PolskaMłodzi: monogamia to tylko jedna z opcji

Młodzi: monogamia to tylko jedna z opcji

Amelia chętnie słucha, gdy jej chłopak opowiada, jak mu się udała randka z drugą dziewczyną. Dla coraz większej liczby młodych monogamia przestaje być normą. Staje się tylko jedną z opcji - pisze Norbert Frątczak z Polityki.

Dla coraz większej liczby młodych monogamia przestaje być normą. Staje się tylko jedną z opcji. (fot. Cody Black, Unsplash)
Dla coraz większej liczby młodych monogamia przestaje być normą. Staje się tylko jedną z opcji. (fot. Cody Black, Unsplash)

Maria (25 lat), obecnie w monozwiązku, wcześniej miała chłopaka i dziewczynę jednocześnie. Jej facet też umawiał się z innymi, głównie mężczyznami, ale nie tylko. O dziewczyny, przyznaje, bywała zazdrosna. Ale pracowała nad tym i dziś wie, że wiele się dzięki temu nauczyła i dowiedziała o sobie. Janek (23 lata) o tym, że może kochać więcej niż jedną osobę naraz, przekonał się w liceum. On i jego dwie partnerki wspólnie odkrywali swoją seksualność i preferencje co do stylu życia. Związek, jak to z licealnymi miłościami bywa, się rozpadł, ale Janek do monogamii nie wrócił. Nie zamierza oszukiwać siebie i ludzi, z którymi się wiąże. Amelia (28 lat) zna wszystkich partnerów i partnerki swojego chłopaka. Jedna z nich zamieszkała z nimi trzy miesiące temu i teraz żyją we troje. Jego kocha, uczuć do niej nie jest jeszcze pewna. Ale dobrze im w tej triadzie.

Ula z Lucjanem (24 i 26 lat) są ze sobą od prawie czterech lat. Związek otworzyli pół roku temu. Najpierw, przez ponad rok, o tym rozmawiali. Lucjan, mimo że zawsze uważał, że monogamia nie ma sensu, z początku był sceptyczny. Gdy decyzja zapadła, niemal od razu wszedł w związek z drugą dziewczyną. Zarówno on, jak i Ula powrotu do dawnego porządku sobie nie wyobrażają.

Wszystkich ich łączy młodość i to, że są poliamoryczni. To znaczy, że mogą kochać wiele osób jednocześnie i wchodzić z nimi w relacje emocjonalno-seksualne. Przy czym słowo "mogą" odgrywa tu szczególną rolę. – Poliamoria może być realizowana w praktyce, ale może też pozostać jedynie potencjałem – mówi w rozmowie z POLITYKĄ dr Katarzyna Grunt-Mejer, badaczka konsensualnych związków niemonogamicznych z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. – Możemy sobie wyobrazić osobę poliamoryczną, która ze względu na wyznawane wartości czy religię nigdy nie weszła i być może nie wejdzie w związek poliamoryczny, ale wie o swoim potencjale, bo zdarzyło jej się kochać więcej niż jedną dorosłą osobę jednocześnie.

Pozorna wierność

Wartości i religia to jedno. Ale są też poliamorycy, którzy – podobnie jak Maria – świadomie decydują się na tworzenie z partnerem związku monogamicznego. Świadomie, ponieważ ich decyzja opiera się przemyślanym wyborze, a nie na obowiązującej normie kulturowej. – Oczywiście, mój obecny chłopak wie, że jestem poliamoryczna – przyznaje Maria. – Była rozmowa o potencjalnym otwarciu związku, ale oboje zgodziliśmy się, że nie czujemy potrzeby. Jemu jest tak dobrze, ja także czuję, że niczego mi nie brakuje. Nie szukam więcej partnerów czy partnerek, ale biorę pod uwagę, że z czasem mogę się zakochać w kimś jeszcze.

Ale żeby móc coś rozważać, najpierw trzeba mieć świadomość alternatywy. Jeszcze w 2013 r. mniej niż co trzecia osoba badana przez dr Grunt-Mejer wiedziała, na czym poliamoria polega. To się jednak zmienia. Gdy dwa lata temu to samo pytanie zadali polskim badanym pracownicy IQS (na zlecenie BBC Brit) wyniki były odwrotne: 70 proc. wiedziało, czym ona jest. Pozostali myśleli, że jest to choroba zakaźna (13 proc.), roślina mięsożerna (8 proc.), gatunek ryb (5 proc.) albo egzotyczny owoc (3 proc.).

Najnowszy numer Polityki jest już dostępny
Najnowszy numer Polityki jest już dostępny

Skąd ta zmiana? – Myślę, że świadomość istnienia poliamorii urosła wraz z europejską falą rozpoznawalności i akceptacji związków nieheteronormatywnych – mówi badaczka z SWPS. – To naturalna konsekwencja. Po tym, jak uznanie dla swoich związków zdobyła część osób ze środowiska LGBT, do głosu zaczęły dochodzić pokrewne grupy, apelując: zobaczcie nas, my też tu jesteśmy i chcemy zostać rozpoznani.

Ilu jest w Polsce samych poliamoryków, nie wiadomo. Nie ma rzetelnych danych na ten temat. Z tego samego badania IQS dowiadujemy się jednak, że 76 proc. osób deklaruje, że nie podzieliłoby się swoim partnerem z nikim i propozycję takiej relacji uważa za poniżającą. Co czwarta byłaby gotowa ją rozważyć, gdyby był to sposób na uratowanie związku.

Połowa ankietowanych Polaków uznała poliamorię za niemoralną. Ale to też się zmienia. Jeszcze w latach 70., jak wynika z badań socjologicznych, bardziej od związków poliamorycznych cenione były te dwuosobowe, w których partnerzy się zdradzają. Dziś natomiast poliamoria znajduje się na drugim miejscu w tabeli uznania, tuż za związkami monogamicznymi. Za nimi znajdują się jeszcze związki otwarte (w sensie seksualnym), swingerskie (seks z innymi partnerami, ale pod okiem partnera/partnerki i przy zachowaniu monogamii uczuciowej), a dopiero na końcu związki pozornie monogamiczne (w których dwoje partnerów deklaruje sobie wierność, ale jej nie dotrzymuje).

Każdemu według potrzeb

Gdy wchodziła w pierwsze związki, Amelia nie zastanawiała się, czy monogamia jej odpowiada. Nie musiała, nie wiedziała nawet, że można inaczej. – To znaczy wiedziałam, że gdzieś tam na świecie ludzie łączą się ze sobą w więcej niż dwie osoby. Nie uważałam tego za coś złego, bo zawsze byłam w tych sprawach mocno otwarta. Ale nie spodziewałam się, że w Białymstoku, w którym mieszkałam, będę miała okazję tego doświadczyć – tłumaczy.

Z czasem, podczas kolejnych wyłącznych związków, zauważała, że jej serce bije nie tylko dla jej oficjalnych partnerów. Nie mogła z tym jednak nic zrobić z uwagi na wybranków. Do czasu, gdy poznała Adama, który także jest poliamoryczny. Dość szybko zamieszkali razem i rozpoczęli życie na własnych zasadach. Te są proste: zarówno on, jak i ona mogą spotykać się z innymi osobami, zakochiwać się, uprawiać seks, wchodzić w związki. Kluczem jest jawność: każde z nich wie, z kim spotyka się druga osoba i co robi ze swoimi partnerami. W sferze miłosnej nie mają przed sobą tajemnic.

Amelia nie czuje zazdrości z powodu obecności innych osób w życiu Adama. Cieszy się, że te dają mu satysfakcję. – To, że moje osoby partnerskie spotykają się też z innymi nie sprawia, że uważam się za niewystarczająco dobrą – wyjaśnia. – Wręcz przeciwnie: skoro mają możliwość wchodzenia w różne związki, a wciąż ze mną są, upewnia mnie, że jest im ze mną dobrze. Ja też mam wiele relacji, niekoniecznie romantycznych i z każdej z nich czerpię coś pozytywnego. Zazdrość pojawia się dopiero wtedy, gdy czuję, że ktoś poświęca mi za mało uwagi. Że idzie z innymi do knajpy, do której ja też chciałam pójść. Ale takie rzeczy to nie jest domena poliamorii, zdarzają się też w monozwiązkach.

Amelia i jej chłopak znają swoich partnerów i partnerki, często spędzają czas razem, jeżdżą na wspólne wakacje. W lipcu zamieszkała z nimi Beata, z którą Adam jest w związku od ponad roku. Beata zerwała akurat z chłopakiem, musiała się wyprowadzić. Amelia nie miała z tym problemu. Dzielą nie tylko wspólne mieszkanie, ale też łóżko. Relacja, którą tworzą, jest równorzędna.

– Choć oczywiście wszyscy mamy świadomość, że ja z A. znamy się dłużej, mamy więcej wspólnych chwil. Na co dzień działamy w myśl zasady: od każdego według możliwości, każdemu według potrzeb. Wszystko omawiamy, tak by nikt nie czuł się odepchnięty – przyznaje Amelia.

Kontrakt

Właśnie dlatego poliamoria nazywana jest niemonogamią konsensualną. Tu nic nie działa wedle zastanych praw ("nie możesz sypiać z innymi osobami"), a normy są ustalane przez wszystkich partnerów ("możesz, ale masz mi o tym powiedzieć i się zabezpieczyć").

Wielu związkom pomagają kontrakty. Lucjan i Ula nad swoim pracowali przez kilka tygodni. Są w nim kwestie dotyczące mieszkania, a konkretnie tego, czy można do niego przyprowadzać innych partnerów (jest możliwość weta) i uprawiać z nimi seks we wspólnym łóżku (do tego jest kanapa). Dotyczące komunikacji: czy dzielić się prywatnymi sprawami obojga (z zasady nie, chyba że partner postanowi inaczej) i informować o zmianie statusu relacji (trzeba informować). Jest też sekcja dotycząca zdrowia emocjonalnego, która mówi o tym, że każde z nich jest odpowiedzialne za to, co czuje i nie mogą wymagać, by druga osoba przestała się przez to spotykać z innymi partnerami. Ale jest też zasada dotycząca dbania o siebie nawzajem – upewniania się, czy u drugiej osoby wszystko gra.

Szczególnie istotny jest punkt, który mówi o hierarchicznej strukturze związku. To znaczy, że najważniejsi są w nim Lucjan i Ula, oni tworzą trzon relacji. To dobra opcja, kiedy jest się parą, która dopiero zaczyna być poliamoryczna. Do Uli w dłuższej perspektywie przemawia co prawda anarchia relacyjna, gdzie wszyscy są na równych prawach. Ale Lucjan, na tę chwilę, raczej by się w tym nie odnalazł. A że kontrakt z zasady chroni osobę, która może czuć się z czymś nie w porządku, to zostaje, jak jest.

Pewne rzeczy nadal nie zostały przyklepane. Jak na przykład taka kwestia: czy mogą flirtować z innymi osobami na oczach partnera? – Nie było jeszcze okazji, żeby sprawdzić, jak będziemy się z tym czuć, więc na razie, warunkowo, ustaliliśmy, że możemy. Jeżeli okaże się, że ja albo Ula mamy z tym problem, zmienimy ten punkt – mówi Lucjan.

Nie tylko seks

Gdy podpisali kontrakt, Uli wydawało się, że jest już psychicznie przygotowana na otwarcie związku. Znała dziewczynę, z którą związał się Lucjan, lubiła ją. Ale czuć się gotowym to jedno, a to, co się czuje, gdy twój chłopak jest na randce z inną, to dwie różne sprawy. – Wiem, że pojawiająca się zazdrość mówi najwięcej o nas samych: o strachu przed opuszczeniem, porównywaniem się z innymi, o tym, co jest w nas niezaopiekowane. Do tego dochodziło przekonanie, że jako "główna" partnerka powinnam się w pewien sposób zaopiekować dziewczyną Lucka – przekonać, że jest mile widziana, że nie konkurujemy ze sobą, że ma moją sympatię. Z początku było bardzo trudno, ale dziś wiem, że zrobiłam wielkie postępy i mam to już pod kontrolą – opowiada Ula.

Sama nie weszła jeszcze w żaden związek, ale dużo lepiej czuje się z myślą, że – choć nie musi z niej korzystać – ma taką możliwość. – Nie wyobrażam sobie powrotu do monogamii – przyznaje. – Decyzja o stworzeniu związku poliamorycznego bardzo nas do siebie z Luckiem zbliżyła. To brzmi paradoksalnie, ale tak jest. Pokonaliśmy wiele barier komunikacyjnych, nauczyliśmy się rozmawiać na tematy, których wcześniej nawet nie odważylibyśmy się poruszać.

Dla większości osób przywiązanych do idei monogamii takim tematem jest seks. Poliamorycy dobrze to znają: gdy tylko ujawnią komuś swoje preferencje, zaczynają się pytania. Zwykle o to, jak czują się z myślą, że ktoś inny sypia z ich partnerem/partnerką. Potem pada sakramentalne: ja to nawet chciałbym/chciałabym sypiać z innymi, w końcu to tylko seks, ale nie chcę, by robiła to moja druga połówka.

Czytaj również:

Nawet ojciec Lucka, po tym jak dowiedział się, że jego syn ma dwie dziewczyny, nie zapytał go o nic, tylko spojrzał z uznaniem, jak na syna-macho. Dla wielu rodziców poliamoria ich dzieci to temat tabu. Niektórzy ją akceptują, choć nie w pełni rozumieją. Inni nawet o niej nie wiedzą, bo dzieci w obawie przed pogorszeniem relacji nie ujawniają się ze swoim stylem życia.

Co wybrać?

Tymczasem w poliamorii to nie seks odgrywa kluczową rolę, tylko uczucia. – Badania pokazują, że osoby poliamoryczne mają tylko ociupinkę więcej seksu niż ludzie w monogamicznych związkach – tłumaczy dr Katarzyna Grunt-Mejer. I przypomina, że wśród poliamoryków są też osoby aseksualne, czyli takie, które w ogóle nie czują potrzeby uprawiania seksu.

Od trzech lat przychodzi do niej coraz więcej par, które chciałyby otworzyć swój związek. Proszą o rady, jak to zrobić. Jak rozmawiać z rodzinami. Pojawiają się lęki związane z nagłym przeniesieniem uczuć ("czuję, że pokochał ją bardziej ode mnie"). Zwykle są to ludzie młodzi, zapewne dlatego, że starszym, ze względu na mniej wyrozumiałe środowisko, trudniej jest się ujawnić.

Czytaj również:

– Przed podjęciem decyzji, w jakim związku chcemy być, powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czego od niego oczekujemy i co sami możemy dać. Na przykład jeżeli szczególnie ważna jest dla nas ciągła bliskość naszego romantycznego partnera, monogamiczny styl życia nam to ułatwi, choć niczego nie zagwarantuje. Poliamoria wymaga natomiast otwartości na nietypowe formy codziennego funkcjonowania, na chwilową lub dłuższą nieobecność partnera w momencie, gdy spotyka się z inną osobą oraz na uważne przyglądanie się, czy umiem dać partnerowi tę samą wolność, której chcę dla siebie – sumuje Grunt-Mejer.

Norbert Frątczak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)