Polscy swingersi. Żądza budzi się, kiedy Marki śpią© Fotolia

Polscy swingersi. Żądza budzi się, kiedy Marki śpią

10 czerwca 2018

Kiedy pada hasło ''czas wyskoczyć z gaci'', wszyscy posłusznie zrzucają ciuchy. Zostaję w samej bieliźnie i szpilkach. Byłam na imprezie dla swingersów – ludzi, którzy spędzają weekendy, uprawiając seks grupowy na oczach innych.

Upalny piątkowy wieczór, ledwie zaszło słońce. Kiedy bary w centrum Warszawy wypełniają się ludźmi, mnie taksówka wiezie w przeciwnym kierunku. Jadę do Marek, na imprezę dla swingersów.

Kim są swingersi? Po wpisaniu hasła w Google można przeczytać, że to osoby w stałych związkach, które wymieniają się partnerami. Uprawiają seks z inną parą albo w trójkącie. Lub w jeszcze innej konfiguracji. Umawiają się na forach internetowych albo spotykają w klubach. Takich jak ten w Markach.

Temat przewodni dzisiejszej imprezy to ''piłkarskie emocje''. Polska gra mecz towarzyski z Chile, na uczestników zabawy czekają więc atrakcje. ''Miłośniczki relaksu będą mogły skorzystać nie tylko z naszego sławnego jacuzzi i sauny, ale także oddać się w boskie ręce naszych wykwalifikowanych masażystów, którzy rozgrzeją je przed gorącą, pomeczową imprezą'' – czytam na stronie wydarzenia. Czytam też regulamin, i to uważnie. ''Nie ma przymusu od razu brać udziału w zabawie'' – zastrzega klub – ''możecie po prostu posiedzieć przy drinku (…), przyglądając się innym parom, a gdy poczujecie, że to jest właśnie ta chwila, przyłączcie się do nich i dajcie ponieść euforycznej ekstazie''. ''Nic na siłę'' – mówi regulamin – ''w każdej chwili możecie opuścić imprezę bez podania przyczyny''. Hasła, jakimi reklamują się swingerskie kluby w Polsce, to – ''możesz wszystko, nie musisz nic''.

Obraz
© WP.PL

Willa pełna seksu

Taksówka sunie przez wyludnione Marki. Nawigacja mówi, że do celu czterysta metrów. To zwykła, klockowata willa na cichej uliczce, otoczona solidnym murem. Nic nie wskazuje na to, by za ogrodzeniem odbywały się dzikie orgie. Nie ma żadnego szyldu ani neonu. Przyciskam brzęczyk domofonu, brama się otwiera.

Wita mnie Tomek. W niczym nie przypomina łysych karków stojących przed ''zwykłymi'' klubami nocnymi. Jest po trzydziestce, ma na sobie t-shirt i bokserki.

– Fajnie, że przyszłaś – mówi. – Pierwszy raz?
– Tak – odpowiadam nieśmiało.
– Widać.

Na wstępie Tomek wyjaśnia zasady. Chodzi o dobrą zabawę, każdy wyznacza sam granice tego, jak daleko się posunie. Ubrani mają wstęp tylko na parter, żeby zejść na dół lub wejść na górę, strój musi być bardziej frywolny. W przypadku kobiet: bielizna erotyczna, peniuary, koronki, pończochy i obowiązkowe szpilki. Panowie mają łatwiej – zostają w koszulkach i majtkach. Każdy uczestnik imprezy dostaje kluczyk do szafki, gdzie zostawia ubrania, telefon, dokumenty i pieniądze. Te nie są potrzebne, bo rozliczenie następuje przy wyjściu. – Zamawiając coś z baru, podajesz po prostu numer swojej szafki – wyjaśnia Tomek.

Obstawiam jeszcze wynik meczu i wchodzę. Nie płacę nic. Gdybym przyszła z partnerem, zapłacilibyśmy 150 zł. Gdybym była samotnym facetem – 200.

Obraz
© Fotolia

Czas wyskoczyć z gaci

Mecz jeszcze trwa, Polacy prowadzą 2:1. Zamawiam colę przy barze i siadam obejrzeć spotkanie. Razem ze mną ogląda jakieś dwadzieścia osób: w większości pary, ale dostrzegam też kilku singli. Siedzimy w ubraniach, atmosfera – jak na zwyczajnym spotkaniu towarzyskim. Ale kiedy wybrzmiewa ostatni gwizdek, Tomek zarządza zmianę.

– Czas wyskoczyć z gaci! – mówi rozradowany i przełącza telewizor na kanał pornograficzny. Jest mi cholernie głupio, ale muszę się dostosować, inaczej nie będę miała wstępu na piętro i do piwnicy. Zostaję w samej bieliźnie, czarnych pończochach i czerwonych szpilkach. Muszę jakoś przełamać skrępowanie, więc zamawiam drinka. Stali bywalcy klubu od razu zauważają nową twarz.

– Hej, jestem Adam, miło cię poznać - słyszę za swoimi plecami. Facet trochę starszy ode mnie, jest tu z żoną – Martą. Pytają, czy często bywam w klubach dla swingersów. Mówię, że to mój pierwszy raz.

– Spodoba ci się, przychodzę tu z mężem raz na kilka tygodni. Żeby się odstresować – mówi Marta. Dopytuję, czy nie jest zazdrosna, kiedy jej mąż uprawia seks z inną kobietą. – Nie, to lepsze od zdrady, jesteśmy w tym razem – odpowiada. Pytają, czy podoba mi się atmosfera. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że czuję się dość dziwnie, bo niecodziennie gaworzę półnaga z dopiero co poznanymi ludźmi. – Nie martw się, skrępowanie mija. To jak terapia, nikt nie będzie krytykował twojego wyglądu ani oceniał figury – uspokaja mnie Marta.

Na oprowadzanie po willi zabierają mnie Krzysiek i Maciek. Krzysiek ma koło czterdziestki, w klubie bywa co najmniej raz w tygodniu. Maciek jest starszy i w swingerskich klimatach też siedzi od dawna.

– Mamy tu taką zasadę, że kiedy na mieście spotykasz kogoś z klubu, nie pokazujesz, że go znasz – tłumaczy. – To, co dzieje się w klubie, zostaje w klubie. A, no i nie wiem, czy zauważyłaś, ale nie przeklinamy tutaj. Jak ktoś jest natarczywy, wulgarny, od razu wylatuje i nigdy nie wraca. Zawsze można powiedzieć ''nie''.

Ostatnią zasadę postanawiam sprawdzić, kiedy jego ręka nagle wędruje na mój pośladek. Mówię, że dziś chcę tylko obserwować. Maciek grzecznie się wycofuje.

Obraz
© Fotolia

Seks, kredyty, podróże, dzieci

Willa jest spora. Na parterze – bar, palarnia i wielka wanna z jacuzzi, w piwnicy – dyskotekowy parkiet, sauna, stół do masażu i łóżko wodne. – Chodź, usiądź sobie – zachęca Krzysiek. Siadam, woda faluje pod moim ciężarem. Czuję lekko nieświeży zapach. Choć pościel wygląda na czystą, niejedna para musiała uprawiać tutaj seks.

– Znam wiele osób, które poznały się w klubie – mówi Krzysiek. – Tutaj rozkręcamy się powoli, ale bywa i tak, że od samego wejścia wszyscy mają wyskakiwać na golasa. Wtedy idzie szybciej. Ja, jak już wybzykam wszystko, co jest do wybzykania tutaj, przenoszę się do innego klubu. Dzisiaj też pewnie tak zrobię – dodaje ze śmiechem.

Prowadzi mnie na piętro, gdzie urządzono kilka obitych pluszem pokoi. W jednym staję jak wryta na widok kozła – podobny pamiętam z zajęć WF w podstawówce. Są też gadżety do sado-maso, ściana z linami, sznurami i kajdankami. Można przywiązać partnera zabaw albo samemu dać się ujarzmić. Znowu spotykam Martę i jej męża. – To jedno z naszych ulubionych pomieszczeń – uśmiecha się Marta, całując swojego partnera. Atmosfera gęstnieje, Adam przykuwa Martę do ściany.

Nie chcę im przeszkadzać, schodzę na dół do palarni. Muszę odsapnąć. W palarni siedzi Wala, oprócz barmana jedyna ubrana osoba w klubie. Zbiera puste szklanki, opróżnia popielniczki, a jak trzeba – przetyka zapchane toalety. Właśnie ma przerwę.

Pytam, od jak dawna tu pracuje.

– A, w sumie to od początku, będzie już chyba ze cztery lata – odpowiada ze wschodnim zaśpiewem. Podpuszczam ją nieco i mówię, że pewnie przez ten czas widziała już bardzo wiele. – Ano tak, ale wszystko jest dla ludzi – mówi z uśmiechem. – Zawsze jest kulturalnie, ludzie nie robią awantur, nie upijają się do nieprzytomności. Klientela jest raczej stała, to prawnicy, lekarze, informatycy, sama śmietanka – zapewnia. Pytam, czy nigdy się nie bała o swoje bezpieczeństwo. – Może raz. Dochodziła piąta rano, szykowaliśmy się do zamknięcia, a ja sprzątałam piętro. A tu podchodzi do mnie całkiem pijany facet i daje mi 1000 zł, żebym szła z nim. – I co, zgodziłaś się? dopytuję. – Skąd! – Wala się obrusza i dodaje, że na szczęście przyszedł wtedy barman i typa wyprowadził. – Tak jak ci mówiłam: tu zawsze musi być kulturalnie – kończy swoją opowieść.

Znów schodzę na dół. Kilka osób czeka na masaż relaksacyjny. Na stole leży Milena. Do klubu przyprowadził ją Łukasz – nie są parą, dopiero co się poznali.

– Ślubu raczej z tego nie będzie, ale dobra zabawa jest – tłumaczy Łukasz. I pyta, czy próbowałam kiedyś grupowego seksu. – Mówę ci, zupełnie kosmiczne doznania – uśmiecha się znacząco i pomaga wstać Milenie ze stołu do masażu. W kolejce czeka też Elwira, która przyszła tu z Markiem. Są parą od kilku lat. Swingują regularnie. Przekonują, że to ich zbliża, zacieśnia więź. Dzielenie się partnerem uważają za rodzaj najwyższego oddania, a i nudę w łóżku łatwiej pokonać ich zdaniem w ten sposób. Znają sporo osób z klubu, spotykają się w końcu na tych samych imprezach. Rozmawiają, nie tylko o seksie, ale też kredytach, podróżach, dzieciach.

Wśród wzburzonych fal

Jest już grubo po północy. Część imprezy przenosi się do jacuzzi. Wstęp – tylko nago. W wannie jakieś osiem osób śmieje się i dokazuje, aż woda leje się na podłogę. Po korytarzach przemyka kilku mężczyzn w ręcznikach owiniętych wokół bioder. Wyglądają, jakby bezskutecznie szukali partnerki na dzisiejszy wieczór.

– Bzykają się – szepcze mi na ucho Maciek i pokazuje na jedyny zamykany w willi pokój, którego całą powierzchnię zajmuje łóżko. To, co się dzieje w środku, można podglądać przez otwory w ścianie. Na materacu Elwira, Marek i jeszcze jedna para. Obie kobiety klęczą z wypiętymi pośladkami. Marek uprawia seks z drugą dziewczyną, jej partner zaspokaja Elwirę oralnie. Co jakiś czas wymierza jej klapsa. Scenę obserwuje kilka osób, część mężczyzn się masturbuje.

– Ale było super – mówi Elwira kilka minut później, poprawiając siateczkowe body na piersiach i klepie drugą dziewczynę po pupie. – Napijemy się czegoś?

Elwira zamawia drinka, którego wygrała za poprawne wytypowanie wyniku meczu. Choć jest już późno, nikt nie wygląda na pijanego. Niektórzy w ogóle obywają się bez alkoholu.

– Chodź – ciągnie Marka Elwira, która dopiła drinka i najwyraźniej odzyskała siły. – Idziemy na łóżko wodne?

Łóżko okazuje się zajęte, ale Elwirze i Markowi to nie przeszkadza. Po krótkim pytaniu po prostu się przyłączają. Wśród wzburzonych fal grupa "kotłuje się" w miłosnym uścisku. Nie wiem, ile osób uprawia akurat seks: pięć, może sześć. Trudno policzyć, bo ich ręce, nogi, głowy i usta zlewają się w jedno.

Do pokoiku zaglądają kolejni single w ręcznikach. – Out, out! – krzyczy w końcu Elwira i gestem daje im znać, że nie chce, by podglądali. Gdy jednak przychodzi do nich kolejna dziewczyna, pozwala jej zostać i patrzeć. A potem wciąga w pościel.

Julka lubi być bita

Widziałam już chyba wszystko, mogę wracać do domu. Przebierając się przed wyjściem, spotykam kolejne dwie pary swingersów, oni też już wychodzą. Proponują wyjście do jeszcze jednego klubu, ale grzecznie odmawiam, tłumacząc, że jak na pierwszy raz wystarczy mi emocji.

– Spoko – mówi jeden z mężczyzn, który właśnie... poddusza swoją partnerkę. – Julka lubi być bita – mówi, jakby było to zupełnie zwyczajne wyznanie.

Wychodzą roześmiani na marecką uliczkę. W ogródku obok wściekle szczeka pies.

*Imiona bohaterów zostały zmienione

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (1841)