Parada na Placu Czerwonym. Minister obrony Siergej Szojgu i Władimir Putin© FORUM | Aleksiej Witwicki

Wyrwać się spod władzy Putina. Rosjanie, jeśli nie teraz, to kiedy?

Anna Pawłowska
4 marca 2022

Ta wojna zmieni Rosję, zmieni Europę, zmieni zachodni świat. Ale dla tych, którzy liczą na koniec Władimira Putina, mam złą wiadomość. W najbliższych latach nadal będziemy żyć z nim na czele Rosji – mówi dr Maciej Raś.

Anna Pawłowska: 24 lutego obudziliśmy się w nowej rzeczywistości. Jak tę nową, wojenną rzeczywistość przyjmuje społeczeństwo rosyjskie?

Maciej Raś, politolog i wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego zajmujący się polityką i bezpieczeństwem na obszarze poradzieckim: Trudno nam w tej chwili analizować społeczeństwo rosyjskie, bo od pewnego czasu wiemy o nim mniej. To efekt postępującego zamknięcia i odwrócenia się od Zachodu.

Dr Maciej Raś
Dr Maciej Raś© PAP

To, co wiemy, choćby od Rosjan mieszkających w Polsce czy na Zachodzie, którzy mają rodziny w Rosji, to rosnące poczucie zagrożenia. Rosjanie boją się globalnego konfliktu. Boją się, że Zachód chce Rosję zniszczyć lub podporządkować sobie.

Teraz zaczynają się też obawiać także o swój dobrostan. Wiedzą, że najbliższe miesiące, a może i lata upłyną pod znakiem twardych sankcji. Już zaczynają odczuwać ich skutki. A w perspektywie Rosjan czeka dalsza dewaluacja rubla, rosnąca inflacja, zdecydowane pogorszenie sytuacji gospodarczej, czyli znaczące obniżenie standardu życia.

Tracą też dostęp do towarów i usług z Zachodu, z których do tej pory masowo korzystali. Zresztą celem sankcji jest to, żeby społeczeństwo odczuło efekty decyzji swojej władzy. I żeby zareagowało.

Jakiej reakcji możemy się spodziewać? Na razie protesty przeciwko atakowi na Ukrainę są niewielkie i brutalnie tłumione przez służby. Wprowadzane są nowe restrykcje, władza uważa protestujących za ekstremistów, w ramach represji blokuje im dostęp do kont bankowych…

Wojna stanowi dla władz dobry pretekst do kolejnego zaostrzenia kursu. W kremlowskiej narracji każdy, kto wychodzi na ulicę to zdrajca, który w czasie wojny wbija Rosji nóż w plecy.

Wcześniej, kiedy dochodziło do masowych wystąpień, Rosja – patrząc z dzisiejszej perspektywy – była krajem dużo bardziej liberalnym. Z większą swobodą funkcjonowały media, więcej można było napisać i powiedzieć. Pamiętajmy też, że Kreml konsekwentnie od lat ogranicza wolność mediów. Społeczeństwo jest niedoinformowane.

Większość z różnych powodów wierzy w oficjalną propagandę, wedle której Rosja jest stroną defensywną, broniąc obywateli przed "ukraińskimi nazistami". Więcej wiedzą ci, którzy szukają informacji. To zazwyczaj ludzie, którzy i tak do Rosji, jaką im proponuje Putin, nie pałają miłością. To przede wszystkim wielkomiejska inteligencja. Bardziej otwarta, proeuropejska. Ludzie, którzy, wiele ryzykując, wychodzą teraz na antywojenne protesty.

Nawet ci, którzy wierzą w kremlowską propagandę o "wyzwalaniu Ukrainy od faszyzmu", wkrótce bardzo mocno odczują efekty tej wojny. Kolejne zachodnie sieci zamykają swoje sklepy w Rosji, jest problem z płatnościami, już po kilku dniach zaczyna brakować niektórych towarów. Czy to może stać się impulsem do masowych protestów?

Wiele zależy od postawy Zachodu w stosowaniu sankcji i od tego, czy będą nakładane kolejne. W tym momencie widzimy, że wciąż nakładane są kolejne, a ich skuteczność rośnie. Najpoważniejsze mogą być odczuwalne szybciej, część - dopiero po miesiącach, a nawet latach. Jeżeli one byłyby utrzymane przez dłuższy czas, to zdaniem wielu ekspertów, także ekonomistów, Rosji grozi cofnięcie się w rozwoju o kilka dekad, do lat dziewięćdziesiątych, a nawet osiemdziesiątych XX wieku.

To jest kompletny regres, który na pewno pogorszy nastroje społeczne. Pytanie jednak, jak to niezadowolenie będzie wyrażane. Możliwe, że ludzie będą niezadowoleni, ale zaakceptują sytuację, obwiniając za nią Zachód.

Do wystąpień może dojść, kiedy Rosjanie zaczną dostrzegać rysy i pęknięcia na wizji świata pokazywanej im przez Kreml. Kiedy zrozumieją, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej niż w propagandowych programach.

W Rosji może wtedy dojść to kolorowej rewolucji jak w Gruzji czy Ukrainie?

Może dojść do wybuchu niezadowolenia, Rosjanie mogą wyjść na ulicę. Ale rewolucja potrzebuje lidera. Kogoś, kto jest w stanie podjąć się koordynowania protestów, nadania im kierunku. Lidera, który cieszy się społecznym zaufaniem.

Władimir Putin zadbał o to, żeby takich liderów nie było. W Rosji od lat konsekwentnie likwidowana była prawdziwa, niekoncesjonowana opozycja. Kreml skutecznie stworzył wrażenie bezalternatywności obecnej władzy: jest ona dobra, a – nawet jeśli nie – to każda kolejna będzie gorsza.

Poza tym i tak tej władzy nie da się zmienić. Większość Rosjan obawia się więc ryzyka związanego z potencjalną zmianą polityczną.

Jeśli nie zwykli Rosjanie, to może oligarchowie? Ich sankcje dotknęły bardzo mocno, a w perspektywie są jeszcze bardziej dotkliwe straty: zamrożone aktywa, utrata luksusowych posiadłości, jachtów. Przeciwko działaniom zbrojnym na terenie Ukrainy wypowiedzieli się już choćby miliarderzy Michaił Fridman i Oleg Deripaska.

Oligarchowie to ludzie, którzy mają zupełnie inny dostęp do informacji niż zwykli Rosjanie. Korzystają z efektów kremlowskiej propagandy, ale sami nie są nią przesiąknięci.

Niekoniecznie są wyznawcami Władimira Putina. Możliwe, że nawet obwiniają go osobiście za zaistniałą sytuację. Ale jednocześnie są od niego zależni. To Władimir Putin jest gwarantem ich dochodów, dzięki protekcji państwa mogą prowadzić biznes, nie napotykając na rynku wewnętrznym konkurencji. Największe majątki oparte są na monopolach, których zbudowanie jest niemożliwe bez przychylności Kremla.

Putin udowodnił też, że niepokornych może pozbawić majątku. A pamiętajmy, że sprawa Michaiła Chodorkowskiego miała miejsce w Rosji dużo bardziej liberalnej i demokratycznej niż obecnie. Teraz Putin nie potrzebowałby chyba nawet procesu.

Oligarchowie wiedzą, że lojalność wobec Kremla jest opłacalna. Choć niewykluczone, że na czele państwa chętnie widzieliby polityka bardziej otwartego, akceptowanego przez Zachód, umiejącego lepiej ułożyć relacje z partnerami międzynarodowymi. Bo wtedy ich życie i prowadzenie biznesu byłoby łatwiejsze.

Ale to nie znaczy, że oligarchowie zaryzykują zainicjowanie jakiegoś antyputinowskiego ruchu. To byłoby dla nich zbyt niebezpieczne. Nawet śmiertelnie niebezpieczne.

Coraz częściej w kontekście Rosji słyszymy określenie "przewrót pałacowy". Czy w obliczu wojny, która nie przynosi szybkiego zwycięstwa i sankcji pogrążających rosyjską gospodarkę może pojawić się na Kremlu frakcja zainteresowana odsunięciem Putina od władzy?

Relatywnie niewiele wiemy o tym, co się dzieje na Kremlu. Wiemy, że jest tam jeden człowiek, który o wszystkim decyduje. Wokół Putina prowadzą swoją grę różnego rodzaju koterie, grupy, zabiegają o przychylność prezydenta, walczą ze sobą o strefy wpływów.

Natomiast Putin jest bardzo sprawnym zarządcą Kremla, dobrze rozgrywa układy personalne i potencjalnie zagrażające osoby potrafiłby na wczesnym etapie zidentyfikować. Co nie oznacza, że wszyscy politycy i wojskowi popierają aktualną politykę Putina. Niewątpliwie mają jednak silne poczucie, że wszyscy jadą na tym samym wózku.

Putinowi zawdzięczają nie tylko swoją karierę i majątek, ale często też kariery i majątki rodziny, przyjaciół. To jest gęsta sieć powiązań. W utrzymaniu lojalności pomagają też tzw. kompromaty, jak Rosjanie nazywają materiały mogące zdyskredytować daną osobę. Nie tylko w oczach opinii publicznej. Kompromaty często pozwalają na zniszczenie kogoś na drodze prawnej, wiążą się z ujawnieniem nadużyć czy przestępstw.

Proszę zauważyć, że są politycy i ekonomiści, którzy dystansują się od Kremla i przestają należeć do elity władzy, przechodząc na pozycje krytyczne, ale ich krytyka jest zazwyczaj dość oględna i wyważona.

Czy po ponad 20 latach Rosjanie w ogóle są w stanie wyobrazić sobie w roli przywódcy państwa kogoś innego niż Władimir Putin?

To jest kolejny problem, kiedy mówimy o potencjalnych przetasowaniach na Kremlu. W Rosji jest tylko jeden polityk z tak ogromną popularnością w społeczeństwie. Nawet gdy poparcie lekko spada, Putin absolutnie dystansuje konkurencję.

Niewyobrażalny wydaje się scenariusz, w którym prezydentem zostaje osoba "znikąd", zyskując nagle społeczną akceptację. Nie widzę w tym momencie w Rosji żadnego polityka, który mógłby zostać liderem i nie tylko przeciwstawić się Putinowi, ale jeszcze zmobilizować do oporu innych: oligarchów, kremlowskie frakcje, wojskowych. Musimy być gotowi na to, że w najbliższych latach nadal będziemy żyć z Putinem na czele Rosji.

Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie Putina na arenie międzynarodowej po ataku na Ukrainę i wdrożeniu sankcji. Ostre wypowiedzi formułują przywódcy niemal wszystkich państw, a zdjęcia i nagrania pokazujące zabitych cywilów i dzieci rodzące się w schronach obiegają świat i długo nie zostaną zapomniane.

Pozycja Putina w polityce międzynarodowej będzie teraz inna. Nie wyobrażam sobie, że po ataku na Ukrainę, po tym, jak oszukał zachodnich polityków, zaprzeczając planowaniu działań wojennych, będzie traktowany po partnersku.

Słyszymy choćby, jak wyraża się o nim Joe Biden czy Olaf Scholz.

Co więcej, zachodni politycy mają swój elektorat, który w większości ostro sprzeciwia się atakowi na Ukrainę. To jest fundamentalna różnica między Rosją a państwami zachodnimi. W Rosji dzięki skutecznemu opanowaniu mediów władza narzuca swoją wizję świata, nie ogląda się społeczeństwo.

Na Zachodzie politycy muszą liczyć się z naciskami elektoratu. A ten jest do rosyjskich władz nastawiony obecnie bardzo negatywnie. Rosja wyraźnie przegrywa na Zachodzie toczącą się wojnę informacyjną. To widać po ogromnym poparciu dla Ukrainy, rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, decyzjach organizacji sportowych itd.

Jakie są w tej sytuacje perspektywy zakończenia wojny w Ukrainie?

Najbardziej optymistyczny wariant zakładany przez Rosję, czyli interwencja zbrojna i szybkie uzyskanie poparcia rosyjskojęzycznych mieszkańców, a następnie zainstalowanie w Kijowie marionetkowego rządu, nie powiódł.

Rosji pozostaje więc dbać o to, żeby konflikt w Ukrainie pozostał. Oczywiście nie w takiej postaci jak obecnie. Skończy się faza działań zbrojnych, rosyjskie wojska pozostaną w Ukrainie, zaczną się długie negocjacje dotyczące statusu obwodów Donieckiego i Ługańskiego oraz innych terytoriów, które okupować będzie Rosja, a także statusu całej Ukrainy.

Możliwe, że reaktywowany zostanie projekt Noworosji, inkorporacja samozwańczych republik i połączenie ich drogą lądową z Krymem oraz Odessą. Rosyjska obecność na terytorium Ukrainy będzie jednak bardzo kosztowna, a zainstalowane przez Kreml na nowych okupowanych terytoriach władze nie zyskają większego poparcia. W obliczu zachodnich sankcji może to wywołać potężny kryzys gospodarczy, praktycznie doprowadzić do bankructwa państwa w dłuższym okresie.

My też poniesiemy tego koszty. Sąsiedztwo zdestabilizowanego kraju o nieuregulowanym statusie, kryzys uchodźczy związany z wojną, konieczność ponoszenia większych wydatków na bezpieczeństwo…

To wszystko dotknie cała Europę. Czy doprowadzi do radykalnych przemian w Rosji? Odpowiedź na to pytanie poznamy za kilka lat.