"Nadzorca Ziobry". Jarosław Kaczyński myśli o wprowadzeniu swojego ministra do resortu sprawiedliwości
Do późnych godzin wieczornych trwały poniedziałkowe rozmowy "ostatniej szansy" Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego. Już wcześniej informowaliśmy jednak w Wirtualnej Polsce, że sam prezes i doły partyjne nie są przekonani do przyspieszonych wyborów. Co w zamian? Poskromienie apetytu Solidarnej Polski. Jeden z wariantów zakłada skorzystanie z "zapomnianego" zapisu w umowie koalicyjnej.
- Prezes wybacza zdradę raz, ale nie dwa razy. Za drugim wywraca stolik - słyszymy z ust jednego z wpływowych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Równocześnie już w niedzielę wieczorem, jeszcze przed rozmowami w siedzibie partii, które miały zadecydować o przyszłości Zjednoczonej Prawicy - z tych samych źródeł zaczęły docierać sygnały, że do zerwania koalicji nie dojdzie. Po pierwsze, swój sprzeciw miały zakomunikować doły PiS-u, które obawiają się przyspieszonych wyborów, po drugie sama Solidarna Polska, zwłaszcza w poniedziałek rano, zaczęła wysyłać pojednawcze sygnały.
- Ziobro jeszcze w weekend deklarował, że się nie cofnie ani o krok, a jego partia może się w wyborach liczyć, ale na konferencji prasowej przed posiedzeniem na Nowogrodzkiej de facto wyciągnął rękę na zgodę. Z naszej strony to za mało, musimy wrócić do stołu odnośnie nowelizacji ustawy covidowej i mieć pewność, że popierają kierunek "Piątki dla zwierząt" - mówi rozmówca Wirtualnej Polski. Pytanie, czy minister sprawiedliwości i prokurator generalny jest na ten wariant gotowy? Wszystko wskazuje na to, że tak. Już wcześniej miała być bowiem uzgodniona kompromisowa wersja ustawy, którą opozycją określa terminem "Bezkarność+", ale w ostatniej chwili konflikt personalny między Zbigniewem Ziobro a premierem Mateuszem Morawieckim miał pokrzyżować ten scenariusz.
- To Zbyszek może mieć ustawę, nad którą pracowaliśmy w 2016 r., która zapewnia praktyczną bezkarność jemu jako prokuratorowi generalnemu "działającemu w interesie społecznym", a my nie możemy mieć takiej dla urzędników, którzy ryzykowali w walce z pandemią? To absurd - mówi naszemu portalowi poseł PiS-u.
Jak wynika z naszych ustaleń, aby koalicja rządowa się nie rozpadła, Zbigniew Ziobro musi jednak nie tylko zgodzić się na dwa wspomniane punkty sporne, ale również ograniczyć swoją aktywność polityczną - nie wchodząc na ścieżkę kolizyjną z premierem.
PiS-owski minister w resorcie sprawiedliwości?
Wersja bardziej radykalna, o której miano dyskutować w poniedziałek na Nowogrodzkiej zakłada, że straci on resort sprawiedliwości i obejmie inne ministerstwo, natomiast kompromisowa bierze pod uwagę wariant pośredni. Mowa o skorzystaniu z "zapomnianego" zapisu, który znajduje się w umowie koalicyjnej między obiema partiami, a otwiera on furtkę do zainstalowania w resorcie Solidarnej Polski albo Porozumienia sekretarza stanu w randze ministra, który reprezentuje PiS.
Kaczyński wejdzie do rządu? "Warto rozważyć". Padło porównanie do Piłsudskiego
Właśnie taka możliwość, jeśli Zbigniewowi Ziobrze uda się w ogóle ocalić stanowisko, miałaby być możliwym najniższym wymiarem kary. Swoisty "nadzorca", według naszych informatorów, miałby być osobą dobrze obeznaną w działaniu prokuratury, która teoretycznie może być oddzielona od kompetencji Zbigniewa Ziobry oraz raportować bezpośrednio na Nowogrodzką.
W ten sposób Jarosław Kaczyński miałby mieć pewność, że nie będzie już niczym zaskakiwany ze strony Solidarnej Polski. Rozmowy koalicyjne nadal jednak trwają i ich ostatecznego rezultatu nie poznamy zapewne aż do piątku.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości