Motoryzacja ugina się pod fiskusem
Nie ma kryzysu w polskiej motoryzacji, jest tylko kryzys rynku sprzedaży samochodów - przekonywał wiceminister gospodarki Edward Nowak uczestników V Międzynarodowej Konferencji Motoryzacyjnej zorganizowanej przez TUV Rheinland/Zetom Polska sp. z o.o., która odbyła się w środę w Warszawie. Kryzys rynku odbija się bardzo negatywnie na kondycji polskich firm tej branży, zarówno producentów finalnych, jak i kooperantów - twierdziła większość uczestników spotkania, któremu patronowała Wirtualna Polska.
Według wiceministra o rozmachu w branży świadczy m.in. 6 mld USD inwestycji zagranicznych, sięgający 4 mld USD roczny eksport i import, blisko 100 tysięczna armia zatrudnionych, obecność takich firm jak GM, FIAT, Daewoo, Volvo, Volkswagen, Toyota, Isuzu, Delphi, czy Eaton oraz zapowiedź kolejnych inwestycji motoryzacyjnych, w tym bardzo prawdopodobnej wspólnej budowy fabryki samochodów małolitrażowych przez Toyotę oraz PSA Peugeot/Citroen.
Jednak producenci patrzą przez pryzmat rynku, a ten wykazuje oznaki już nie tyle zapaści, co zawału. Według danych Wojciecha Drzewieckiego, szefa monitorującej rynek firmy SAMAR, w ciągu 8 miesięcy br. kupiliśmy aż o 43% samochodów osobowych mniej, niż w podobnym okresie zeszłego roku, a cały rok może się zamknąć jeszcze gorszym wynikiem. Sprzedaż samych tylko samochodów nowych spadła o 30%. Czy już osiągnęliśmy dno, czy jeszcze nie - nie wiadomo. Pocieszające ma być to, że potencjalna chłonność polskiego rynku wynosi 800 tys.- 1 mln sztuk nowych aut rocznie. Mniej pocieszające są jednak realia, bowiem - jak wynika z sondażu "Rzeczpospolitej" - 85% społeczeństwa zastanawia się dziś jak oszczędzać, nie zaś jak wydawać pieniądze.
Jak wybrnąć z tej sytuacji? Tu zdania są podzielone. Wiceprezes Daewoo-FSO Janusz Woźniak uważa za konieczne zwiększenie interwencjonizmu państwa, natomiast prezes polskiego FIATA Enrico Pavoni sądzi, iż wystarczy, jeśli państwo tylko nie będzie przeszkadzało. Obaj byli jednak zgodni co do tego, że główną przyczyną kryzysu polskiego rynku, a w ślad za tym przemysłu motoryzacyjnego, jest przewartościowana złotówka oraz nadmierny fiskalizm. Okazuje się, że udział podatków w cenie każdego samochodu sprzedawanego w Polsce waha się od 30 do 40% i jest zdecydowanie najwyższy w Europie, podczas gdy w większości krajów zachodnich jest co najmniej dwukrotnie niższy.
Na pazerności fiskus wychodzi zresztą jak Zabłocki na mydle, bowiem zyskał wprawdzie na zwiększonej akcyzie, ale znacznie więcej stracił na braku wpływów z tytułu VAT. Czysta, żywa strata - zdaniem ekspertów - w 2000 r. sięgnęła 150 mln zł, a w I półroczu br. dochody skarbu państwa z tego tytułu spadły o 445 mln zł.
Obecny rząd zostawi więc ten pasztet nowemu, choć - jak przyznał minister Nowak - podejmie próby złagodzenia problemu. M.in. resort gospodarki zamiast wprowadzenia w branży podatku importowego zaproponuje tzw. akcyzę kroczącą, czyli zwiększającą się wraz z wiekiem sprowadzanego pojazdu. A nowemu gabinetowi minister Nowak zostawi też przesłanie, aby nie był, jak obecny, federacją ministerstw, tylko koordynował politykę gospodarczą i finansową. (rn)
* Więcej o samochodach:*MOTO WP