Morawiecki, Tusk czy Merkel mogą ogłosić sukces. Realny problem migracji jednak pozostaje
Premier Morawiecki cieszy się z ustaleń szczytu UE w sprawie uchodźców. Nie będzie przymusowej relokacji. Powstaną "centra kontroli". Wspólnota ogłosiła sukces. Widziałem, jak to wygląda. Tak problemu migracji nie uda się rozwiązać.
- To bardzo dobry kompromis. Osiągnęliśmy to, co sobie założyliśmy – powiedział premier Mateusz Morawiecki. – Są zapisy dotyczące relokacji uchodźców na zasadzie dobrowolności i reformy prawa azylowego, która ma być akceptowana na zasadzie jednomyślności.
Na terytorium UE powstaną "centra kontroli migrantów". Obozy, w których ludzie uprawieni do azylu będą oddzielani od imigrantów ekonomicznych, powstaną najprawdopodobniej w krajach granicznych, czyli zapewne we Włoszech, Grecji czy Hiszpanii. Uchodźcy, którym trzeba pomóc, będą tam czekać, aż któreś z państw Wspólnoty dobrowolnie ich przyjmie.
To oznacza koniec wcześniejszej polityki przymusowej relokacji, która miała pomóc Włochom i Grecji z uporaniem się z następstwami wielkiej fali migrantów sprzed 3 lat. Temu mechanizmowi, który nakładał na Polskę obowiązek przyjęcia 7 tys. uchodźców, przeciwstawiał się rząd PiS i inne kraje Grupy Wyszehradzkiej.
Na otwarcie centrów dla migrantów zgodzili się nawet Włosi, którzy ostatnio zamknęli swoje porty dla statków ratujących ludzi na Morzu Śródziemnym. Po pierwsze Wspólnota zapłaci za utrzymanie tych obozów, a poza tym UE postara się przekonać kraje Afryki Północnej do otwarcia obozów dla ludzi wyławianych na morzu. Tam także uchodźcy zostaną oddzieleni od imigrantów zarobkowych, którzy następnie będą odsyłani do krajów pochodzenia.
Te ustalenia wyglądają fantastycznie na papierze firmowym z unijnymi logotypami, jednak w praktyce nie rozwiążą problemu migracyjnego. W Brukseli raz jeszcze wypracowano kompromis, pod którym, wymuszając uśmiech, podpisać się może każdy, od Donalda Tuska po Mateusza Morawieckiego, od Emmanuela Macrona przez Angelę Merkel po Viktora Orbana.
To zwycięstwo czystej polityki nad rzeczywistością. Polska i inne kraje, które nie chcą przyjmować uchodźców mogą tego nie robić. Kanclerz Niemiec ma argument do przedstawienia niezadowolonym koalicjantom. Premier Włoch ma czym chwalić się przed wyborcami.
Niewiele natomiast wiadomo o praktycznej stronie tych rozwiązań. Przecież już teraz migranci docierający do Europy są przesłuchiwani, a kandydaci do otrzymania azylu mają inny status prawny niż zwykli imigranci zarobkowi. Są też obozy, do których ludzie ci trafiają. Byłem w sycylijskim porcie Augusta, gdy do nabrzeża przybił statek z imigrantami. Wymęczonych, lecz szczęśliwych ludzi ustawiono w kolumnę i odprowadzono do punktu przyjęć. Byli przesłuchiwani i mieli możliwość proszenia o azyl. Sam przeszedłem procedurę rejestracji w obozie tymczasowym. Teraz wielu migrantów tego unika, żeby zachować wolność przemieszczania się.
Czy te nowe centra będą miały bardziej restrykcyjny charakter, a trafiający do nich ludzie nie będą mogli swobodnie się poruszać? Na jakiej podstawie demokratyczne kraje będą praktycznie więzić ludzi, którzy nie weszli w konflikt z prawem? Co się stanie z azylantami uprawnionymi do międzynarodowej pomocy, których nikt nie chce przyjąć? Pytania można mnożyć.
Jeszcze więcej niewiadomych dotyczy zapowiadanych obozów w Afryce Północnej, które Donald Tusk nazwał "regionalnymi platformami wysiadkowymi". W tej chwili żaden kraj nie godzi się na utworzenie takich obozów na swoim terytorium. Nawet, jeżeli powstaną, to w praktyce staną się po prostu gigantycznymi obozami dla uchodźców. Te miejsca jedynie spotęgują problemy odnoszące się do "centrum kontroli" z tą różnicą, że tam nie będą obowiązywały prawa UE.
Żadne obozy nie rozwiążą problemu migracji
Ustalenia brukselskiego szczytu są jedynie krótkoterminowym rozwiązaniem kosmetycznym. Nie rozwiązują żadnego, realnego problemu. Na przykład na południu Syrii toczy się bitwa o miasto Daraa. W ciągu ostatnich dni z domów uciekło tam kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W obawie przed bombardowaniami uchodźcy wewnętrzni szukają schronienia przy granicy z izraelskimi Wzgórzami Golan. O otwarcie granicy apelują też Jordańczycy, którzy przyjęli już ponad milion uchodźców. Władze twierdzą, że milionowy biedy kraju jest już przepełniony, ale jego mieszkańcy po prostu chcą pomóc.
Znacznie większym problemem jest przeludniona i ubożejąca Afryka. Dla setek milionów ludzi Europa jest marzeniem. Szansą na lepsze życie. Stary Kontynent działa jak magnes i wszelkie formalne utrudnienia pewnie część ludzi zniechęcę, ale liczba potencjalnych migrantów jest praktycznie nieograniczona. Jak duże będą więc obozy przejściowe? Staną się tymczasowymi miastami z setkami tysięcy mieszkańców?
W niejednej, nieprawdopodobnie biednej wiosce afrykańskiej widziałem telewizor schowany w stalowej skrzynce i podłączony do generatora. Na plastikowych krzesłach siadają ludzie, żeby oglądać mecze piłki nożnej z ligi angielskiej. Oglądają też reklamy i widzą niewyobrażalne dla nich bogactwo Europy. To jest jak marzenie. Niewielu się decyduje na kosztowną i niebezpieczną podróż, ale przemytnicy i ich naganiacze są wszędzie. Kuszą i obiecują lepsze życie. Nikt potencjalnym migrantom nie opisuje niebezpieczeństw podróży, podczas której będą napadani i bici, a kobiety mogą zostać zgwałcone. Nie wiedzą też, że w Europie nikt na nich nie czeka z otwartymi rękami.
Problemu migracji ludności nie rozwiąże uszczelnianie granic dopóki Europa przyciąga obietnicą dobrego życia, a kraje afrykańskie wypychają brakiem perspektyw. Liczba chętnych do podjęcia ryzyka przedostania się do bogatej północy nie będzie się zmniejszać, dopóki Europa na poważnie nie zaangażuje się w rozwiązywanie konfliktów i rozwój biednych krajów. Konieczna jest także edukacja, a przynajmniej uświadamianie potencjalnych migrantom, że obietnice świetlanej przyszłości składane przez przemytników po prostu są nieprawdziwe.