Palikot szokuje: Smoleńsk to była pijacka wyprawa
Janusz Palikot deklaruje, że aby osiągnąć sukces w polityce, "musi być chamem", bo "jak będę mówić tylko mądre rzeczy, to naprawdę będę miał tylko 4 proc. poparcia". W myśl tej zasady postępował przez cały rok i obrażał kogo się tylko dało. I tak np. w kwietniu na jego celowniku znalazł się Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości z Platformy, o którym powiedział, że "zachowuje się jak katolicka ciota". Innym razem Gowina nazywał "wycieraczką Tuska". We wrześniu z kolei wypowiadał się na tematy związane z katastrofą smoleńską. I znów zaszokował - tragiczny lot z 10 kwietnia 2010 r. określił mianem "pijackiej wyprawy". - To była pijacka wyprawa. Lech Kaczyński pił do późna w nocy, gdyby nie pił, to by się nie spóźnili pół godziny. Następnego dnia wylądowaliby, bo nie byłoby wcześniej mgły - powiedział Palikot. - Leczyli kaca na pokładzie samolotu - dodał.
W listopadzie na antenie Radia Zet ocenił wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, a przy okazji prezesa PiS nazwał "truchłem politycznym". Przy innej okazji stwierdził z kolei, że Kaczyński jest rosyjskim agentem i powinien wylądować w więzieniu. Na "czarnej liście" Palikota w tym roku znalazł się też rzecznik rządu Paweł Graś, którego w styczniu na swoim blogu nazwał "skur...lem". W ten sposób krytykując go za jego stanowisko ws. recept na leki refundowane.
W marcu Palikot w niewybrednych słowach skrytykował też abp. Józefa Michalika, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. - Często księża są chamami, polski ksiądz prowincjonalny to bardzo często taki cham, prostak, niewykształcony, który sobie pozwala na tego typu wypowiedzi. Michalik jest takim samym chamem jak Rydzyk - grzmiał Palikot.