze niepodległość ogłosiły Chorwacja, Słowenia i Macedonia. W 1992 roku, gdy do tego samego kroku przymierzała się Bośnia i Hercegowina (BiH), Karadżić (który właśnie odkrył w sobie serbskiego nacjonalistę) zagroził ówczesnemu prezydentowi BiH Alii Izetbegoviciowi, że jeśli oderwie kraj od zdominowanej przez Serbów Jugosławii, to on sprawi, że „Bośnia i Hercegowina zamieni się w piekło”. Dotrzymał obietnicy. Gdy w kwietniu 1992 roku Izetbegović ogłosił niepodległość BiH, armia bośniackich Serbów (wspierana przez Belgrad) rozpoczęła czystki etniczne na bośniackich Muzułmanach. Akcją kierował bliski współpracownik Karadżicia, generał Ratko
Mladić, do dziś ścigany przez Trybunał Haski. Pod naciskiem Zachodu wojna domowa w BiH zakończyła się w 1995 roku porozumieniem w amerykańskim Dayton. Wtedy już od kilku miesięcy Karadżić i Mladić byli formalnie oskarżeni przed Trybunałem Haskim o ludobójstwo i zbrodnie wojenne.
Rok później obaj zniknęli. W zasadzie: „prawie zniknęli”. Karadżić jeszcze niemal przez rok urzędował w swoim biurze w Pale na przedmieściach Sarajewa, o czym doskonale wiedzieli żołnierze ONZ. Wielokrotnie przekraczał bośniacko-jugosłowiańską granicę, podróżując do matki, która mieszka w Czarnogórze. – Oficerowie ONZ tłumaczyli wtedy, że nie mają rozkazu aresztować Karadżicia – wspomina profesor Ivan Cvitković, historyk z uniwersytetu w Sarajewie. – Dowódcy sił międzynarodowych obawiali się, że złapanie Karadżicia skończy się atakami Serbów na ich żołnierzy. Kontyngent ONZ zawsze bał się najpierw o siebie. Tak jak to było w przypadku Srebrenicy [holenderski batalion stał pod miastem, gdy Serbowie mordowali bezbronnych Muzułmanów – przyp. red.].
Żeljko Ivanij, poseł do serbskiego parlamentu i politolog, który zajmuje się działaniami ONZ na terenie BiH, idzie jeszcze dalej. – Karadżić wiedział o wszystkich sytuacjach, w których „błękitne hełmy” w Bośni zachowywały się w niezbyt chwalebny sposób. Dlatego nawet po zawarciu porozumienia z Dayton, nawet po postawieniu go w stan oskarżenia przed Trybunałem Haskim był nietykalny.
Aż do 21 lipca tego roku. Przed samym zatrzymaniem Karadżić używał fałszywego nazwiska. Dragan Dabić, człowiek, pod którego się podszywał, zmarł w 1993 roku. Już jako Dabić Karadżić został specjalistą- od medycyny alternatywnej. Uczył jogi i medytacji. Leczył akupunkturą, a na pseudonaukowych konferencjach przekonywał o roli medytacji w Kościele prawosławnym. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na Bałkanach zmienił się fizycznie do tego stopnia, że nie poznawali go nawet jego najbliżsi znajomi.
Serbowie zdradzają bohaterów?
Belgrad nie ujawnił, jak udało się namierzyć Karadżicia. Jedna z wersji, popularnych w Serbii, mówi o pomocy zachodnich wywiadów. Amerykańska CIA i brytyjskie MI6 od dawna wiedziały, gdzie przebywa Karadżić. Czekały tylko na zmianę serbskiego rządu. Nie były pewne, czy nacjonalistyczny gabinet Vojislava Kosztunicy nie uprzedzi Karadżicia o aresztowaniu. – Trudno mi uwierzyć, że poprzednie władze w Belgradzie nie wiedziały, gdzie jest Karadżić – mówi nam profesor Vladimir Vodinelić, opozycjonista z okresu rządów Slobodana Miloszevicia. – Zachód nie docenia serbskich służb specjalnych. Podobnego zdania jest również Srdan Petkanić z belgradzkiego instytutu studiów europejskich. – Trudno inaczej wytłumaczyć zbieg okoliczności, czyli powstanie nowego, prozachodniego rządu i schwytanie Karadżicia. Nikt rozsądny przecież nie uwierzy, że patrol policji przypadkowo wypatrzył go dzień wcześniej, gdy ćwiczył jogę w parku.
Vodinelić i Petkanić uważają, że z różnych powodów ani rządzący do 2000 roku Miloszević, ani poprzedni premier Kosztunica nie mieli interesu w aresztowaniu Karadżicia. – Ze względu na nastroje społeczne w trakcie ich rządów wydanie Karadżicia do Hagi byłoby politycznym samobójstwem – tłumaczy Petkanić. – Wtedy pozycja Karadżicia jako „bohatera narodowego” była jeszcze niepodważalna. Zmianę tych nastrojów widać było podczas tegorocznych wyborów (prezydenckich i parlamentarnych) w Serbii. Najpierw w lutym prezydent Boris Tadić zrobił z wyborów prezydenckich referendum w sprawie przyszłości Serbii w Unii Europejskiej. Podczas swojej kampanii nie ukrywał, że miejsce Serbii jest w Unii i że aby osiągnąć ten cel, „gotów jest współpracować z Trybunałem Haskim” (co mogło znaczyć, że gotów jest wydać Karadżicia). I wygrał.
Identyczną retorykę zastosował w czerwcowych wyborach parlamentarnych. Co prawda jego Partia Demokratyczna przegrała z nacjonalistami, ale dzięki sojuszowi z coraz bardziej pro-europejską Partią Socjalistyczną współtworzy dzisiaj rząd. – Tadić w obu kampaniach sprawdzał, na ile może sobie pozwolić – mówi „Przekrojowi” Vodinelić. – Przed wydaniem Karadżicia był pewien, że jego los coraz mniej obchodzi ludzi. Powołanie prozachodniego rządu pod auspicjami prezydenta Tadicia zakończyło 13-letni okres, w którym żadnej ze stron nie zależało na złapaniu Karadżicia.
Czysta Republika Serbska
Teraz zgodnie z zapowiedziami Unia Europejska powinna ratyfikować podpisany w kwietniu układ stowarzyszeniowy z Serbią i zaprosić Belgrad do dalszych rozmów o członkostwie. Karadżicia w Hadze czeka proces, ale jeśli posłuży się kruczkami prawnymi sprawdzonymi już przez Miloszevicia, może on potrwać wiele lat.
Niestety, w żaden sposób nie wpłynie to już na los Bośni i Hercegowiny. Za pomocą ludobójstwa i czystek etnicznych Karadżiciowi udało się tam znacznie powiększyć „serbską przestrzeń” (do 70 procent obszaru). W efekcie jego działań w BiH powstało niby-państwo o nazwie Republika Serbska. Jej władze do dziś oficjalnie podkreślają czystość etniczną jej obywateli. Skazanie Karadżicia za ludobójstwo przy jednoczesnym uznaniu rezultatów tego ludobójstwa trudno będzie nazwać inaczej niż hipokryzją. Niemieckie panowanie w Kraju Sudeckim nie przetrwało procesów norymberskich.
Łukasz Wójcik