"Na przekór firmom energetycznym stawiajcie panele". Wzywa Polaków do buntu
- W każdym ogródku, na każdym dachu stawiajcie własne, obywatelskie źródła energii. To najlepszy sposób, aby nie da się dalej okradać jełopom z wielkich firm energetycznych - mówi WP Marcin Mizgalski, jeden z pionierów domowej fotowoltaiki. Po drakońskich podwyżkach cen energii i oszukańczej "kampanii żarówkowej" wzywa Polaków do buntu energetycznego.
To nie Unia Europejska z jej polityką klimatyczną ani też słynne uprawnienia do emisji CO2, ale chciwość podbiła rachunki za energię elektryczną w Polsce. Według raportu Fundacji Instrat w grudniu 2021 roku koncerny energetyczne doliczyły sobie rekordową 70-procentową marżę do kosztów produkcji. Po opłaceniu rachunków przez klientów do kieszeni energetyków mogło wpaść dodatkowe 4 mld zł.
Raportowi zaprzecza Polski Komitet Energii Elektrycznej, którego szefem jest Wojciech Dąbrowski, prezes PGE, przed laty polityk PiS. Burza o ceny energii trwa, bo w Polsce wiszą jeszcze billboardy kampanii, w której największe koncerny energetyczne (również państwowe) przekonują, że wysoka cena to wina polityki Unii Europejskiej.
- Dla otrzeźwienia Polaków nie mogło przydarzyć się nic lepszego niż ta oszukańcza kampania żarówkowa. Największe firmy zostały złapane za rękę podczas kradzieży naszych pieniędzy, wraz z politykami postanowili wmówić nam, że to wina Unii Europejskiej - grzmi Marcin Mizgalski, mieszkaniec Chotomowa pod Warszawą, właściciel jednej z pierwszych w Polsce, dużych przydomowych instalacji produkujących produkujących prąd ze słońca.
- Jedyne, co nas może uratować przed grabieżą, to próbować odciąć się od kontrolowanych przez polityków koncernów. Stawiajmy własne, obywatelskie źródła energii. Ja już tak zrobiłem - dodaje.
Danielowi Obajtkowi i Orlenowi nie płacę już od lat
Bunt przeciwko państwowej energetyce Marcin Mizgalski przetestował sam na sobie. W 2013 roku był jednym z pionierów przydomowych instalacji fotowoltaicznych. Z pomocą dotacji UE postawił w ogródku ogniwa fotowoltaiczne o powierzchni 60 m2. Stoją na tzw. trackerach, które w czasie dnia obracają się, podążając na ruchem słońca. Dzięki temu panele produkują więcej energii.
Od tego czasu energią ze słońca zasilane są wszystkie domowe systemy i sprzęty: oświetlenie, ogrzewanie, klimatyzacja, podgrzewanie wody, przydomowa oczyszczalnia ścieków. Na prąd ze słońca ma również rower oraz rodzinne auto. To mercedes klasy B, który przed laty uznano za dziwactwo rynku motoryzacyjnego i sami Niemcy wyprzedają niewiele używane egzemplarze po 70-80 tys. zł.
- Przejechałem nim 130 tys. kilometrów, nie płacąc złotówki Danielowi Obajtkowi z Orlenu. Nie przejmuję się rachunkami grozy za prąd, które ostatnio publikują media. Nadwyżki wyprodukowanej energii rozliczam z zakładem energetycznym i w praktyce mam do zapłacenia tylko te stałe części rachunku - mówi dalej Marcin Mizgalski.
Przyznaje, że początki nie były łatwe. Mizgalski stoczył dwuletnią walkę ze spółką energetyczną PGE o przyłączenie do sieci i umożliwienie rozliczania sprzedaży nadwyżek energii. Przed laty takich jak on firmy energetyczne traktowały jak nawiedzonych natrętów, ewentualnie cwaniaków, którzy chcieliby wyrwać pieniądze od firm, które prąd produkują po polsku, czyli z węgla.
Postępy relacjonował na Facebooku, oznaczając wpisy hasztagiem "PGE to jełopy". Twierdzi, że inaczej nie dało się określić zachowania spółki. Twierdzono na przykład, że jako osoba na jednoosobowej działalności gospodarczej musi uzyskać od rządu koncesję na handel energią. Innym razem zjawiła ekipa monterów, by podłączyć Mizgalskiego do sieci - licznik ustawiono na opak. Zamiast naliczać zyski z dostarczonego prądu, energetycy podbierali jego prąd za darmo.
To już przeszłość. Dziś gospodarstw produkujących prąd ze słońca jest w Polsce 800 tysięcy. Według rozmówcy WP mogłoby być kilka razy więcej. Prąd byłby tańszy dla wszystkich konsumentów.
Ostatni moment na prąd z dachu. PiS już zepsuł system
Marcin Mizgalski podkreśla, że na decyzję o budowę własnej instalacji jest mało czasu. Tylko dla tych założonych do końca marca obowiązuje bardziej korzystny system rozliczeń za dostarczoną do sieci nadwyżkę wyprodukowanej energii. To też sprawka posłów Prawa i Sprawiedliwości.
W grudniu ubiegłego roku zmienili ustawą zasady rozliczeń za nadwyżki energii dostarczonej do sieci przez domowe instalacje. Dotąd te zasady wspierały w rozwoju energetyki solarnej. Wkrótce inwestycja w nową instalację będzie się spłacać przez 8-9 lat zamiast po czterech - wynika z branżowych szacunków.
- Przez dziewięć lat chodziłem na sejmowe komisje i byłem świadkiem uchwalania kilku wersji ustawy o odnawialnych źródłach energii. W latach 2014-15 przepisy korzystne dla małych wytwórców utopić chcieli politycy Platformy Obywatelskiej, w tym mój sąsiad Jan Grabiec. Dziś to samo robi Prawo i Sprawiedliwość. Poprawki w parlamencie zawsze, na którymś etapie sprzyjają lobby big energy. Politycy nie dopuszczą do rewolucji w energetyce. Dla nich nie ma życia bez oligopolu państwowych firm, bo żerują na puli kilkuset stanowisk w tych spółkach - opowiada Marcin Mizgalski.
- Jeśli kogoś zabolała ostatnia podwyżka, to za rok powinien spodziewać się kolejnej. Oczekiwaniem branży energetycznej było podniesienie cen o 40 procent. Wasze portfele będą drenowane latami. Ja już się dam - podsumowuje
Raport Fundacji Instrat i przykłady innych krajów pokazują, że droga do mniejszych rachunków polega na wprowadzaniu do systemu jak największego udziału energii pochodzącej odnawialnych źródeł. W styczniu 2022 roku prąd drożał w Polsce, ale na Litwie staniał o jedną trzecią. To zasługa wietrznej pogody, która napędziła produkcję licznych siłowni wiatrowych - poinformował litewski państwowy operator energetyczny Litgrid.
W Polsce też powiało, ale - jak informował Money.pl - nasz sektor energetyki wiatrowej nie wykorzystuje swojego potencjału. Rozwój lądowej energetyki wiatrowej całkowicie zamroziła ustawa odległościowa, wprowadzona przez rząd Beaty Szydło w 2016 roku.