"Mordercą był mój mąż. Skazano niewinnych!". Prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa

"Mordercą był mój mąż. Skazano niewinnych!". Prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa

Grudziądz.Wraca sprawa morderstwa sprzed lat. Beata C. twierdzi, że prawdziwym zabójcą był jej mąż, a anie dwaj skazani już mężczyźni
Grudziądz.Wraca sprawa morderstwa sprzed lat. Beata C. twierdzi, że prawdziwym zabójcą był jej mąż, a anie dwaj skazani już mężczyźni
Źródło zdjęć: © WP | wp.pl
Tomasz Molga
24.01.2023 16:00, aktualizacja: 24.01.2023 16:43

Prokuratura postanowiła nie wszczynać śledztwa na podstawie nowej relacji o krwawej zbrodni, do której doszło w Grudziądzu w 1995 roku. Przypomnijmy: po 27 latach mieszkanka Beata C., tłumacząc się wyrzutami sumienia i poczuciem winy, postanowiła wyjawić, że zabójstwa dokonał jej mąż, a nie dwaj inni mężczyźni skazani za to na 25 lat więzienia. Prokuratura uznała, że zeznania kobiety nie są wiarygodne.

- Boję się, że niedługo stracę mowę, a muszę to wreszcie powiedzieć. Dwóch ludzi zostało niewinnie skazanych za zabójstwo w Grudziądzu. Zabójcą był mój mąż z kolegą - mówiła Wirtualnej Polsce w październiku 2022 roku Beata C.

Opisywała: - Tamtej nocy przyszedł do domu zakrwawiony, powiedział, że poderżnął gardło facetowi, a potem ja spaliłam w piecu zakrwawione buty męża, a on pobiegł umyć się do Wisły. Bardzo ciężko jest mi z tym żyć.

Beata C. cierpi na chorobę neurologiczną utrudniającą jej mówienie i normalne funkcjonowanie. Znajduje się w domu opieki społecznej. Z powodu choroby i upływu czasu podaje tylko strzępy informacji na temat zbrodni.

Mówi, że było to w 1995 lub 1996 roku, a ofiarą był przedsiębiorca o imieniu Zbigniew, który nazywał się Rafalski albo podobnie. Mieszkał w bloku za kioskiem Ruchu przy ul. Dzierżyńskiego (obecnie ul. Bora-Komorskiego). Latem 2022 roku Beata C. postanowiła zwierzyć się z sekretu dzielnicowemu. Ten wysłuchał jej relacji i przekazał sprawę policjantom wydziału kryminalnego. W ten sposób o sprawie dowiedziała się prokuratura.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Historia pasowała do głośnego zabójstwa. Ale już kogoś skazano

Szef wydziału śledczego ustalił, iż do opisu podanego przez Beatę C. może pasować tylko jedno zabójstwo. Doszło do niego w 1995 roku. Ofiarą był przedsiębiorca budowlany Zbigniew G. z Grudziądza. Został zamordowany we własnym mieszkaniu. Tylko że ta sprawa zakończyła się po dwóch latach prawomocnymi wyrokami potwierdzonymi przez sąd apelacyjny. Na kary 25 lat więzienia skazano Artura N. oraz Andrzeja J.

Artur N. wyszedł na wolność w 2021 roku, czyli po 24 latach. Andrzej J. odsiedział pełne 25 lat, ale jeszcze przez rok ma pozostać w więzieniu w Koszalinie za inne przestępstwo, popełnione w latach 90. Obaj mężczyźni nigdy nie przyznali się do winy. Przez wiele lat bezskutecznie walczyli o uniewinnienie.

Po zeznaniach Beaty C. ich sprawa zaczynała przypominać głośną historię Tomasza Komendy. W jego przypadku również zaczęło się od relacji świadków, którzy mówili, że "skazano nie tego, co trzeba". Po 18 latach odbywania kary więzienia za zgwałcenie i zabójstwo Komendę ostatecznie uniewinnił Sąd Najwyższy.

W przypadku zbrodni z Grudziądza, Prokuratura Okręgowa w Toruniu zapowiedziała w październiku, że zweryfikuje relację Beaty C. - Prokurator postanowił odmówić wszczęcia śledztwa. Uznaliśmy, że zeznania Beaty C. są niewiarygodne. Nie mają związku ze sprawą zabójstwa z 1995 roku - przekazał Wirtualnej Polsce Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu. W rozmowie z nami prok. Kukawski opisał przykłady niezgodności w zeznaniach Beaty C.

Kobieta twierdzi, że znała ofiarę osobiście, a motywem zabójstwa była zazdrość męża. Aby to zweryfikować, śledczy przeprowadzili okazanie zdjęć zabitego Zbigniewa G. z okresu, kiedy żył. Jednak Beata C nie potrafiła go prawidłowo rozpoznać wśród innych zdjęć. Ponadto mówiła, że ofiara mieszkała na najwyższym piętrze bloku, a w rzeczywistości do zabójstwa doszło piętro niżej.

Kolejna wątpliwość według prokuratury to sposób zabójstwa. Beata C. zeznała, iż mąż po powrocie do domu opowiadał, iż "poderżnął gardło, aż chlusnęła krew". Według prokuratury to się nie zgadza z opisem ran zamordowanego przedsiębiorcy, który zginął od wielokrotnych ciosów nożem. Śmiertelny był ten zadany w okolicę serca. - Według naszych ustaleń, zbrodni, o której mówi ta osoba, nie popełniono - mówi prok. Kukawski. Dodaje, że nie przesłuchano mężczyzny wskazanego, jako zabójca: - Nie wszczęto śledztwa, więc nie odbyły się takie czynności - dodaje prokurator.

Śledztwa nie będzie, wątpliwości pozostały

W relacji mieszkanki Grudziądza są jednak dwa elementy zdumiewająco zbieżne z zabójstwem Zbigniewa G. Najważniejszy dotyczy narzędzia zbrodni. Jak zeznała kobieta, mąż miał zabić mężczyznę "nożem sprężynowym z niebieską rękojeścią". Zdjęcie niebieskiego noża, co ustaliliśmy, znajduje się w aktach sprawy. To jeden z trzech zakrwawionych noży znalezionych w miejscu zabójstwa. Ze śledztwa też wynika, że na jego ostrzu znaleziono krew. Jak na tamte czasy, ślad był zbyt słaby, aby udało się ustalić, czyją. Drugi ważny wątek zeznań Beaty C. dotyczy poderżnięcia gardła. Kobieta opisuje scenę, która najbardziej utkwiła jej w pamięci.

Wygląda ona tak: mąż wraca do domu w zakrwawionym ubraniu, każe jej też spalić zakrwawione adidasy. Krwawe ślady tłumaczy: "poderżnąłem mu gardło od ucha... że chlusnęła krew". Zbigniew G. zginął od ponad 20 zadanych ciosów. Biegły patolog podczas sekcji zwłok odkrył m.in. "cięcie o długości 12,5 cm, biegnące od ucha do podbródka".

"Zabójcą był mój mąż. Na tysiąc procent"

- Upłynęło już sporo lat, przyznaję, że nie pamiętam nazwiska Zbyszka. Jestem jednak pewna na tysiąc procent, że jego zabójcą był mój mąż. Żyłam z tym człowiekiem przez wiele lat, do czasu rozwodu straszył mnie, iż zezna, że ukrywałam dowody. To przez ten sekret zachorowałam - mówi nam Beata C.

Jest wzburzona, że śledztwa nie będzie. W dłoni cały czas trzyma list z prokuratury. Beacie C. nie przysługuje zażalenie na decyzję prokuratury. Nie należy do kręgu osób poszkodowanych. Nie otrzymała też uzasadnienia decyzji. Nawet nie wie, w jaki sposób weryfikowano jej zeznania. Adwokat Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego, komentuje, że bez dokładnego zaznajomienia się z aktami, trudno będzie komukolwiek dyskutować z decyzją prokuratury.

- To nie oznacza, że to już koniec sprawy. Wszczęcia śledztwa na podstawie ujawnionych nowych dowodów i okoliczności może nadal zażądać któryś ze skazanych - tłumaczy adw. Piotr Kruszyński.

Grudziądz. Artur N. jeden ze skazanych za zabójstwo. Do dziś twierdzi, że niesłusznie. Z miejscem zbrodni nie łączy go żaden ślad: odcisk palca, buta itd.
Grudziądz. Artur N. jeden ze skazanych za zabójstwo. Do dziś twierdzi, że niesłusznie. Z miejscem zbrodni nie łączy go żaden ślad: odcisk palca, buta itd. © WP | wp.pl

Czekałem na te zeznania 25 lat

Skazani na 25 lat Zarówno Artur N. jak i Andrzej J. twierdzą, że w zbrodnię wrobił ich przed laty miejscowy policjant z wydziału kryminalnego. Jak miałoby do tego dojść? Prokuratura początkowo umorzyła sprawę zabójstwa Zbigniewa G. z powodu niewykrycia sprawcy.

Jednak kilka dni po tej decyzji policjant "znalazł" świadka, który widział zbrodnię na własne oczy. Był to Jacek S., alkoholik żebrzący o drobne pod osiedlowym sklepem. Zeznał, że dwóch przypadkowo spotkanych mężczyzn zaproponowało mu udział we włamaniu. Poszli we trójkę do mieszkania, wywiązała się walka z lokatorem. Jacek S. zeznając, iż Artur N. i Andrzej J. byli mordercami, otrzymał wyrok w zawieszeniu. Współoskarżeni po 25 lat. Obaj skazani uważają dziś, że policjant z Grudziądza postanowił uwikłać ich w zabójstwo - jako osobom wcześniej karanym trudnej im było bronić się i zaprzeczać zeznaniom Jacka S.

Poza słowami Jacka S. nie było stuprocentowych dowodów winy. Znalezione w domu zabitego odciski palców oraz butów nie pasowały do oskarżonych. - Czekałem na te zeznania 25 lat, jestem w szoku - powiedział o historii Beaty C. Andrzej J., aktualnie więzień aresztu w Koszalinie. Administracja więzienia nie pozwoliła mu na widzenie z dziennikarzem. Mogliśmy porozmawiać przez telefon.

- Chcę to wykrzyczeć: prawdziwy zabójca Zbigniewa G. z Grudziądza chodzi na wolności i się z tego wszystkiego śmieje. To wstyd dla Polski. Poszedłem siedzieć, nie za to zabójstwo, a za swoją złą przeszłość - przekazał nam Andrzej J. Artur N. wyszedł na wolność mając 50 lat. Niedługo później wykryto u niego nowotwór. Leczy się. - Moim jedynym marzeniem jest spotkać się z policjantem, który to wszystko uknuł. Powiedziałbym mu: patrz ch... tak było naprawdę - zwierzył się mężczyzna.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (131)
Zobacz także