Wiceminister chciałby większych wydatków na kłamliwą kampanię. Reakcja na tekst WP
Wiceminister sprawiedliwości Michał Woś z Solidarnej Polski uważa, że wydatki na antyunijną kampanię dotyczącą cen prądu powinny być wyższe. Jak ujawniliśmy w Wirtualnej Polsce, państwowe spółki energetyczne wyłożyły na nią ponad 12 milionów złotych. Podmioty za wszelką cenę chciały ukryć koszt kampanii, która według ekspertów wprowadza odbiorców w błąd.
Na wymyśloną w Ministerstwie Aktywów Państwowych kampanię w sprawie cen prądu, złożyły się polskie spółki energetyczne. Jej łączny koszt był pilnie strzeżoną tajemnicą. W Wirtualnej Polsce ujawniliśmy, że pochłonęła ona ponad 12 milionów złotych.
W reakcji na nasze ustalenia wiceminister sprawiedliwości Michał Woś zasugerował, że według niego spółki powinny wydać na kampanię nawet dwukrotnie więcej. Wiceprezes Solidarnej Polski dopytywany, czy spółki nie mają lepszych celów na tak duże wydatki, zasugerował, że nie miałby nic przeciwko wyższym wydatkom.
- W tym przypadku uważam, że nie 12, a 24 mln zł powinny być [wydane – red.], żeby każdy z Polaków wiedział, że drożyzna, rachunki za prąd, które dostają, to jest wina szalonej polityki energetycznej Unii Europejskiej - stwierdził w programie "Tłit" Wirtualnej Polski.
Minister - na uwagi dotyczące tego, że przekaz może wprowadzać odbiorców w błąd - podkreślił, że "reklama jest prawdą". - Ona ma informować, że polityka klimatyczna Unii jest prowadzona w sposób szalony, bo drenuje kieszenie Polaków. To uderza w sytuację Polski, która ma energetykę opartą niestety w 70 proc. na węglu - mówił.
Dlaczego kampania może wprowadzać w błąd?
"Opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 proc. kosztów produkcji energii" - czytamy na billboardach niemal w całej Polsce. Na plakacie widnieje też żarówka, gdzie wspomniane 60 proc. oplecione jest żółtymi gwiazdkami na niebieskim tle, co nawiązuje do symboli unijnych. Twórcy kampanii określają ją mianem "edukacyjnej", ale eksperci nie mają wątpliwości, że taki przekaz wprowadza w błąd.
Wspomniane 60 proc. to koszty generacji energii, które dotyczą spółek energetycznych, a nie cena prądu, którą odbiorcy widzą na swoich rachunkach. - Wpływ tego, co nazywamy unijną polityką klimatyczną na rachunkach dla odbiorców indywidualnych, to około 20 proc., czyli trzykrotnie mniej, niż wskazują na to plakaty. Ten znak równości między unijną polityką klimatyczną a drogą energią jest kompletnie dezinformujący - wyjaśniał w Wirtualnej Polsce Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego portalu Energetyka24.com.
Przypomnijmy, pieniądze na kampanię podpisaną przez Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie popłynęły ze spółek: Enea Połaniec, Enea Wytwarzanie, PGE GiEK, Tauron Wytwarzanie, PGNiG Termika, Energa. W odpowiedzi Komisja Europejska podkreśliła, że polityka unijna nie jest odpowiedzialna za 60 proc. rachunków za prąd. "Europejski system opłat za emisję gazów cieplarnianych odpowiada za ok. 20 proc. rachunków za energię" – przekazano na Twitterze.