Mówią: "Trzeba walczyć z Putinem". Potem drżą ze strachu. A to oni ułożą nam na nowo świat [OPINIA]
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ten nowy świat tworzy się na naszych oczach. Przy jego budowaniu politycy Zachodu powinni mieć "jaja wielkie jak Zełenski". Powinni też zrozumieć, że trzeba oczywiście doprowadzić do pokoju z Rosją, ale nie z Putinem.
Ma siedem, może osiem lat. Czapka zsunęła mu się na oczy, co rusz się potyka, ale biegnie pod górę ile sił. Jeszcze żelazna barierka przy drodze i dzieciak stoi na szczycie. Teraz widać jego rozbiegane ze strachu oczy i to, jak walczy o każdy oddech. Rękawem rozsmarowuje po twarzy smarki. I wreszcie się odwraca.
Za nim dziesiątki ludzi przerażonych podobnie jak on. Za ostatnim rozrywają się pociski. Ścieżka usłana porzuconymi bagażami. Jakaś kobieta szlocha. Ktoś próbuje wyrwać z błota wózek inwalidzki ze staruszką. Ukraiński żołnierz puszcza za siebie na oślep serię.
Kamera wraca na szczyt wzniesienia. Chłopczyk już zniknął.
***
Błotnista droga w lesie. Płoną rosyjskie ciężarówki. Przy jednej z bólu zwija się ranny.
"Przyjacielu, chodź! Podczołgaj się! Chcesz do domu, podczołgaj się!" – krzyczy do niego filmujący z krzaków ukraiński żołnierz. "Chodź, druhu! Ciężko, co? Dawaj, Wania! Chodź, bo zaraz grady wasze tu spadną kur…! Ty pewnie na ćwiczeniach, tak? No to w takim razie ćwicz teraz czołganie, kur…!".
Ukrainiec robi najazd na swoją twarz: "Ot, tak tu żyjemy".
***
Wąska, asfaltowa droga. Rosyjski transporter pędzi na osobówkę. Jeden pocisk, drugi. Rosjanie się nie zatrzymują. Filmujący wychodzi z ukrycia, podchodzi do wraku. Wewnątrz zmasakrowane ciała staruszków. Pewnie do dnia rosyjskiej inwazji byli szczęśliwym małżeństwem. Pewnie mieli dzieci, kochające wnuki. Pewnie spacerowali, trzymając się za ręce. Może trzymali się za nie w tej ostatniej chwili? Tego nie widać. Nie mają już rąk.
***
Twitter rozgrzewa się do czerwoności.
Na zdjęciu gigantyczna hałda pancernego złomu. To kilkanaście zniszczonych rosyjskich czołgów i transporterów. Podpis: "Rosjanie utknęli w korku". Są informacje o: Rosjanach proszących Ukraińców o jedzenie; upiciu rosyjskich żołnierzy i odebraniu im czołgu; Czeczenach Kadyrowa, którzy "nawet nie dostali kataru, bo dopadł ich od razu zawał serca"; babci, która strąciła słoikiem z przetworami rosyjski dron (najpierw podawano, że były to ogórki, starowinka wyjaśniła dziennikarzom, że "na drona lepsze są pomidory").
***
Internet zalała fala memów. Ukraińcom, którzy w czasach apokalipsy próbują się uśmiechnąć choć na chwilę, aby nie zwariować, najbardziej może podobać się zagadka: "Dlaczego Zełenski nie może być ewakuowany? Bo jego jaja nie mieszczą się w żadnych drzwiach".
Zobacz także
***
To wszystko oblicza wojny, która toczy się przy naszej granicy. Widzimy je każdego dnia w telewizji, internecie, gazetach i na filmach z Mariupola, Kijowa, Charkowa, Irpienia.
Do 24 lutego 2022 roku żyliśmy w złudnym przekonaniu, że w Europie wojna jest już niemożliwa.
"Stanowczy sprzeciw", ach, cóż za odwaga
Irak, Syria i Libia. Afganistan i Darfur. Etiopia i Somalia. Gruzja, Czeczenia i Donbas. Chińskie obozy dla Ujgurów. ISIS, Boko Haram, Al-Kaida, talibowie.
To przecież nas nie dotyczy – myślała większość z nas. Boże, jakie to straszne – zmartwili się inni jedząc kolację przy włączonych programach informacyjnych.
Nóż, widelec - granat - plaster szynki. Oglądamy dalej.
Gdzieś tam, daleko, na Bliskim Wschodzie, ale i bliżej nas we Włoszech czy na granicy bośniacko-chorwackiej ludzie żyli w nieludzkich obozowych warunkach, w których nikt i nigdy żyć nie powinien. I znów – to nas nie dotyczy.
Niektórych pozostawali niewzruszeni, gdy doświadczeni wojnami uchodźcy chcieli przyjść do nas z Białorusi. Histeryczne reakcje: "To wojna hybrydowa Łukaszenki i Putina, nie pozwolimy".
Wojna hybrydowa była jak najbardziej. Prawdziwi ludzie – te ofiary bezdusznie wykorzystane przez dyktatorów – też. Nie przeszkadzało to niektórym w ich odczłowieczaniu.
Podejście przeciętnego Polaka i Niemca, Duńczyka i Francuza można zrozumieć. Rozczuli się, gdy zobaczy ciało trzyletniego uchodźcy wyrzucone przez morze na europejską plażę. Ktoś może nawet zapłacze, ale potem wróci do normalnego życia. Bo martwy dzieciak miał nieeuropejskie rysy, bo przybył z obcego kulturowo świata. Albo po prostu dlatego, że zwykli ludzie mogą, ale nie muszą naprawiać świata.
Ludziom można wybaczyć. Politykom, nie. I to zarówno tym europejskim, jak i amerykańskim.
W imię interesów i wielkiego biznesu nie naciskali przesadnie na Władimira Putina, gdy zajął Krym lub wyrażali "stanowczy sprzeciw", gdy jego marionetki rozpychały się w Doniecku i Ługańsku.
Już wcześniej, bo w 2014 roku, a teraz w sposób spotęgowany, unaoczniła się słabość tzw. memorandum budapeszteńskiego, podpisanego w 1994 roku przez Rosję, USA i Wielką Brytanię. Miało ono gwarantować Ukrainie "poszanowanie niezależności i suwerenności istniejących granic" w zamian za pozbycie się broni atomowej.
W punkcie 4. sygnatariusze deklarowali: "Federacja Rosyjska, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz Stany Zjednoczone Ameryki potwierdzają swoje zaangażowanie w poszukiwanie natychmiastowych działań Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych celem dostarczenia pomocy Ukrainie, jako Państwu Nienuklearnemu stronie Układu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej, gdyby Ukraina stała się ofiarą aktu agresji lub obiektem groźby agresji, w których stosowana jest broń jądrowa".
Zapomniano o jednym – co zrobić, gdy bandyckiej napaści dokona państwo, które było gwarantem bezpieczeństwa.
Jak to, co zrobić? Zaprotestować oczywiście - najlepiej stanowczo - na forum ONZ. To tak dobrze wygląda w tv, a od strony formalnej wszystko jest w porządku.
Putinizm trzeba głęboko zakopać
Naiwnością była wiara w to, że Putin się zmieni, że zaakceptuje w Rosji choć namiastkę demokracji. Człowiek, który od ponad dwudziestu lat rozmawia codziennie z Bogiem, czyli w swoim mniemaniu z sobą samym, rzeczywiście poczuł się wszechmogący.
Zabił – dosłownie i w przenośni – wszystkich, którzy ośmielili mu się przeciwstawić.
Za pomocą uległych dziennikarzy (wszędzie znajdą się tacy, którzy za pieniądze i chwilę wątpliwej sławy zostaną bezrefleksyjnymi piewcami władzy) i podległych mediów, wykreowany został wizerunek Putina nieomylnego. Putina ojca narodu. Putina, który wszystko, co robi, robi dla wielkości Rosji.
24 lutego 2022 roku przywróceniu tej "wielkości" miał służyć najazd na Ukrainę, rządzoną - według Putina - przez "nazistów".
Zobacz także
Dopiero wtedy Zachód ocknął się z drzemki, choć do pełnego przebudzenia jeszcze daleko. Sankcje nałożone w pierwszych dniach na putinowską Rosję były żałośnie słabe. I potrzeba było dopiero kilku dni, aby uderzyć z większą mocą. Również pomoc w sprzęcie wojskowym płynęła wąskim strumyczkiem, który dotąd napotyka na zapory. Tak było choćby w przypadku przekazania Ukraińcom polskich myśliwców.
Oto politycy, którzy owacjami na stojąco, witali każde przemówienie Wołodymyra Zełenskiego, gdy przyszło do wytoczenia ciężkich dział, zaczęli się wahać, aby nie rozdrażnić kremlowskiego dyktatora. Zupełnie jakby mieli jeszcze jakiekolwiek złudzenia, że kiedykolwiek usiądą z Putinem przy wspólnym stole.
Otóż nie usiądą. A przynajmniej nie powinni. Nikt, kto poważnie myśli o zmianach, które muszą dokonać się po inwazji Rosji na Ukrainę, nie powinien już nigdy stanąć obok człowieka, którego miejsce jest przed międzynarodowymi trybunałami. Tak, trzeba doprowadzić do pokoju z Rosją. Z Rosją, ale nie z Putinem.
Nikt, kto widział obecne okrucieństwa rosyjskich żołnierzy, nie zaakceptowałby tego. Nie byłoby na to zgodny nikogo, kto przyjął pod swój dach uchodźców, nie byłoby zgody tysięcy wolontariuszy z oddaniem pomagającym Ukraińcom w chwili, gdy niektórzy politycy lansują na tej pomocy.
To prawda, ludobójcy udaje się jeszcze zapanować nad narodem, a wielu Rosjan wierzy święcie, że to nie bestialski najazd na Ukrainę, to tylko "interwencja".
To będzie się zmieniać z każdą godziną, dniem, miesiącem, z każdym ciałem rosyjskiego żołnierza, które w końcu zostanie zabrane psom szarpiącym je na ukraińskiej ziemi i przewiezione do ojczyzny. Tej, która wysłała go, aby mordował dzieci i starców.
Tego wstydu i hańby nie wytrzyma żaden naród. Nawet rosyjski, który od wieków był oswajany z największymi zbrodniami. Nie będzie tego w stanie powstrzymać nawet najbardziej prostacka, wulgarna propaganda. Utrzymać ją długofalowo w XXI wieku, gdy każdy, kto ma smartfona, staje się korespondentem wojennym, po prostu nie sposób.
Rosjanie zobaczą, że wódz ich oszukał, bo atakując pokojowo nastawionych sąsiadów, nasikał w rzeczywistości na groby wszystkich bohaterów, którzy dla Rosji są święci, a którzy walczyli z prawdziwymi faszystami.
Putin osobiście zapłaci za atak na Ukrainę, która – jak mówił Wołodymyr Zełenski – stała się wielka, choć tej wielkości nie chciała.
***
Chciałbym kiedyś spotkać tego przerażonego chłopca z mostu i zobaczyć, jak ułożyło się jego życie. Jego obraz zostanie ze mną na długo, jeśli nie na zawsze. Powinien zostać też w głowach "wielkich", gdy będą nam układać świat na nowo.